SPISANE NA KACU #4
Ekipa Live Nation ogłosiła datę drugiego koncertu Iron Maiden w Rzeczypospolitej. Później, zapewne z powodu niedopięcia wszystkich szczegółów, szybciutko swój falstart skasowała. Widać jednak, że ludzie z Live Nation myślą o zdublowaniu lipcowego, piątkowego występu Żelaznej Dziewicy. Świadczy to o tym, iż bilety na przyszłoroczne show zespołu rozchodzą się błyskawicznie. Czyli kalkulacje finansowe Live Nation okazały się trafne.
Fani metalu w Polsce mocno na ceny biletów, ustalane przez Live Nation, narzekają. Cóż, prawdą jest, iż niemalże 200zł za najtańszą wejściówkę na show Iron Maiden, to wydatek spory. Przy okazji występu bandu Steve’a Harrisa padło wiele stwierdzeń, że Live Nation to firma złodziejska. Tyle że ci „złodzieje” przemocą, ani podstępem nie wyciągają pieniędzy z kieszeni fanów Dziewicy. Ludzie sami decydują się za lipcowy show zapłacić takie, a nie inne kwoty.

Live Nation to firma, która żadnego ze swych koncertów nie zrobi „od fanów dla fanów”. Oni pracują dla zysku. Dlatego zupełnie nie jestem zdziwiony faktem, że śrubują ceny do maksymalnego poziomu, jaki pozwoli wyprzedać im halę. Koncert Iron Maiden dla Live Nation jest produktem, na którym chcą dobrze zarobić. W końcu jeśli ktoś będzie sprzedawać np. jabłka, to wystawi na straganie jak najkorzystniejszą dla siebie cenę, za którą mu te owoce „pójdą” . Trudno przypuszczać, by ów sprzedawca jabłek opuszczał cenę do połowy, aby zyskać sympatię, dobre oceny i pochwały klientów. Tak samo, tylko na większą skalę, działa Live Nation. Nie przecenią swojego „towaru” po to, by ktoś w Internecie napisał, że są zajebistą firmą…
Część polskich fanów Iron Maiden deklarowała, że zamiast do Krakowa, na występ Dziewicy wybierze się do Estonii, Czech, czy Niemiec. Bo w Krakowie drogo. Nawet, gdyby wszyscy oni dotrzymali swojego słowa, dla Live Nation nie ma to absolutnie znaczenia. Przecież hala i tak im się wyprzeda. Do tego stopnia, że myślą już o jeszcze jednym występie Iron’s. I jeśli do niego dojdzie, zapewne na sobotnim koncercie zespołu także będzie komplet widzów. Płacących za możliwość obejrzenia show brytyjskich muzyków nie mniej niż 199zł…
Niniejszym tekstem nie zamierzam polskiego oddziału Live Nation bronić, gdyż ceny biletów na organizowane przez nich koncerty naprawdę nie są niskie. Ale daleki też jestem od nazywania ich złodziejami. Jak już wspomniałem, oni pracują dla zysku. A prawa rynku bywają brutalne – albo ktoś się decyduje na zakup wejściówki, albo nie i musi obejść się smakiem. Gdyby bilety na Iron Maiden nie szły, to ludzie z Live Nation musieliby się zastanowić nad pułapem swoich cen. Tak się jednak nie stanie. Już się nie stało. Zresztą byłbym mocno zaskoczony, gdyby ta firma kiedyś z tak dużą nazwą, jak Żelazna Dziewica, przeszarżowała. Polski oddział Live Nation nie powstał wczoraj. Show w Tauron Arenie nie jest pierwszym, dużym koncertem, jaki ci ludzie organizują. I po prostu wiedzą, za jaką kwotę mogą artystów o pozycji Iron Maiden sprzedać…
Co jeszcze? Ano zastanawia mnie to, iż część z osób, które bez mrugnięcia okiem wywalą te dwie stówki, będzie jęczeć, że nie mają kasy, kiedy przyjdzie do zapłacenia 10zł za występ lokalnej kapeli w pobliskim klubie. Tak, ja wiem – nie ta skala popularności, nie ta ilość płyt na koncie, a nawet nie ta oprawa widowiska. Iron Maiden jednak także zaczynał w klubach i to, co dziś osiągnął, musiał sobie samodzielnie wypracować. Tyle że ludziom na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych do klubów chodzić się chciało… Dziś często ludzie wcielają się w postać „Kaowca”, w którego w niezapomnianym „Rejsie” wcielił się Stanisław Tym. Ów „Kaowiec”, który nie jest specjalnie rozgarniętą personą w filmie, w pewnym momencie wyraża opinię, iż jemu podobają się te piosenki, które już zna. I fakt, że w Polsce (i chyba nie tylko…) mamy teraz mnóstwo replik „Kaowca”, po prostu jest przerażający. Nie rozumiem takiego podejścia. Nigdy nie chciałem się ograniczać do kilku, kilkunastu, czy nawet kilkudziesięciu kapel. Zawsze chciało mi się szukać, sprawdzać, co warte jest uwagi, drążyć temat, poznawać… Chyba jednak na współczesną, wyznaczaną uzależnieniem od smartfona mentalność nic nie poradzę. OK., nie truję już. Pakuję się na prom kosmiczny i wracam na swoją planetę…
Tomasz Urbański