AUDIOHOLICA #21
ASTHAROTH - GLOOMY EXPERIMENTS
(wydanie Dark Symphonies – Dark 101)
Jakiś czas temu popełniłem felietonik, w którym m.in. poruszyłem temat warunków, w jakich w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych polskim zespołom przychodziło nagrywać swoje płyty. ASTHAROTH był jedną z ofiar takiego traktowania zespołów. W studiu muzykami, nagrywającymi techno thrashową perełkę “Gloomy Experiments”, nie przejmował się nikt. Mieli zagrać swoje i szybko wypieprzać, bo w kolejce czekali już umówieni następni. Kogo, poza samymi twórcami, obchodziło choć trochę, jak ta płyta zabrzmi?
Na szczęście muzyka, zawarta na “Gloomy Experiments”, obroniła się sama. Mimo tego, że nikt odpowiedzialny za produkcję płyty o nią się nie zatroszczył. Wbiła mnie w ziemię od pierwszej chwili, kiedy dźwięki debiutu ASTHAROTH usłyszałem. To było coś niesamowitego! Niezwykłego zarazem i w pierwszej chwili bardzo niedocenionego. Na taką techniczną ekwilibrystykę – na zrozumienie jej w pełni przez fanów metalu – było jeszcze ciut za wcześnie…
Amerykańskie, dwupłytowe wydanie “Gloomy Experiments” dotarło do mnie stosunkowo niedawno. Cieszę się z niego, jak małe dziecko. I powiem Wam tak: warto posiadać krążek, wypuszczony przez Dark Symphonies, nawet wówczas, jeśli macie już “Gloomy Experiments” w innym wydaniu. Dlaczego? Po pierwsze – z powodu bardzo solidnego wykonania. Porządny, dwupłytowy jewel case i wielostronicowa książeczka z mnóstwem archiwalnych zdjęć, biografią, oraz tekstami utworów ciszą oko. Przede wszystkim jednak same płytki… Grube, porządne, wykonane z taką pieczołowitością, z jaką CD wypuszczano ze trzy dekady temu. Zero współczesnego oszczędzania na materiałach. Fajne jest też to, iż płyty od zadrukowanej strony swoim wyglądem nawiązują do tych najstarszych, kompaktowych, sygnowanych logiem Poko International wydań. Nie tylko dlatego, że jest w tym nutka nostalgii. Ja po prostu lubię ten stary, kojarzący się z latami osiemdziesiątymi i początkiem dziewięćdziesiątych design CD. W późniejszych latach zaczęto zadrukowywać całą nieodtwarzaną stronę płyty, nierzadko kopiując na niej okładkę i to już naprawdę nie było to…
Druga sprawa – warto to wydawnictwo mieć w wersji Dark Symphonies dla drugiego krążka. Znalazły się na nim kawałki z demówek, które ASTHAROTH popełnił w latach 1990 – 1994, w większości już po wyprowadzce gitarowego tandemu ASTHAROTH (Jarosław Tatarek – Dorota Homme) za Wielką Wodę. Do kompletu jest także koncertowa wersja utworu “Drunk Hate”, znana ze składanki “Metalmania ’89”. Ponad godzina muzyki i… jest czego słuchać. W wersji z bonusowego CD to nie są jakieś brzęcząco bzyczące, starocie tylko dla najbardziej zagorzałych fanów, na których niewiele słychać oprócz szumów. Słucha się tego drugiego CD z prawdziwą przyjemnością…
Od rana dziś siedzę sobie i na zmianę słucham tych dwóch płyt. Zastanawiam się, ile Jarek Tatarek i jego ekipa mogliby z “Gloomy Experiments” osiągnąć, gdyby ktokolwiek w studiu nagraniowym, do którego trafili, chciał i potrafił należycie zadbać o jakość nagrywanego dźwięku. W końcu to, co słychać na płycie, w 1990 roku było technicznym kosmosem i absolutnie nowatorskim podejściem do thrashu. Stało się jednak, jak się stało. Muzyka z “Gloomy Experiments”, jak i wiele innych, polskich wydawnictw z tamtego okresu, musiała obronić się sama. I obroniła się, ale… mimo wszystko szkoda…
Tomasz Urbański