TAWNY KITAEN — DZIŚ TAKICH KOBIET JUŻ NIE MA
Od kilku dni przebiega przez Internet wiadomość o śmierci byłej żony Davida Coverdale’a z WHITESNAKE, Julii “Tawny” Kitaen. Metal Revolt to ekipa ludzi, którzy świetnie pamiętają dzieje kariery tej kobiety. Niejako z racji wieku staliśmy się mimowolnymi świadkami jej historii. Mamy też zwyczaj obserwowania, co o danym zdarzeniu piszą ludzie, czy faktycznie coś o tym wiedzieli zanim napisali swoje teksty, etc. Daje to też czas na opadnięcie emocji i przemyślenie własnego stanowiska. Tak też było tym razem. Zacznijmy jednak od początku…
Inspiracją do tego tekstu nie jest news o śmierci Tawny, czy fakt nie podawania przyczyny zgonu. Tak naprawdę to ostatnie jest sprawą prywatną i nic nam do tego. Najważniejszym impulsem do skreślenia tych kilku słów był booklet pewnej płyty i sposób, w jaki została tam wspomniana główna bohaterka tej opowieści.
Mam taki zwyczaj, by do porannej kawy posłuchać jakieś płyty z mojej kolekcji. Tego dnia, po krótkim namyśle, sięgnąłem po druga płytę PANZER’ FAUST – “IIBER”. O dziwo, tym razem wyjąłem z pudełka booklet i w całości go przekartkowałem. Dawno tego nie robiłem. To było dziełem absolutnego przypadku. Na szóstej stronie trafiłem na akapit, zatytułowany “Łysy ma powody, by dziękować”. Przeczytałem to pierwszy raz od lat, a tam wymieniona nasza Tawny, jeszcze jako pani Coverdale, jako “niesłabnąca inspiracja”. Błysk… Wizja dopełniła się… Można pisać…
Nie tylko ówczesny wokalista PANZER’ FAUST, ale i wielu innych muzyków w mojej obecności wielokrotnie wspominało, dlaczego tak naprawdę sięgnęli po instrument i zaczęli grać. W czasach, kiedy Tawny była u szczytu sławy, wielu z nas zdało sobie sprawę, że dziewczyny z takiej półki są zazwyczaj poza zasięgiem przeciętnego szaraczka. Po plakatach w pokojach dziewczyn widać było, że chciały się czuć wyjątkowe, a ich chłopak miał mieć coś z gwiazdy, lub nią być. Choćby taką tycią, podwórkową. Każdy zaś z nas – dzieciaków z lat osiemdziesiątych, chciał to swojej dziewczynie dać. Jedni grali na gitarze, inni na garach, jeszcze inni trenowali sztuki walki. Tak to się kręciło.
Tawny, wraz z garstką kobiet wówczas postrzeganych, jako ideały, inspirowały swoja kobiecością, urodą, seksapilem, sposobem poruszania się, czy fryzurą. Miały one w sobie magię. Ogień i klasę, przynależną muzom. Pewien później znany i ceniony na scenie człowiek wspominał kiedyś ze wzruszeniem plakat DORO nad łóżkiem. Część prymitywów próbowała z tego cisnąć bekę. Szybko się jednak zamknęli. Powody ku temu były dwa. Pierwszym była wyraźnie niższa niż obecnie akceptacja dla – mówiąc dzisiejszą nowomową – hejterów. Drugim zaś fakt, że zdecydowana, ówczesna większość miała takie plakaty nad łóżkiem, gdyż była młoda, nie miała jeszcze realnych i regularnych kontaktów seksualnych i była hetero. W owych czasach bycie heterykiem było oczywistością. Sandry, Sabriny, Doro, Lita Ford, czy właśnie Tawny, wisiały na ścianach ku zazdrości matek i koleżanek, bronione przed usunięciem jak niepodległość, a może i lepiej. To właśnie kobiecość tamtych kobiet powodowała, że z niejednego szaraczka wyrastał prawdziwy facet. Powstała muzyka, która dziś jest postrzegana, jako klasyka metalu. Sorry, nie będę ujawniał, które z naszych gwiazd polskiego metalu zaczynały przygodę z muzyką właśnie ze wspomnianego wcześniej powodu. Poczytajcie liryki utworów, może sami się zorientujecie. Tak, wiem to z pierwszej ręki, od samych twórców. Nie, to informacja prywatna. Całkowicie prywatna… Odbiegłem jednak od głównego wątku. Wrócimy więc do samej Tawny. Zanim dostrzegł ją Marty Callner, reżyser legendarnych teledysków, zanim potentat medialny David Geffen dał jej zielone światło, nie była w żaden sposób anonimową aktorką, czy też modelką, jakich wiele. Fani bardziej frywolnych odmian metalu lat osiemdziesiątych świetnie pamiętają postać gitarzysty Robbina Crosby’ego. Tak, tego z RATT. On i sama Tawny Kitaen otwarcie mówili, że za okładkami i desingem RATT stała właśnie ona. RATT osiągnął wtedy naprawdę dużo. Trudno więc, by nie dostrzegli jej talentu najwięksi. Po rozstaniu z Robbinem kolejnym facetem Tawny był właśnie legendarny wokal DEEP PURPLE i WHITESNAKE, Dave Coverdale. Polecił ją Callerowi i tym samym – nazwijmy to tak – niechcący wykopał z posady samą Claudię Schiffer. A wszystko tylko dlatego, że chciała pomóc swojego ówczesnemu facetowi w produkcji teledysków, na której jemu zależało. Przypomnijmy też taki fakt, że nawet potężny A&R samego Geffen, John Callodner, nazywał ją – również w obecności obgadywanego tu magnata medialnego – nową Yoko Ono. Wspomnijmy też o fakcie jej nieustającego wpływu na lidera WHITESNAKE. W roku 2019 pojawił się teledysk do utworu “Shot Up And Kiss Me”. Był kapitalnym nawiązaniem do płyty “1987”. W klipie zaś ponownie pojawił się jeden z Jaguarów z teledysku “Here I Go Again” i… Tawny Kitaen. Stara miłość, jak widać, nie rdzewiała. Kiedy 7 maja 2021 roku zmarła, to Dave jako jeden z pierwszych najpierw nie chciał w to wierzyć, a potem solidnie ten fakt odchorował.
Czas na zdradzenie ostatniego powodu, dla którego piszę o tej nietuzinkowej osobie starannie unikając formy nekrologu. Najpierw truizm: dziś już takich kobiet już nie ma. Nie odmawiając współczesnym kobietom niczego, dzielą się zasadniczo na te faktycznie zadbane i skupione na sobie, oraz na te od “fast food life”. Wiecie, selfie twarzy z doskonałym make upem i dramatyczna reszta, której na zdjęciu już nie ma. Również skupione na sobie. Z drugiej strony mamy facetów, którzy coraz bardziej widząc bezsens, odgradzają się od obu gatunków, tęskniąc za kobiecością, znaną im z przeszłości. Bez feminizmów, za to z klasą. Współczesny świat, jak i współczesna kobieta, klasy nie ma. Miały ją jeszcze nasze babki, ale potem utraciliśmy to. Czy bezpowrotnie, tego nie wiem. W każdym razie dobrze nie jest i nie będzie. Tawny inspirowała, wpływała i tworzyła. Kobieta współczesna może co najwyżej wkurzyć. Dawny instynkt łączenia się w pary został zniszczony, a społeczeństwo i relacje zatomizowane. Kobieta nie inspiruje już nikogo i do niczego. Staliśmy się jakby cywilizacjami równoległymi. Śmierć jednej z ostatnich ikon dawnego, normalnego i poczytalnego świata jest nie tylko znakiem końca tamtej epoki. Jest też widocznym kierunkowskazem naszego upadku. Jako ludzi, społeczeństwa, a kto wie, czy z czasem nie jako cywilizacji. To właśnie jest powód, dla którego z zabawnego wspomnienia, wywołanego bookletem PANZER’ FAUST, przyszła chwila zadumy i absolutnie ponure wnioski. Właściwie to… mocno wątpię, by było w tej sprawie jakieś światełko na końcu wyjątkowo mrocznego i długiego tunelu. Za bardzo czuć go trupem.
Thilo Laschke