SPISANE NA KACU #9
Za nami okres świąteczno noworoczny. Po raz kolejny w tysiącu miejscach obejrzałem memy na temat sympatii do Wigilii z powodu zajebistego barszczyku. I wiele innych, których pojawienie się w tych dniach było równie pewne, jak emisja filmu “Kevin sam w domu” na którymś z polskich, telewizyjnych kanałów. Ale to już za nami i w nowym roku “kochane metale”, jak to kiedyś we wstępniakach “Thrash ‘Em All” zwykł pisać Mariusz Kmiołek, wrócą do publikowania na Facebooku tego, co zwykle. Będą to zdjęcia teledyski fragmenty koncertów Slayer, zdjęcia teledyski fragmenty koncertów Metallicy, zdjęcia teledyski fragmenty koncertów Motörhead ze szczególnym uwzględnieniem Lemmy’ego i tym podobne. Tak, jak z tym barszczykiem, też w kółko to samo…
Lubię Metallicę, czy Slayer. Bez takich “Ride The Lithning”, albo “South Of Heaven”, mój muzyczny świat byłby wiele uboższy. Ale naprawdę niekoniecznie potrzebuję po raz dwa tysiące sto czterdziesty siódmy oglądać facjatę mr. Kilmistera z Jackiem Danielsem w łapie, czy trzy tysiące siedemset dwudziesty ósmy raz podziwiać klip do “Seasons In The Abyss” Slayer. Ten ostatni po raz pierwszy widziałem na początku lat dziewięćdziesiątych, na długo przed powstaniem i upowszechnieniem się Internetu. Kuzyn przywlókł do domu kasety VHS, bo kumpel jego kumpla miał antenę satelitarną i pozgrywał co lepsze teledyski z programu “Headbanger’s Ball”. Naprawdę tym video od dawna nie idzie mnie zaskoczyć… Czasem się zastanawiam, co jest nie tak z ludźmi, którzy bez opamiętania wrzucają do sieci stare klipy, oraz inne różności kapel, które od wieków znają wszyscy. Często myślę sobie, iż taka osoba albo nie zna niczego spoza kilku – kilkunastu mainstreamowych bandów, albo po prostu oczekuje miliona “lajków”. Może też jedno i drugie… No naprawdę wierzycie, że do tej pory ktoś jeszcze nie widział, jak Araya i spółka grają “Repentless” w pierdlu, a więźniowie mordują się przy tych dźwiękach? Gość musiałby chyba wrócić z bezludnej wyspy i sieć podłączyć sobie kilka tygodni temu…
Nie mam pojęcia, jaki jest sens w udostępnianiu teledysków, czy też innych materiałów kapel, które od lat znają wszyscy. Przecież w takim przedstawianiu dźwięków innym ludziom chodzi chyba o to, by kogoś nimi zainteresować. Sprawić, by ktoś przyjrzał się wykonawcy i jego twórczości bliżej. Slayer, Metallica, czy Motörhead, to tak uznane marki, że takiej popularyzacji swoich dokonań nie potrzebują. A świat na mainstreamie się nie kończy. Jest multum świetnych grup, które nigdy do poziomu popularności tych największych nie dobiją. I to takie, klubowe, a nie stadionowe zespoły, najmocniej potrzebują Waszego wsparcia. Nawet nie myślę tu o bandach bardzo młodych, czy też totalnie piwnicznych. Trzymając się ekip z wieloletnim stażem, każda wzmianka np. o Jag Panzer, Hell, Sacred Reich, czy Xentrix, coś muzykom tych formacji dać może. Bo zawsze znajdzie się ktoś, kto z ich muzyką spotka się po raz pierwszy i wiedziony ciekawością sięgnie po ich płyty.
Punkt widzenia zawsze zależy od punktu siedzenia – spotkałem się w Internecie już np. z opinią, iż Savatage to “mało znany zespół”. No dobrze, to nie Metallica, ale jeśli narodzony w 1979 roku jako Avatar, od 1983 wydający płyty pod właściwym szyldem band jest mało znany, to co powiedzieć o takich Oliver Magnum, Chastain, czy reaktywowanym niedawno, francuskim Sortilège? Ale niech będzie – udostępniając jakiś numer Savatage zawsze namawiacie kogoś, kto jeszcze się z tą formacją nie zetknął, by tego posłuchał, może w późniejszym czasie sięgnął po więcej ich muzyki. A Metallica? Tę nazwę znają nawet ludzie z ciężkim graniem nie mający niczego wspólnego…
A może ja się mylę? Może chodzi właśnie o te miliony “lajków”, oraz o to, by wszyscy facebookowi znajomi nas lubili? Może chodzi po prostu o dobre samopoczucie w stadzie? Może zamiast tej bazgraniny powinienem był wypostować wielki napis “Slayer kurwa!” na jakimś bijącym po oczach tle? Sam już nie wiem, choć na mój rozum to nośne hasełko jest już tak wyświechtane, że w jakikolwiek sposób zabawne przestało być najdalej półtora roku temu. Ale pewnie ja się nie znam, albo nie mam poczucia humoru…
Tomasz Urbański