SPISANE NA KACU #2
Decapitated to teraz łatwy cel. Cały Internet huczy. Ruszyły memy i często durne komentarze. Muzyków kapeli odsądza się od czci i wiary. A przecież nawet jeszcze nie doszło do procesu…
Pomijam fakt, iż pierwsze informacje na temat aresztowania Vogga i spółki wziąłem za fałszywkę. Każdy, kto choć trochę zna tych chłopaków, wie, iż zarówno na porywaczy, jak i na gwałcicieli, nadają się tak, jak Jarosław Kaczyński na gwiazdę porno. Nie wierzę w ten gwałt. Ale kwestię mojej wiary odłóżmy na bok. Przyjrzyjmy się znanym do tego momentu informacjom.
Podobno ofiara domniemanego gwałtu przeszła obdukcję lekarską, z której wynika, iż zgodnie z jej zeznaniami wykręcono jej rękę. Cóż, ktokolwiek to zrobił, nieładnie kobiecie wykręcać grabulkę. Tylko że wykręcona łapka w żaden sposób nie dowodzi gwałtu. Dowieść, że taki czyn popełniono, mogłoby badanie ginekologiczne. Lekarz ze stuprocentową pewnością byłby w stanie ocenić, czy domniemana ofiara odbyła stosunek płciowy, oraz czy odbywał się on za jej zgodą, czy też wbrew jej woli. Próżno jednak szukać informacji na temat wyników takiego badania. Więc co? W ogóle go nie przeprowadzono? Przecież to podstawa! Nie mogę się nadziwić, że zarówno policja, jak i inne, amerykańskie służby, które miały do czynienia z domniemana ofiarą, zaniedbały coś, co w takich sytuacjach powinno być rutyną…
Czytam sobie właśnie, że amerykańscy policjanci, zajmujący się sprawą Decapitated, poszukują dodatkowych świadków zaistniałego zdarzenia. Hm… niezwykle interesujące. Szczególnie w kontekście tego, iż całe zajście miało się rozegrać na oczach koleżanki domniemanej ofiary. Czyżby naoczny świadek okazał się tak wiarygodny, że trzeba poszukać innych? Jeszcze ciekawiej wypadają zeznania samej „poszkodowanej”, którą muzycy zespołu mieli po kolei zgwałcić w toalecie ich trasowego autobusu. Każdy, kto choć raz udawał się w długą podróż typowym „piętrusem”, jakich używa się np. na przejazdach zagranicznych, wie, jak w takich „nightlinerach” wyglądają toalety. Jechaliście kiedyś do Niemiec, Francji, czy innych Włoch? Widzicie już oczami wyobraźni ten kibelek? No to teraz spróbujcie się do niego zapakować w dwie osoby. Przecież tam przeciętnego wzrostu człowiek nawet się nie wyprostuje… Abstrahując już od wygibasów, jakie należałoby w takiej toalecie uczynić, by tam się w ogóle we dwójkę zmieścić, ściany takiego kibelka nie są potężne, ani dźwiękoszczelne. A Decapitated nie jest zespołem małym, podróżującym tylko we własnym gronie. Wraz z muzykami zabrali się techniczni, dźwiękowiec, oświetleniowiec, tour manager – pewnie w sumie ze dwadzieścia osób. Gdyby domniemana ofiara gwałtu miała się bronić, szamotanina i krzyki byłyby dla nich słyszalne. I co? Żaden z tych ludzi nie poszedłby sprawdzić, co się dzieje i nie pospieszył kobiecie z pomocą? Ludzie, jeśli muzycy Decapitated mają być winni, to poproszę o jakiś dowód, który choć trochę trzyma się kupy…
Nie mam pojęcia, co naprawdę wydarzyło się w autobusie Decapitated. Być może domniemana ofiara gwałtu po prostu chce swych pięciu minut sławy. Może wykombinowała sobie, że od znanej kapeli ugra jakieś „odszkodowanie”. A może liczyła na większe zainteresowanie swoją osobą i odreagowuje teraz zderzenie oczekiwań z rzeczywistością? Jest też inna możliwość – w USA mnóstwo jest radykalnych organizacji, które mając punkt zaczepienia chętnie poszłyby na jakąś krucjatę przeciw metalowym „satanistom”. Może więc w taki sposób ten pretekst miał się znaleźć? Naprawdę nie wiem, co tam zaszło, ale w gwałt nie wierzę.
Żal mi tych chłopaków. Decapitated to dobry band, któremu udało się to, o czym wiele polskich grup może tylko śnić. A teraz zniszczono im promocję dopiero co wydanego krążka i zszargano tę nazwę, jako markę. Bo nawet jeśli członkowie zespołu zostaną oczyszczeni z zarzutów, smród pozostanie… Jeszcze bardziej żal mi rodzin muzyków. Nigdy w podobnej sytuacji nie stałem, więc mogę się tylko domyślać, co teraz muszą przechodzić…
Życzę muzykom Decapitated, by cała ta paskudna historia jak najszybciej znalazła szczęśliwy dla nich finał. Łatwo nie będzie. Mamy sytuację, gdzie obywatelka USA skarży grających brutalne dźwięki, nie wyglądających na pracowników biurowych przyjezdnych. Łatwo też nie będzie chłopakom wrócić do domów. Smród, dzięki kochanym mediom, rozniósł się błyskawicznie i… po prostu żony będą wiedzieć swoje. Nawet gdyby wyszło na to, że chłopaki są czyści, jak łza, w takich sytuacjach kobieta zazwyczaj myśli „zerojedynkowo”…
Na koniec słówko do komentatorów, którzy ochoczo zabrali się do rozdmuchiwania sensacji – ogarnijcie się ludziska! Nie wierzcie ślepo w każdy medialny przekaz, a raczej się nad nim zastanówcie i wyciągnijcie własne wnioski. Była już cała masa przypadków, kiedy prasa, radio, telewizja i Internet niszczyły człowieka do zera absolutnego, a ten na koniec okazywał się niewinnym. Ale to, co stracił, już nie dało się odbudować. Media żyją z sensacji, ale Wy – na litość boską – nie dajcie sobą aż tak łatwo sterować. Podejrzani nie są oskarżonymi, a oskarżeni winnymi. Ja czekam na końcowe wyniki śledztwa, oskarżenie, bądź uniewinnienie, a jeśli dojdzie do procesu, to na wyrok skazujący lub oczyszczenie z zarzutów. Wcześniej wypowiadać się autorytatywnie nie będę. A komuś innemu może być potem wstyd, gdy wyjdzie na jaw, że Decapitated to jednak nie banda zwyrodnialców…
Nie wierzę w ten gwałt…
Tomasz Urbański