THE DEVIL’S SWING / JACK CRUSHER / VIRGIN SNATCH – 19.09.2020, SKARŻYSKO-KAMIENNA, KLUB SEMAFOR
29 luty 2020 roku to data ostatniego koncertu, jaki odbył się w kultowym, skarżyskim Semaforze. W Semaforze, który mimo przeciwności losu działa cały czas. I nie mam tu na myśli tylko pandemii, związanej z Covid-19, ale przede wszystkim traktowania Małgosi i Michała przez właścicieli budynku, czyli PKP. Ich determinacja i miłość do muzyki pozwala wierzyć nam, że historia tego miejsca nie skończy się po dziewiętnastu latach istnienia. Trzymajmy kciuki, bo kalendarz koncertowy zapowiada się naprawdę bardzo ciekawie.
19 września 2020 roku to data pierwszego koncertu w Semaforze po przymusowej przerwie. Pierwsza propozycja koncertowa to od razu mocny, metalowy strzał. The Devil’s Swing, Jack Crusher i Virgin Snatch ściągnęły tego wieczora trochę ludzi, spragnionych muzyki na żywo. Przed wejściem oczywiście obowiązkowy strzał w głowę z termometru i już można było czekać na pierwsze dźwięki ze sceny.
W roli rozgrzewacza całego wydarzenia wystąpił ostrowiecko-starachowicki The Devil’s Swing. Nie pamiętam już, ile razy miałem okazję widzieć chłopaków na żywo, ale za każdym razem słucha się ich z czystą przyjemnością. To był naprawdę bardzo dobry początek koncertu. Panowie, czekam na płytę…
Jako druga na scenę tego wieczora wyszła grupa przyjaciół z Buska Zdroju, czyli Jack Crusher. W ich muzyce słychać niewątpliwie opary uzdrowiskowej wody siarczkowej, w której swoje palce maczał sam diabeł. To był ich pierwszy koncert po przymusowej przerwie i kiedy rozmawiałem z nimi przed występem, energia wręcz z nich kipiała. Ale to była dopiero przygrywka do tego, co można było zobaczyć i usłyszeć ze sceny. Jack Crusher znany jest ze swej nieokiełznanej energii na koncertach. Systematyczne przyjmowanie ich dźwięków powoduje niepokój, dreszcze, zadrapania i siniaki, czego dowodem są moje przytrzaśnięte przez barierki palce. Zaczęli od niesamowitego ciosu w postaci “Red Rose”, a potem już poleciało z górki. Energia, jaka płynęła ze sceny w kolejnych numerach, mogłaby posłużyć, jako katalizator napędowy do bolidu Formuły 1.
I przyszła pora na danie główne w postaci Virgin Snatch. “We Are Underground”, pod takim hasłem przebiega druga część trasy, promującej doskonały album “Vote Is A Bullet”. Virgin Snatch to jeden z nielicznych na polskim rynku zespołów, uprawiających szeroko pojętą stylistykę thrash/death metalową. Zaangażowany społecznie i politycznie umiejętnie wychyla się poza ramy sceny undergroundowej, łącząc kilka podgatunków muzycznych. Zielony, Anioł, Grysik, Pablo i Pavulon byli w doskonałej formie tego wieczora. Nie brali jeńców do końca koncertu, co spotkało się z ogromną aprobatą ludzi z drugiej strony barierki. Te trzynaście numerów przeleciało strasznie szybko. Za szybko. Usłyszeliśmy między innymi “Purge My Stain”, “Walk The Line”, “GAWRONY”, czy “State Of Fear”, a na zakończenie “We Are Underground”.
Jak na rozruch po lockdownie, taki koncert dla ludzi, spragnionych muzyki na żywo, jest jak łyk świeżego, niczym nie skalanego, potrzebnego do życia powietrza. Przeglądając listę koncertów, jakie na jesień przygotował Semafor, śmiem twierdzić, że będę tam nader często, z czego bardzo się cieszę. I Was do tego namawiam, bo takie miejsca trzeba wspierać z całych sił!
Rzywiec
Zdjęcia: Grzegorz “Fred” Miernik