PODSUMOWANIE ROKU 2020. . .
Rok 2020 nie jest, nie był, ani też nigdy nie zostanie przyjęty, czy wspominany, jak każdy inny. W żadnym innym roku scena metalowa nie ucierpiała równie mocno, jak w tym. Z tygodnia na tydzień znikają zespoły, managerowie, oświetleniowcy, nagłośnieniowcy, bankrutują kluby, etc. Zmarli wpływowi muzycy, animatorzy sceny, od tuzów typu Eddie van Halen, czy Neil Peart, po takich, którzy działali lokalnie. Idee typu dystans społeczny z dnia na dzień coraz bardziej alienują resztki tego, co nam jeszcze z więzi międzyludzkich zostało.
Ekipa Metal Revolt nie składa się z naiwnych marzycieli o lepszym jutrze. Nie widzimy jakoś specjalnie światełka w tunelu. Tym bardziej, że to wciąż ten sam tunel, oznaczony kierunkowskazem z napisem “do przyszłości”, jaki znamy z ostatnich dziesięciu miesięcy. Ten, który nadal okazuje się tunelem ściekowym, pełnym syfu wszelakiego, smrodu i odpadów. Cuchnący dokładnie tak, jak nasza potencjalna przeszłość, zarówno jako ludzi jako takich, jak i konkretnych społeczności.
Nie zmienia to jednak faktu, że sama scena metalowa wciąż walczy o przetrwanie. Działo się dużo, tak dobrego, jak i złego.
Tradycją jest zestawianie różnych zdarzeń w mniej lub bardziej wątpliwe wyniki różnych ankiet. My nie będziemy silili się na “obiektywność”. Postanowiliśmy zaprezentować Wam nasze prywatne rankingi hitów i shitów 2020 roku. Zestawienia są absolutnie subiektywne i nie roszczą sobie praw do bycia czymkolwiek innym niż naszą prywatna opinią. Oczywiście zapraszamy każdego z Was do dyskusji w komentarzach i przekonywanie nas i innych do Waszego punktu widzenia, oraz Waszych pomysłów na hity i shity roku 2020…
THILO LASCHKE:
Hity:
- Paradise Lost, “Obsidian” – Cudowna, pełna emocji podróż wewnątrz siebie. Przemawia do każdego fragmentu mnie, jaki mi jeszcze pozostał.
- Dragon, “Pieśń Smoka”, koncert akustyczny w teatrze W Izbie – Wspaniałe interpretacje klasyków i ich niesamowite wykonanie.
- Onslaught, “Generation Antichrist” – Ten krążek to powrót mojej wiary w tę ekipę. Plus dodatkowy za nowy wokal. Robi robotę.
- Anaal Nathrakh, “Endarkenment”, Znowu wokale z kosmosu, kapitalna forma kompozytorska. Chyba najlepszy album od nich.
- Destroyers, “Dziewięć Kręgów Zła” – Za gary Siwego i brzmienie Bugery 333 XXL INFINIUM.
- Them, “Return To Hemmermoor” – Ta ekipa nigdy mnie nie zwiodła. Jestem szczęśliwy, że mogłem z nimi przeprowadzić wywiad.
- Testament, “Titans Of Creation” – za konsekwencję i upór. Za starannie utrzymywany poziom wydawnictw i za to, że gdy nikt nie chciał grać prawdziwego metalu, oni wydawali “Low”, czy “The Gathering”.
- My Dying Bride, “The Ghost Of Orion” – za atmosferę, brzmienie, magię.
- Metal Revolt Festival 2020 – Za to, że się wbrew wszystkiemu udał i przez przypadek okazał się ostatnim koncertem na Śląsku przed pandemią.
- Zmartwychwstanie “Megadejva” – Za pokonanie choroby, które daje nadzieję, że nowy Megadeth będzie równie wspaniały, jak “Dystopia”.
Shity:
- Kat, “The Last Convoy” – Odrażajacy popis Kapelusznika to zdecydowany shit number one roku 2020.
- Okrütnik, “Legion Antychrysta” – wokalny żenadometr roku 2020 wybiło daleko poza limiter.
- Wirusomania i brak koncertów, bo to wpienia w opór.
- Śmierć Neila Pearta z Rush, rozpoczynająca serię tegorocznych zgonów wartościowych muzyków. Gigantyczne straty dla świata samego metalu, jak i szeroko pojętej, dobrej muzyki.
- Ozzy Ozbourne, “Ordinary Man” – Za szarganie własnej legendy taką kupą.
- Kat & Roman Kostrzewski, “Live” – Za wydanie tego wyjątkowo paskudnego bootlega tylko dlatego, że jest moda na albumy nibykoncertowe.
- Aktualna kondycja death i black metalowej sceny – Sam Abiotic, do spółki z Fit For An Autopsy, Fleshgod Apocalypse i Fractal Universe, niczego nie uratują.
- Iron Maiden, “Night Of The Dead, Legacy Of The Beast: Live In Mexico City” – Za to samo, co narobił też Romek i jego Kat.
- Wydawanie płyt w digi, czy ecopacku.
- Brak dystrybucji w Polsce płyt z katalogów Inside Out, Sumerian Records, Artisan Era i wielu innych.
VINCENT :
Hity:
- Sons Of Apollo, “MMXX” – Za wciąż tą samą energię Portnoya i kumpli.
- Sylosis, “Cycle Of Suffering” – Za nową porcję wściekłego wkurwu na najwyższych obrotach.
- Katatonia, “City Burials” – Cenię ich od lat i tak już zawsze będzie.
- Haken, “Virus” – Za interesujący, progresywny thrash.
- Armored Saint, “Punching The Sky” – Za piękną płytę, do której chce się wracać.
- AC/DC, “Power Up” – Jeśli to ma być pożegnanie, to zrobili to, jak umieli najlepiej.
- Blue Öyster Cult, “The Symbol Remains” – Za nadspodziewanie dobry album.
- Iron Savior, “Skycrest” – Za to, że nie zmieniają się od lat.
- Vicious Rumors, “Celebration Decay” – Za nadspodziewanie dobry longplay.
- Sacred Outcry, “Damned For All Time” – Za powiew świeżości w tym skostniałym już gatunku.
Shity:
- Kat, “The Last Convoy” – Cytując klasyka: jak do tego doszło? Nie wiem…
- Odejście Neila Pearta – Wielka strata dla świata i fanów muzyki.
- Iron Maiden, “Night Of The Dead, Legacy Of The Beast: Live In Mexico City” – Smutno patrzeć i słuchać, gdy legenda schodzi na dno.
- Zakończenie działalności Morgoth – Panowie stwierdzili chyba, że z wirusem nie wygrają i postanowili dać sobie siana.
- Paskudna i niezrozumiała wirusomania na świecie.
- Six Feet Under, “Nightmares Of The Decomposed” – Nie wiem, co się stało Chrisowi, ale może niech da sobie już spokój…
- Primal Fear, “Metal Commando” – Kolejny, bardzo słaby twór Ralfa i spółki.
- Ozzy Osbourne, “Ordinary Man” – Sprawa się rypła, pomimo udziału sir Eltona Johna i Slasha.
- Trivium, “What The Dead Men Say” – Bez komentarza, dobra?
- Ross The Boss, “Born Of Fire” – A miało być tak pięknie…
RZYWIEC:
Hity:
- CETI, “Oczy Martwych Miast” – Doskonały heavy metal, Grzesiek nagrał wokale ultra szybko.
- Destroyers, “Dziewięć Kręgów Zła” – Wrócili tacy, jak zawsze.
- Hegeroth, “Perfidia” – Inteligentny black.
- AnVision, “Love & Hate” – Doskonała odskocznia od napierdalanki.
- Sandbreaker, “Worm Master” – Za piach.
- Eternal Rot, “Putridarium” – Za gruz.
- Secfremist, “Whispers Of Death” – Urwali mi pośladek.
- Berbers, “Stand Over Your Grave” – Urwali mi drugi pośladek.
- Azarath, “Saint Desecration” – Zajebisty powrót.
- Wznowienia płyt Sceptic – Nareszcie mogę kupić w normalnych cenach.
Shity:
- Zenek w filharmonii – Sorki, musiałem…
- Działania Kapelusznika i to, co mi odpisał w prywatnej wiadomości.
- Hejtowanie metali przez metali.
- Ceny złocistych trunków na koncertach.
- Praktycznie całkowity brak koncertów.
- Odwołanie corocznego Wielkiego Ognia przez prezydenta Ostrowca, a tydzień później zorganizowanie koncertu disco z pola.
- Srakopaki – Wiadomo za co.
- Szalejącą kostucha, zabierająca nie tylko ludzi związanych z metalem.
- Chęć przyjechania pewnej, warszawskiej kapeli do audycji 3Winyle, ale za kasiorkę.
- Chrześcijaństwo i ich podejście nie tylko do metalu.
TOMASZ URBAŃSKI
Hity:
- Metal Revolt Festival – Mieliśmy dużo szczęścia, że nasze przedsięwzięcie odbyło się jeszcze bez durnych ograniczeń i przeszkód.
- Nowa płyta Raven – Bracia Gallagher pokazali, że po ponad czterdziestu latach na scenie można nie zdziadzieć i wciąż nagrywać płyty, wyrywające z butów.
- Płyty Sacred Outcry i Typhus – Grecja górą! Jest wiele świetnych, młodych kapel, ale te dwie formacje w kategorii debiutów zdecydowanie chciałbym wyróżnić.
- Destroyers i ich “Dziewięć Kręgów Zła” – Album Destroyers w stylu Destroyers (plus teksty Marka Łozy w stylu Marka Łozy), ale pierwszy raz w historii dobrze brzmiący. Poza tym wyróżniłbym jeszcze internetową wojenkę między zwolennikami i przeciwnikami grupy. Nie wiem, czy te gównoburze to hit, czy żenada, ale ja mam z tego bekę.
- Nowy album Persuader – Taaak, ja wiem, że Blind Guardian to już był, ale uczeń dorósł do mistrza. Poza tym mistrz już skapcaniał.
- Astharoth z płytą “Resurrection: Beginning Of The End” – Naprawdę świetny powrót po wielu latach niebytu, choć w mocno odmiennym klimacie.
- Nowy krążek Onslaught – Porządny kop w jaja! Wymiana wokalisty to zawsze loteria – tu nowy śpiewak wkomponował się w zespół znakomicie!
- Iscariota z płytą “Legenda” – Nigdy im przesadnie nie fanowałem, ale nowym krążkiem po prostu mnie kupili.
- Vicious Rumors i ich “Celebration Decay” – Geoff Thorpe nagra kiedyś coś kiepskiego?
- Nowy gramofon w moim domu – Wielkim fanem winyli nie jestem, ale kusi mnie dokupić trochę nowych “placków”…
Shity:
- Kasacja jakiejkolwiek aktywności scenicznej przez kochaną władzunię w Polsce i na świecie – Jakby ktoś rok temu roztoczył przed nami taki scenariusz, nikt by nie uwierzył. A dziś? Gdzie są ci wszyscy “rozsądnie myślący”, którzy na początku 2020 roku najpierw piali, że to się nie wydarzy, a później pieprzyli, że to nie będzie trwać długo?
- Płyty koncertowe ze streamu, bądź z gównianych zapisów – Ja wiem, że kapele, pozbawione dochodów z gigów, ratują się, jak mogą, ale to, co wydał np. Iron Maiden, czy Kat bez kapelusza, jest tak dobre, że nie wiadomo, o którą ścianę tym walnąć…
- Krążki, wydawane w ecopackach – Co to, do ciężkiej cholery, w ogóle ma być?!
- Brak wydań CD wielu istotnych dla mnie płyt w jewel case – Skazywany zostaję na digipacki, których nie lubię.
- Nowe “dzieło” Phil Campbell And The Bastard Sons – Rany boskie… Dłuższy komentarz zbędny.
- Kat w kapeluszu i Kat bez kapelusza – A może, panie Piotrze i Romanie, pościgacie się z sobą w odwrotnym kierunku, tzn. nie który album denniejszy, tylko który lepszy?
- Rozkład drobnej przedsiębiorczości dzięki pandemicznej ściemie – Wygląda na to, że obronić mają się tylko korporacje. Jaki to ma związek z muzyką? Ano dotyka też ludzi, zajmujących się oświetleniem, nagłośnieniem, etc. Koncerty kiedyś wrócą, ale jak wszystkie, nawet te średniej wielkości, zorganizują Wam altruiści pokroju Live Nation, to się dopiero ucieszycie…
- Rozpad kapel, spowodowany koronaściemą – Było pewne, że część bandów na dłuższą metę nie wytrzyma tej sytuacji.
- Testament i “Titans Of Creation” – Zdania na temat tej płyty są podzielone, mnie akurat nie weszła… No OK., nie jest gniotem, ale Eric, Chuck i spółka nagrywali ostatnio znacznie lepsze płyty.
- W 2020 roku posypał mi się odtwarzacz CD, a to – jak wiadomo – straszliwsze niż kryzys małżeński… Przez kilka dni skazany byłem na cierpliwe wpatrywanie się w “bebechy” Denona i poszukiwanie usterki.
MATTHIAS KÖNIG:
Hity:
- Beneath The Massacre, “Fearmonger” – Potęga! I chwała na wieki!
- Deeds Of Flesh, “Nucleus” – Maestria hekatomby.
- Destroyers, “Dziewięć Kręgów Zła” – Za to, że ich muzyka różni się od tysięcy takich samych płyt.
- Jinjer, “Alive In Melbourne” – Na złość Naczelnemu
- Voivod, “Lost Machine – live” – Jedyna udana koncertówka tego roku. Geniusz.
- Heathen, “Empire Of The Blind” – Za wybitne partie gitar.
- Bonded, “Rest In Violnce” – Za moc i udowodnienie Tomowi, że bez nich jest nikim.
- Myth Of I, “Myth Of I” – Za klimat i wyjątkowość.
- Die Kreatur, “Panoptikum” – Bo dziwny jestem i cenię.
- Metal Revolt Festival – Za to, że był i daje nadzieję ponownego przyjścia.
Shity:
- Sodom, “Genesis XIX” – Co za syf. Shit dekady. Tom na emeryturę. Ale już…
- Odejście Burtona C. Bella z Fear Factory
- Plaga koncertówek z Kat & Roman Kostrzewski, Iron Maiden i Batuschka na czele – Za gnój, robiący za zawartość tego typu wydawnictw.
- Six Feet Under, “Nightmares Of The Decomposed” – Za syfiasty wokal. I na złość Thilo Laschke.
- Mysthicon, “Silva-Oculis-Corvi” – Za odarcie ze złudzeń za pomocą premiery tego czegoś.
- Nie wydanie przez King Diamond zapowiadanej płyty.
- Iron Savior – Nominacja za tegorocznego kloca, jak i wszystkie poprzednie.
- Brak pełnego albumu Bogów z Fleshgod Apocalypse – Epka “No” tylko mnie rozpaliła bez sensu.
- Zapowiedź nowego Accept. Ależ to może być syf…
- Naiwna wiara w powrót normalnych koncertów.