AUDIOHOLICA #2
RISK - THE REBORN
Wydanie Steamhammer CD 084-76422
Lipiec 1993. Idąc z bratem ulica, obok księgarni na Wasserstraße zobaczyłem wystawione nowości na sprzedaż. Wśród nich kaseta Risk, “Hell’s Animals”. Taka sama, jak ta moja, kupiona w 1989 roku. “Hell’s Animals” zrobiła potężne zamieszanie na szczycie moich ulubionych bandów tamtych czasów. Pomny tychże doświadczeń wstąpiłem do księgarni z założeniem: gdyby był Risk, to kupię. Ale tylko Risk. Założenia potwierdziły się z naddatkiem. Kupiłem Risk “The Reborn” na kasecie. Do tego w bonusie trzy Runnig Wildy, dwa Gunsy, Morbid Saint i dwie Mekong Delta. Wszystkie te kasety mam do dziś. Już wtedy nie mogłem powstrzymać kolekcjonerskiego nałogu…
“The Reborn” była i jest dla mnie czymś więcej niż odrodzeniem. Była moją mentalną rewolucją, a kawałek “Be No More” jest do dziś jednym z najważniejszych utworów mojego metalowego życia. Samą płytę CD zakupiłem kilka lat później, podczas zakupów na festiwalu Bang Your Head w Balingen. Ponieważ ten tekst ukaże się w serii Audioholica, pozwolę sobie na kilka uwag kolekcjonerskich.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to bardzo dobra jakość tłoczenia. Ówczesny standard wydawniczy w dniu dzisiejszym jest niemal nieosiągalny. Matrix jest idealny. Płyta pójdzie bez najmniejszych problemów na najbardziej wymagającym odtwarzaczu CD. Czarno-biało zadrukowana płyta nie spłowiała, nie odbarwiła się i mimo upływu lat wygląda, jak nówka. Ciepłe, analogowe brzmienie nic nie straciło na tłoczeniu w domenie cyfrowej. Miks bez najmniejszej skazy. Brzmienie jest przestrzenne, nie przekompresowane, spójne i ciepłe. Nic nie wyskakuje z miksu, a limiter nie pali się przy pierwszym transiencie. Dawny standard dziś zadziwia. Współczesne produkcje, nawet te największe, miewają problemy z makrodynamiką, czy wyskakującymi instrumentami. Przykładem może tu być “War Eternal” wiadomo kogo. Ówczesne sesje były z analogowymi realizatorami, co wymuszało większe skupienie i dokładność niż dziś. Mastering tego wydania jest dużo poniżej dzisiejszych standardów. RMS nie jest napompowany do granic możliwości. To sprawia, ze monitory lepiej to przenoszą. Klasyczna, czarno biała książeczka z formularzem do zamawiania merchu robi świetny klimat czasów, gdy metal był wciąż jeszcze głównie muzyką i zjawiskiem w realu. Minusem jest pstrokaty back. Ciężko się go zarówno ogląda, jak i czyta. Aczkolwiek wspominając ostatnie wydanie trójki X-Wild, ten straszny back nie jest żadną ekstremą.
Sumując dzisiejszy odcinek, “The Reborn” to płyta z kategorii “ze mną na zawsze”.
Thilo Laschke
P.S: Solidny jewel z czarną podstawą płyty robi dobre wrażenie. Nie jestem fanem przezroczystych i grafik pod płytą. O koszmarze kartonikowych wydań nie wspomnę.