AUDIOHOLICA #29
TESTAMENT – LOW
Wydanie Atlantic 7657-82645-2
Mam wrażenie, że świat nigdy nie docenił “Low” w takim stopniu, w jakim ta płyta na to zasługiwała. W moim odczuciu szósty, pełnoczasowy longplay Testament to prawdziwe przebudzenie mocy zespołu. Po tym, jak albumem “The Ritual” zespół próbował podążać śladami czarnoalbumowej Metallicy, zrobiło się znów agresywnie i ciężko. I to jak! Wszyscy malkontenci, którzy swego czasu twierdzili, iż po “The New Order” Testament odszedł od takiego grania, za jakie pokochali team Billy’ego i Petersona (a wcale niemało wówczas było takich osób), dostawali pięścią między oczy…
Powiem tak – lubię “The Ritual”, od czasu do czasu CD ląduje w moim odtwarzaczu, ale dziękuję Niebiosom, że kariera z takim graniem nie do końca chłopakom z Testament wyszła. Stanowczo wolę mocniejsze wcielenie zespołu. Bez energii, jaka pojawiła się na “Low”, nie byłoby tak znakomitych płyt, jak “The Gathering”, czy “The Formation Of Damnation”. To tutaj mamy korzenie tej niesamowitej agresji, która wyniesie “The Gathering” do panteonu jednego z najlepszych, metalowych albumów swoich czasów. No ale skoro w składzie Testament, jaki podpisał się pod “Low”, znalazł się taki James Murphy, to raczej przestrzennych, delikutaśnych kompozycji nie należało się spodziewać. Muzyk, kojarzony głównie z death metalem, na pewno nie przychodził do Testament, by balladować. “Low” z Murphym w składzie to prawdziwy, przeciwpancerny pocisk, zdolny zniszczyć wszystko na swojej drodze. Choć największa chwała za takie mocarne granie spłynie na Testament dopiero po wydaniu “The Gathering”…
Mój CD to niemieckie tłoczenie pierwszego, kompaktowego wydania “Low”, skierowanego na rynek europejski. Trochę wkurza booklet, nie będący typową książeczką, a swoistą “rozkładówką”. Nigdy nie rozumiałem panującej w pewnym okresie mody na takie booklety. Sprawdzało się to w kasetach, CD to jednak co innego… No ale 1994 rok to jeszcze czasy porządnych wydań. Jewel case, solidna, gruba płyta – nie tam żadna, dzisiejsza “mgiełka”. Co prawda nie widziałem współczesnych reprintów tego wydawnictwa, ale sugerując się paroma innymi płytami sprzed dwóch-trzech dekad, wznawianymi obecnie, mam co do jakości takiego tłoczenia duże obawy. Czasem warto szukać pierwotnych wydań CD. Jakość z dawnych dni to zupełnie inne standardy…
Skłamałbym jednak, gdybym napisał, że swój egzemplarz “Low” kupiłem bezpośrednio po premierze albumu. Długi czas zadowalałem się “wypalanką” na CD-R. Cóż, lista płyt, które należy zakupić natychmiast, zawsze była u mnie za długa. Do tego, jak to w życiu – raz na wozie, raz pod wozem – bywało, że groszem nie śmierdziałem… Znalazłem ten CD kilka lat temu w jednym z niemieckich komisów muzycznych. Płyta w idealnym stanie, a cena bynajmniej nie “kolekcjonerska” – nad zakupem nie było się co zastanawiać. Zawsze będę mówił, że germańskie komisy z CD i winylami to prawdziwy raj dla metalmaniaków. Podobne cudeńka to trafiają się chyba jeszcze tylko na Discogs, ale… na pewno nie za tak niewielkie pieniądze.
Pisałem już, że “Low” to mocno niedoceniana płyta? No to napiszę jeszcze raz – “Low” była swoistym przebudzeniem mocy chłopaków z Testament. I niech to zdanie będzie ostatnim w tym tekście – wówczas dobrze Wam się “zakoduje”. Ja wracam właśnie do dźwięków “Shades Of War”, czy innego “All I Could Bleed”. Bo mam dzisiaj nastrój na ciężkie riffy Testament…
Tomasz Urbański