AUDIOHOLICA #3
BLACK SABBATH - TYR
wydanie IRS Records 24 1070 2
Tony Iommi to człowiek, któremu wiele w muzyce się udało. Wraz ze swoim Black Sabbath uznawany jest za twórcę heavy metalu w ogóle. Zespół jednak w swojej karierze bardzo często zmieniał styl, zmieniali się współtworzący z Iommim grupę muzycy i… dźwięki kapeli i tak zawsze trafiały do słuchaczy. Czego by ten gitarzysta, który przecież nigdy wirtuozem nie był, nie zagrał, zawsze miało to swoją magię…
Tony Martin to chyba najbardziej niedoceniany wokalista w całej historii Black Sabbath. Wielu fanów grupy najwyżej ceni sobie krążki z Ozzym, inni kochają twórczość bandu z Dio, a jak wielu powie, że dla nich te najważniejsze zaśpiewane są przez Martina? Wkład Tony’ego w Black Sabbath lekceważony jest niesłusznie. Na pewno frontman technicznie nie ustępował Dio (a zatem bił Osbourne’a na głowę…), miał swój styl, miał charyzmę, a płyty, jakie nagrał z Sabb’s mają swój niepowtarzalny klimat. “Tyr” to jeden z tych krążków, które po prostu kochałem od zawsze.
Po raz pierwszy usłyszałem i natychmiast przegrałem na kasetę z radia. Wówczas w Polsce puszczali jeszcze całe płyty. Nawet nie połowę jednego dnia, a winylową stronę “B” następnego, jak później przez krótki czas obchodzono rodzące się przepisy o prawie autorskim – w radiu albumy leciały w całości. Potem jeszcze był pirat, “wydany” przez Tacta, ale CD pojawił się na półce stosunkowo wcześnie (taaak… wówczas chyba jeszcze tylko jednej…). Ta muzyka uderzyła we mnie bardzo mocno. I zdobycie tego kompaktu po prostu było dla mnie priorytetem.
Nie pamiętam już, gdzie ten CD kupiłem. Chyba w najlepszym wówczas w Pabianicach, płytowym sklepie Marka Ciechańskiego. Od zawsze urzekał mnie epicki, niepowtarzalny klimat tego krążka. Bo przecież kto i kiedy nagrał coś podobnego? Poza tym kiedyś nagrywało się inaczej. Bez pluginów każda płyta brzmiała po prostu po swojemu, charakterystycznie tylko dla siebie. Nie spłaszczało się też soundu, by dźwięk niewiele tracił, gdy skompresuje się go do flaca. Stare, płytowe tłoczenia też nierzadko miały lepszą jakość niż ich współczesne odpowiedniki… Początek lat dziewięćdziesiątych – fajne czasy. Jeszcze metal był olbrzymią siłą, jeszcze nie zaatakował grunge. Przesiąknięty metalowymi, być może naiwnymi ideałami wierzyłem, że tak będzie zawsze…
Tomasz Urbański