FRANKIE BANALI. . .
17 kwietnia 2019 roku. Dla miliardów ludzi to data, jak każda inna. Dla niektórych nie. Jednym z takich właśnie wyjątków był świętej pamięci Frankie Banali. Pewnie części z Was to nazwisko nic nie mówi. Ja jednak jestem z czasów, kiedy ludzie dzielili się na die-hardowych metalowców i nic nie wartą resztę. Miałem zaszczyt należeć do ekipy z lat osiemdziesiątych, głoszącej, jak pacierz: jest jeden metal, który kochamy. Gówno nas obchodziły szufladki, bo były tylko dwie: Metal, który mi wchodzi i metal, który pasuje moim kumplom. Obok Slayer na regałach z płytami mam Scanner, obok Mekong Delta jest Morbid Angel itd.
Wśród zespołów, jakie katowałem na kasetkach firmy MAX i RC, znajdowały się takie, które grane były przez bohatera tego tekstu. Był “Metal Health” Quiet Riot, był “The Headless Children” W.A.S.P. i inne. W późniejszych czasach stopniowo poznawałem inne albumy Quiet Riot, zresztą W.A.S.P. też pozostał ze mną za zawsze. Niemniej na płytach, które zrobiły na mnie największe wrażenie w latach osiemdziesiątych, grał Frankie Banali. Doskonale pamiętam mojego kumpla, który marzył, by być właśnie nim. Chciał się z nim zamienić na życie. I bym nie miał teraz kumpla…
17.04.2019 Frankie Banali dostaje diagnozę. Nudną, przewidywalną i absolutnie druzgoczącą. Nudną i przewidywalną, ponieważ teraz wszyscy mają raka, lub zaraz będą go mieli. Takie czasy… Ekipa Metal Revolt zna to w komplecie z własnego życia. Albo walczyliśmy z chorobą osobiście, albo walczymy dla chorujących na to gówno najbliższych, ukochanych osób.
Frankiemu dawano maksymalnie dziewięć miesięcy życia. Dzięki wsparciu żony, Reginy i córki, Ashley, przetrwał do 21.08.2020. Niestety, Big Pharma, “amerykańskie NFZ-ty” i cały, otaczający go syf, był bezlitosny. Nie było dla niego skutecznej terapii, jak i dla wielu innych nie ma. Za wysokie progi na muzyka nogi.
Dlatego wspomnijmy go dziś. Słuchajmy W.A.S.P. “The Idol”, tym razem ze świadomością, że ten werbel, ta stopa, blacha… już nigdy nie zabrzmi, jak dawniej. Nie zapomnijmy też o chemii w naszym powietrzu, czy jedzeniu. Pamiętajmy, że ktoś Frankiego i nas wszystkich w to rakowe szambo wpakował.
R.I.P Frankie. Dzięki za radość, jaką mi, jako młodemu metalowcowi, przynosiłeś wtedy, gdy jej najbardziej potrzebowałem.
Thilo Laschke