PARASITE INC. . .
Czasem, przeszukując różne wydawnictwa i płyty w poszukiwaniu tych najbardziej ciekawych i godnych posłuchania, trafia się na coś, co zupełnie “nie rokuje”. Ani to okładka zachęcająca, ani nazwa zespołu. Jakieś to takie zupełnie nieprzekonywujące, ale gdy już się zajrzy do środka i posłucha, to okazuje się, że i owszem, całkiem to niezłe i warte głębszego zapoznania się z zespołem. Co roku ukazuje się tyle płyt, że nie sposób jest posłuchać wszystkiego, choćby pobieżnie. Jakiś czas temu, podczas takiego przesiewania, trafiłem na płytę debiutującego, niemieckiego zespołu o przyjemnie brzmiącej nazwie Parasite Inc. Wytwórnia, która promowała ich pierwszy krążek, czyli Good Damn Records, wiedziała, co robi stawiając na tych nieopierzonych młokosów. Reklamowano to łatką “melodic death metal”. Przyznam, że trafili akurat na moment, w którym szukałem czegoś nowego po moim nigdy nieodżałowanym Dark Age, który to w roku 2013 postanowił zawiesić swoją działalność. Co prawda nie oczekiwałem niczego na poziomie “The Silent Republic”, ale postanowiłem dać debiutantom szansę. I szybko moja obojętność i niepewność przeszły w spore zaskoczenie. Pomyślałem, że “kurde, to jest to!” i bardzo długo młóciłem ich pierwszą płytę.
Parasite Inc. to, jak już napisałem, zespół z Niemiec, który mimo skromnego, bo dopiero dwupłytowego dorobku studyjnego, ma całkiem niezłe zadatki na status gwiazdy melodyjnego death metalu. Pierwszy album Parasite Inc. ukazał się, jak wspomniałem, w 2013 roku i nosił tytuł “Time Tears Down”. Zawierał dwanaście kompozycji, a pilotował go singiel i zarazem megaprzebój “Pulse Of The Dead”, do którego nakręcono również prosty videoklip, przedstawiający grający zespół, który przy okazji nie omieszka zrobić czasem nie do końca mądrej miny.
Niestety, po wydaniu debiutanckiego LP zespół przepadł na długich pięć lat, pomimo tego, że ich debiut zawierał dużą dawkę porządnego grania. Wokalista dysponuje głosem, który bardzo przypomina dokonania nieodżałowanego Alexiego Laiho. Ale nie tylko śpiew pana Kaia Biglera stanowi wartość, bo broni się też sama muzyka. Z jednej strony nie sposób uniknąć porównań do Children Of Bodom, a z drugiej do wspomnianego Dark Age, ale zespół z całą pewnością nie jest epigonem Finów, których to namnożyło się całkiem sporo. Jasne, musiały pojawić się podobne nuty, ale czy to źle? Myślę, że w żadnym wypadku, bo zespół czerpał również troszkę z kolegów z Rammstein.
Po pięciu latach, gdy już zdążyłem przyzwyczaić się do myśli, że skończy się na jednej płycie, zespół nagle wrócił do żywych i za pośrednictwem mediów społecznościowych ogłosił, że zbiera fundusze wśród fanów na nagranie drugiej płyty. Przyznam, że ucieszyła mnie ta zapowiedź, jak i pierwszy, udostępniony po tak długim milczeniu singiel, którym był “Once And For All”. Nie odbiegał on od dotychczasowej, przyjętej konwencji grania, co mnie niezmiernie ucieszyło i z niecierpliwością oczekiwałem ukazania się drugiego krążka. Co prawda zmienił się nieznacznie skład (nastąpiła wymiana gitarzystów – odszedł Kevin Sierra, a w jego miejsce pojawił się Dominik Sorg). Długo wyczekiwany przeze mnie album ujrzał światło dzienne 17 sierpnia 2018 roku. Na nowym longplayu znajdowało się jedenaście utworów, w tym cover Scandroids, “Empty Streets”. Album ukazał się nakładem Reaper Entertainment.
W roku 2019 muzycy raz jeszcze przypomnieli o sobie singlem “Cold Silent Hell” i znów zapadła cisza. Nie trwała ona jednak zbyt długo, bo tylko do roku 2020, gdy to 13 listopada, ukazała się pierwsza koncertówka, “Live At The EMFA 2020”. Jako że rok 2020 koronaściemą stoi, koncert ten odbył się całkowicie online i – niestety – bez udziału publiczności. Panowie z Parasite Inc. postanowili ów występ zarejestrować, jak postanowili, tak zrobili i dzięki temu możemy posłuchać wykonania ich utworów “na żywo, ale w studiu”. Przy okazji odbyła się kolejna roszada, tym razem na stanowisku basisty. Długoletniego członka zespołu, Stefana “Johnny’ego” Krämera zastąpił łysol, Lucien Mosesku.
Zespół wykonał jedenaście utworów ze swoich dwóch krążków. Przyznam, że byłem bardzo ciekawy efektu. Raz, że występu można posłuchać, bo został on oficjalnie wydany, a dwa, można ten występ sobie obejrzeć za pośrednictwem YouTube. Jak więc wypadają “na żywo”? W dużym skrócie, jak dobrze naoliwiona, precyzyjna machina do zabijania. Niszczą wszystko, co napotykają na drodze i nie biorą jeńców. Nie sposób uniknąć porównań do wspomnianych Dzieciaków z Bodom, głównie za sprawą generowanych przez band melodii, sposobu aranżowania utworów, a także charakterystycznego głosu wokalisty. Byłem też pełen obaw, jak zabrzmi i zagra nowy basista w newralgicznych momentach moich ulubionych utworów. No ale Lucien pokazał, że sroce spod ogona nie wypadł i spisał się wyśmienicie. Nie starał się, nie napinał, nie wyczekiwał, żeby dokładnie zagrać, tylko po prostu to zrobił. Jestem pewien, że przy udziale publiczności wyrwaliby wszystkich z butów, bo z całą pewnością mają zadatki na dobry, koncertowy zespół. Jak sami wspominają, jest to ich jedyny występ live w 2020 roku. Smutno… Moim zdaniem koncert ten powinien ukazać się w formie oficjalnego DVD zespołu.
Mam nadzieję, że grupa w odświeżonym składzie, w cichości i spokoju kombinuje już nad nowym krążkiem. Oby nie kazali czekać na niego kolejnych pięciu lat. Warto ich znać, warto ich słuchać i warto trzymać za nich kciuki. Osobiście chciałbym zobaczyć ich pewnego dnia live i przybić z nimi piątkę. Tak sobie życzę i… tak ma być!
Napisałem to ja…
Vincent