AUDIOHOLICA #23
IRON MAIDEN – BRAVE NEW WORLD
(wydanie EMI 7243 5 26605 2 0)
Łapię się na tym, że album “Brave New World”, pierwszy po powtórnym dołączeniu do IRON MAIDEN Bruce’a Dickinsona, traktuję jako początek swoistej nowej ery w dziejach zespołu. Podchodzę do tej płyty, jako do jednej z “nowych”. I robi mi się dziwnie na myśl, że przecież od wydania krążka minęło już dwadzieścia lat…
“Brave New World” był albumem, który w momencie swojej premiery fanów “Dziewicy” dzielił. Oczekiwania wobec płyty były olbrzymie. Pamiętam sporo głosów, że to już nie to. Zupełnie się nimi nie przejmowałem. Tak samo ludzie narzekali po premierze “Seventh Son Of A Seventh Son”, nie inaczej było, gdy ukazała się “No Prayer For The Dying”. Ja na “Brave New World” od IRON MAIDEN dostałem to, na co liczyłem…
To był dobry czas dla klasycznego metalu. Po kilku latach “odstawki”, m.in. za sprawą ulubionego wśród fanów brutalnego deathu i jadowitego blacku, szwedzkiego HAMMERFALL, do łask powracał heavy i power metal. Thrash musiał jeszcze chwilę czekać na swoją kolej, ale i koniunktura na niego przyszła z czasem. W ekipie IRON MAIDEN po prostu czuło się chemię, jak za dawnych lat. Czuło się, że utwory, które wypełniły “Brave New World”, nie rodziły się w bólach, że proces ich tworzenia przyszedł naturalnie. I choć brytyjska formacja zawsze sztywno trzymała się wypracowanego stylu, po raz kolejny nie weszła do tej samej rzeki. Pamiętam, jak jakąś dekadę wcześniej modne było pierdololo, że IRON MAIDEN pożera własny ogon. Nie wiem, z czego ono się brało. Może z przerostu ego formułujących takie dyrdymały radiowców i pismaków? O płytach “Dziewicy” wiele można powiedzieć – np. to, że nowszym wydawnictwom brakuje już tej świeżości i iskry, która była kiedyś. Ale na pewno nie to, że zespół nagrał choć dwie płyty studyjne, podobne do siebie…
Nie pamiętam już, czy kupiłem mój CD w dniu premiery, czy kilka dni później, w każdym razie “połknąłem” ten album od razu. Fajny czas – srebrne krążki ukazywały się jeszcze w jewel case. Szkoda że teraz coraz więcej wytwórni i zespołów od tego odchodzi na rzecz nietrwałych, ale z pewnością tańszych w produkcji digipacków. Nic nie poradzimy – jakość wykonania od dawna nie jest w cenie… Krążek jest gruby, solidnie wykonany, dźwięk oczywiście nie ma żadnych uchybień, bo skoro to pierwsze bicie, to i mieć ich nie może. Zresztą nie wiem, jak z tym jest na wznowieniach. Właśnie zdałem sobie sprawę, że nigdy z późniejszych wydań “Brave New World” nie słuchałem…
Co jeszcze? Hm… chłopaki świetny koncert dali w Warszawie. Podczas promocji “Brave New World” w Polsce były dwa, ale ja akurat uczestniczyłem w tym na Torwarze. Dawno to było… Imprezki nie organizował jeszcze Live Nation, więc nie trzeba było się zarżnąć finansowo, by kupić bilet… W ogóle wówczas jeszcze wolno było grać koncerty… I chodzić bez namordników… Kto wie, czy za kilka lat ktoś jeszcze w to uwierzy…
Tomasz Urbański