SPISANE NA KACU #1
Czas poetów, którzy magnetyzują tłumy, przeminął. A przecież np. Skamandryci w okresie międzywojennym byli prawdziwymi gwiazdorami. Tuwim, Lechoń, Wierzyński, Iwaszkiewisz, Słonimski i inni chlali na umór, byli bohaterami skandali, czasem wszczynali burdy, pożądały ich kobiety, byli sławni. Dziś poety nikt na ulicy nie rozpozna i choćby ten krzyczał, że nim jest, spotka się jedynie ze wzruszeniem ramion lub z uśmiechem, jakim obdarza się nieszkodliwych kretynów. Takie życie – przeciętny człowiek ma dziś więcej odrywających go od codzienności rozrywek, często łatwiej dostępnych i prostszych. Prawie nikt już nie czyta poetów. Poza garstką wielbicieli. Co prawda co druga, nastoletnia, gotycka zdzira gada, że interesuje się wierszami, ale to gówno prawda, bo jej horyzonciki ograniczają się do utworów Micińskiego i Baudelaire’a. Poetom zostaje więc wspomniana wcześniej garstka wielbicieli. Nielicznych, ale najczęściej wiernych…
Czas muzyków, którzy magnetyzują tłumy, też powoli przemija. Takie życie – mnóstwo dzieciaków woli dziś całymi dniami napierdalać w gry komputerowe niż łbem na koncertach. Do tego jeszcze pliczki mp3, które z rynku muzycznego uczyniły kabaret. Owe zasrane „empetrójki” skutecznie zamordowały jakąkolwiek formę muzyki ambitnej. Mniejsza z tym, czy będziemy tu mówić o jazzie, metalu, rocku, czy choćby o nie nastawionym na masówkę popie. Grasz coś ambitnego – nie masz szans na wielką popularność. Chyba że – trzymając się metalu – nazywasz się Iron Maiden lub inny Slayer i zrobiłeś wielką, światową karierę ze trzydzieści lat temu.
Poeci i muzycy rodzą się nadal. Tyle że ci dzisiejsi, jeśli mają choć krztę oleju w głowie, nie liczą na olbrzymi poklask. Świat popkultury pozżerał ludziom mózgi i niewielu dziś takich, którzy dla telewizyjno radiowego chłamu szukają jakiejś alternatywy. A skoro tak, to o profitach z twórczości, pozwalających na utrzymywanie się z tego, nie ma mowy. Dzisiejszy muzyk / poeta żyje z „normalnej” pracy, a twórczość traktuje jako pasję, która często jeszcze wyciąga mu niemałe pieniądze z kieszeni. Takie realia, niestety…
Dobra, od poetów już się odczepiam, bo Metal Revolt traktuje o metalu. Paradoksalnie wspomniane realia mają swoje plusy. Nie wyobrażam sobie sytuacji, by np. Przemek Latacz z Planet Hell, na co dzień lekarz w jednym ze śląskich szpitali, zaczął kombinować nad swoją muzyką tak, by zrobić ją pod publiczkę i by sprzedać kilka egzemplarzy albumu więcej. Chłopak żyje z czegoś innego, więc ma komforcik. Nie sądzę też, by na ekipę Horrorscope mógł skutecznie ponaciskać jakiś label w celu uzyskania zmian w tworzonej przez band muzyce. Każdy z tych gości ma „zwykłą” robotę, więc ludzie z wytwórni mogliby zobaczyć jedynie środkowy, wyprostowany palec i odciski glanów na własnych dupach. Zero kompromisów – nie ma sytuacji, że kapela nagle odkrywa „nowe horyzonty” i zaczyna się „rozwijać” (Pamiętacie, jak kiedyś modne było takie pierdolenie? Rzygać się chciało…), bo jakiś guru kazał. Gramy swoje. To, co nam w duszach gra. A jak się bossom nie spodoba, to płytę wydamy sami. Do garnka i tak mamy co wsadzić…
Po co o tym wszystkim piszę? Bo mam cholernie dosyć tych wszystkich podstarzałych marud z gitarą lub mikrofonem w ręku, którzy przy każdej okazji jęczą, jak to kiedyś było super, bo grali na stadionach, czy chociaż w pełnych, dużych klubach, i jak teraz jest źle, bo na ich występy przychodzi garstka fanów. Prawda, z metalem w Polsce jest kiepsko, ale tak się składa, że to nie moja wina. Nie jest moją winą, że ktoś wymyślił wspominany już format mp3 i stado baranów, mieniących się metalowcami, zamiast kupować płyty zaczęło kolekcjonować muzykę na tych zasranych pliczkach. Nie moja wina też, że w tym kraju kiedyś była komuna, co nie pozwoliło jednemu z drugim artyście przebić się na Zachodzie (A skąd założenie, że na pewno by się przebili?). Nie czuję się też winny sytuacji, że kochana, polska władza każdego szczebla, ktokolwiek by jej akurat nie sprawował, upierdala kulturę na wszelkie możliwe sposoby. Nie jestem winny temu, że w radiu nie chcą metalu, bo nie sprzedaliby reklam. Po prostu nie czuję się odpowiedzialny za ten burdel, jaki mamy w kraju. Nie miałem na niego żadnego wpływu.
Od czasów lat osiemdziesiątych sporo się pozmieniało. Na pewno nie na lepsze, ale ten i ów płaczący mogliby te zmiany wreszcie dostrzec, zamiast rozpamiętywać przeszłość i topić się w nostalgii. Nic nie poradzę na to, że dziś dzieciaki nie wiedzą, co to zespół X, że reedycjami płyt kapeli zainteresowana jest jedynie garstka zapaleńców, a na nowy album zespołu i ewentualną, króciutką trasę, też nie oczekuje wielu. Chciałbym jednak, aby muzycy metalowi, często moi ulubieńcy, w każdej sytuacji mieli jaja. I wszystko przyjmowali po męsku, z godnością. Nie zarabiasz na swojej muzyce, albo ledwie z niej wiążesz koniec z końcem? To zamiast się żalić na lewo i prawo weź się, człowieku, do uczciwej pracy! Poza Wincentym Pstrowskim od tego jeszcze nikt nie umarł.
Tomasz Urbański