AUDIOHOLICA #24
JAG PANZER – THE AGE OF MASTERY
(wydanie Century Media 77225-2)
Nie ukrywam, że JAG PANZER to jedna z moich ulubionych ekip, grających amerykańską odmianę heavy metalu, często określaną jako US power. W zasadzie załoga Marka Briody’ego mogłaby stanowić wzorcowy przykład tego gatunku muzyki. W riffach JAG PANZER nigdy nie brakowało ciężaru. To właśnie na siłę riffów Amerykanie zawsze kładli nacisk, w przeciwieństwie do bandów europejskich na nieco dalszym planie pozostawiając melodię. A to właśnie cechuje przecież US power. JAG PANZER od zawsze stawiał na “długie”, mocno wybrzmiewające, raczej proste w swojej konstrukcji riffy, pozwalające wyśpiewać się fantastycznemu wprost wokaliście. Taaak… Harry Conklin, prócz JAG PANZER znany jeszcze przede wszystkim z SATAN’S HOST i TITAN FORCE, do przeciętniaków nie należy. Ten mocny, w swojej estetyce kojarzący się z Dickinsonem i Dio, ale jednak oryginalny wokal forteczne umocnienia mógłby kruszyć…
Ponadto w dźwiękach JAG PANZER zawsze odnajdowałem sporo wpływów europejskich. I znów odniosę się do wspomnianych wcześniej, niezwykle ważnych dla sceny metalowej wokalistów, bo muzyka Amerykanów mocno przypomina mi wzmocniony IRON MAIDEN, a także BLACK SABBATH z czasów Ronnie Jamesa Dio. Ot, gdyby wspomniane formacje mocniej w swym brzmieniu postawiły na potęgę riffu, wyszedłby im JAG PANZER. Ponadto w muzyce Amerykanów zawsze wiele było elementów epickich. Kiedyś w takie tony doskonale uderzał MANOWAR, czy VIRGIN STEELE, do dziś świetnie robi to JAG PANZER. I mocno w ten sposób uderza w struny mojej duszy…
Album “The Age Of Mastery” pomógł mi swego czasu przekonać się mocniej do JAG PANZER. Na początku była kasetka. Metal Mindowskie wydanie wspomnianej płyty z 1998 roku, kupione jakoś krótko po swojej premierze. Pod koniec XX wieku czasami kupowałem jeszcze kasety. Choć było to już bardzo blisko czasu, kiedy z tego nośnika zrezygnuję, wymienię swoje zbiory na płyty CD, a moje tasiemki rozdam młodszym fanom metalu, którzy mieć będą to szczęście, by akurat znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie…
Zanim “The Age Of Mastery” spowodował moje wielkie uwielbienie dla dźwięków JAG PANZER, dane mi oczywiście było poznać wydawnictwa grupy z lat osiemdziesiątych. Ale zarówno “Ample Destruction” z 1984 roku, jak i wcześniejsza, choć wydana na CD dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych epka “Jag Panzer”, aż takiego wrażenia na mnie nie zrobiły. Fakt, że w czasie swej premiery dźwięki z tych wydawnictw musiały nieźle niejednego fana metalu skopać, ale ja z tą muzyką zetknąłem się jednak nieco później. Była jeszcze surowa, nie oszlifowana tak, jak późniejsze płyty Amerykanów, do dziś traktuję wspomniane krążki jako “tylko” dobre płyty. Z kolei nagrany w innym składzie, z innym frontmanem album “Dissident Alliance” z 1994 roku nigdy do mnie nie trafił. Nie przekonała mnie totalnie zmieniona formuła muzyki, jaką wówczas zaproponowała ekipa JAG PANZER…
No ale “The Age Of Mastery” to naprawdę było to! Za pierwszym razem najmocniej utkwił mi w pamięci utwór “The Moors” ze swoim epickim, niesamowitym klimatem. Chyba puściłem sobie ten kawałek kilka razy z rzędu, czego zwykłem nie robić, traktując płyty, jako zamkniętą całość. Ech, kasetkę to trzeba było jeszcze przewijać… Dziś mogę powiedzieć, że wszystkie kawałki z tego krążka należą do moich ulubionych. Aż dziwne, że “The Age Of Mastery” brzmi tak spójnie, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że zawarty na tym krążku materiał nie był specjalnie komponowany na tę płytę. JAG PANZER przeszedł długą drogę wiele lat pozostając bez kontraktu. W tym czasie ukazało się kilka demosów, Amerykanie chcieli nagrania z nich wydać oficjalnie, ale nie godził się na to pozostający wówczas poza składem, skłócony z resztą muzyków (choć dziś to już przeszłość, skoro znów jest w zespole…) Joey Tafolla. Zespół nagrał więc ten materiał jeszcze raz. I ja się z tego wręcz cieszę. Bo jak już wspomniałem, wyszło to świetnie, spójnie, no i warto tych numerów posłuchać w tej wersji, choćby dla Chrisa Brodericka. Nawiasem mówiąc szkoda, że gość później zrejteruje do MEGADETH. Bo jak w zespole Briody’ego grał? Żaden facet, który grając solosy umie tylko szarpać za wajchę, jego kunsztu nie zrozumie…
Kasetka “The Age Of Mastery” stosunkowo szybko została zastąpiona przez CD, który kręci się od czasu do czasu w moim odtwarzaczu do dziś. Jest to pierwsze bicie Century Media, skierowane na rynek niemiecki. Jewel case, płyta odpowiedniej grubości, a nie “mgiełka” – to jednak jeszcze były stare, dobre czasy. Do jakości wydania nie idzie się przyczepić. Pod kątem kolekcjonerskim warto zauważyć, że od samego początku funkcjonowały dwie wersje okładki tego albumu. Na wydaniu, skierowanym na rynek amerykański, widnieje białe logo JAG PANZER, na wersji niemieckiej i brazylijskiej czerwone. O ile mi wiadomo, wszystkie wydania winylowe tego albumu (późniejsze, początkowo płyta na winylu nie była dostępna w ogóle) opatrzone były logosem czerwonym. Kilka lat temu o “The Age Of Mastery” przypomniała wytwórnia Skol Records – i tu spotyka się wydania zarówno z białym, jak i czerwonym logiem bandu.
Po przekonaniu się do “The Age Of Mastery” szybko nadrobiłem swoją znajomość z “The Fourth Judgement”, która wcześniej mi umknęła i od tamtego czasu na każdą płytę kapeli wyczekuję z niecierpliwością. Czasami się zastanawiam, gdzie JAG PANZER mógłby dziś być, gdyby przez wiele lat nie borykał się z problemami ze składem, czy z wytwórniami. Prawdę powiedziawszy wiele zespołów napotkawszy problemy, z jakimi musiał mierzyć się ten band, po prostu złożyłoby broń. I choć moim zdaniem Amerykańska grupa to wciąż mocno niedoceniana formacja, to jednak przetrwała, pokonała wszystkie przeciwności losu. Chwała im za to! JAG PANZER to kapela, która niemal zawsze prostą ścieżką trafia do mojej duszy…
Tomasz Urbański