SZALEŃSTWA PIOTRA LUCZYKA. . .
Piotr Luczyk, na Śląsku zwany “Kofbojem”. Człowiek legenda. Niegdyś pozytywna. Dziś już niekoniecznie. Długo wahałem się, czy w ogóle poruszać jego osobę w moich tekstach. W końcu dawno, dawno temu był moim idolem. Grał mój ówczesny nr1 w dyskografi Kat, czyli ” Ojcze Samotni”. Był dla mnie “kimś”. Teraz ciężko mi znieść jego status upadłego idola.
Gdy wydawał ostatnią płytę Kat, cieszyłem się na te próbę konfrontacji ze znamienitą przeszłością. “Without Looking Back” nie wywołał we mnie jakichś negatywnych emocji. Nawet tu, na “łamach” Metal Revolt, dałem recenzję środka. Do teraz lubię trzy kawałki z tej płyty i wracam do nich za każdym razem, kiedy patrzę na długi fragment regału, wypełniony “cedekami” z logiem Kat. Nie chciałem iść do wrogiego Kofbojowi obozu. Byłem, jestem i będę fanem Kat. Od czasów wydania “38-ki” (eh.. jak to brzmi) do teraz, nigdy nie zwątpiłem w to, co Kat robił do płyty “Szydercze Zwierciadło”. Swoją drogą uwielbiam ją do dziś.
Gdy Kofboj zaczął tę hecę z Kościejem, byłem wściekły, ale nie skreśliłem pana “ałtysty”. Dalej był “kimś”, tylko wkurzającym.
Z latami heca z Kostrzewskim przeszła w nudziarstwo. Każdy z nas wiedział z góry kto, co, komu i w jakiej kolejności odwarknie. Telenowela Kata wypaliła się doszczętnie.
Pewnego dnia pojawiła się sprawa “Popióra”. Kofboj nie wytrzymał napięcia. Jego wierni giermkowie o aparycji słynnego Sancho ruszyli w internetowy bój na froncie Romańskim. Gdzie się tylko dało, nasilili kampanię pod hasłem “cover band”. Po lekkim wzniesieniu emocji ogółu z nudy do podniesienia brwi, wróciło ziewanie.
1 marca 2019 roku świat Kofboja runął. Nawet gdy basista jego składu na naszych łamach chciał przejść od postów do bardziej hejterskich zachowań, twierdzy Kofboja utrzymać się nie dało. O ile demo pt. “Biało-czarna” metalowy świat potraktował dość olewatorsko, o tyle “Popiór” pokazał kły i pazury. Wreszcie, po raz pierwszy od “Szyderczego Zwierciadła”, pojawiła się płyta godna nazwy Kat. Te siedem i pół utworu to muzyka, do której wracam tak samo, jak do “Bastard”, czy sławetnych “Szóstek”. OK.,flagowiec szwankuje, ale nie na tyle, by po nim jechać, jak np. po “Wild” z płyty Kofboja.
Szybko wyprzedany pierwszy nakład “Popiór” i udana trasa koncertowa sfrustrowały naszego bohatera do tego stopnia, że wydał to swoje “wiekopomne dzieło”. Przy okazji giermkowie Kofboja głosili tezę o tym, jak to po pierwszej trasie utwory z “Popiór” znikną i znów teoria cover bandu zyska wiatr w opadłe żagle.
Jak zwykle, gdy człowiek jest czegoś pewny, wypadki idą w innym kierunku. Kto był na koncertach z serii “Legendy Metalu” już wie, że “Popiór” jest w setliście godnie reprezentowany. Jak dla mnie wywalenie czegoś z epoki Kofboja i granie w to miejsce jeszcze więcej “Popiór” ma więcej sensu niż grzanie po raz enty tego samego kotleta. To nie tylko świetne utwory, za które et catedra dziękuję Hirkowi. To solidny fundament przyszłości Kat i Roman Kostrzewski. Utwory co najmniej tak samo dobre, jak klasyki z lat dziewięćdziesiątych, miażdżą narrację Kofboja. Nasz bohater już wie, że w momencie pojawienia się kolejnej płyty tej klasy, co “Popiór”, połowa setu nie będzie miała z nim nic wspólnego. Jeszcze jedna taka płyta i Kat & RK zyska własną tożsamość, własny sukces, a to oznacza ostateczny kres legendy Kofboja. Ekipa Romana jest już bardzo blisko takiego sukcesu. Oby nie wymiękli.
Ostatnim jak dotąd aktem tej telenoweli jest akcja “Jutub”. Piotr Luczyk, pod pozorem ochrony jego praw, bezpardonowo atakuje każdy film na znanej nam wszystkim platformie, na którym są utwory z jego epoki. Atakuje własnych fanów, umieszczających filmy z koncertów Kat & RK.
Zaszalał do tego stopnia, że nawet Irek Loth nie zdzierżył i grozi mu sądem. Roman umieszcza instrukcje prawną, jak umieszczać zablokowane filmy fanów z powrotem na nadgorliwej platformie. Czegoś takiego jeszcze w teatrzyku nie grali…
Tym razem emocje naprawdę poszły mocno w górę. Kofboj został zauważony przez utraconych fanów. Czy mu to pomoże? A gdzie tam. W życiu. To jego promocyjny koniec. Z reszta kolejny jaki zalicza. Przypomnijmy sobie jego przechwałki, jak to jego płyta odniesie sukces na Zachodzie, Północy, Południu, czy Wschodzie. Jak to będzie mógł olać polska scenę i polskich fanów. Pomijając kowerki i kolędy, nie osiągnął nic. Sam sobie medialny grób wykopał i sam się w nim pochował.
Kofboj, brawo Ty…
Thilo Laschke