RECENZJA #7
CRYSTAL VIPER – QUEEN OF THE WITCHES
(2017 AFM)
Gdyby ekipa Crystal Viper „Queen Of The Witches” nagrała w latach osiemdziesiątych, album dziś wymieniany byłby wśród klasyków heavy metalu. W ogóle krążek można by postawić w jakimś instytucie miar i wag jako wzorzec gatunku. Bo mamy tu heavy metal chemicznie czysty, bez choćby minimalnych wycieczek w stronę poweru, czy thrashu, bez epatowania progresywną techniką, bez jakichkolwiek obcogatunkowych naleciałości. Heavy metal pełnymi garściami czerpiący ze spuścizny lat osiemdziesiątych, choć i nie głuchy na to, co w tym gatunku ciężkiego grania wydarzyło się później.
Metalu słucham przeszło trzydzieści lat i… myślę sobie, że „Queen Of The Witches” schwyci za serducha headbangerów starej daty. Album niesie z sobą te emocje, które towarzyszyły nam podczas pierwszych odsłuchów krążków Saxon, Judas Priest, czy innego Iron Maiden. Nazwami bandów brytyjskich posłużyłem się nieprzypadkowo. Nowy wypiek Crystal Viper niesie bowiem z sobą znacznie więcej wyspiarskich barw niż to drzewiej bywało. Gdybyśmy przyjrzeli się dyskografii zespołu i wzięli do ręki taki „Legends”, czy „The Curse Of Crystal Viper”, znaleźlibyśmy tam sporo dźwięków, kojarzących się z Running Wild, czy wczesnym Stormwitch. Na „Queen Of The Witches” tego nie uświadczymy. Jakby niemieckie wpływy oddały tu pola angielskim właśnie. Z domieszką amerykańskich. Czasami bardzo dużą, bo taki marsz, jak „When The Sun Goes Down”, to po prostu stuprocentowy Manowar.
Wspomniany w powyższym akapicie utwór to nie jedyny kawałek z nowej płyty Crystal Viper, niosący z sobą bardzo silne i aż zbyt dosłowne skojarzenia z twórczością Wielkich. Jest jeszcze „Burn My Fire Burn”, który brzmi tak, jakby został skomponowany przez załogę Iron Maiden. Ba, niektóre z aranży bardziej nawet przywodzą mi na myśl „pierwszą kopię”, czyli rosyjską Arię, niż sam oryginał. Mimo obecności tych dwóch odtwórczych numerów „Queen Of The Witches” broni się jako płyta autentyczna i świeża. Materiał jest bardzo zróżnicowany. Nie ma tu dwóch utworów, grających na tych samych emocjach. Nie ma grania w tych samych tempach, nie ma schematów. Dostajemy pompatyczny hymn, z którym sąsiaduje nastrojowa ballada, a zaraz po niej pojawia się brytolska, heavy metalowa galopadka. Słucha się tego świetnie.
W takim 1986 roku Crystal Viper czułby się znakomicie. No dobra, brzmienie krążka jest klarowne, charakterystyczne dla dzisiejszych czasów. Może nie tak przejrzyste, jak u Andy’ego Sneapa, ale myszką nie trąci. W aranżach jednakże czuć wyraźną nostalgię do przeszłości. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Perkusista nie napieprza bez przerwy dwiema stopami, gitary potrafią puścić długie dźwięki, pozwalające wyśpiewać się doskonałej, mającej ciągoty w stronę różnorakich Dio, czy innych Conklinów, wokalistce. Ot, ludziska myślą i wiedzą, co chcą zagrać.
O tym, że zespół potrafi grać, chyba nikogo przekonywać nie muszę. Crystal Viper istnieje już na rynku ładnych parę latek i sporo udało się muzykom przez ten czas osiągnąć. Wspomnę tylko o basiście – nowej twarzy w kapeli, bo podoba mi to, co na tej płycie zrobił Błażej Grygiel. Facet ma ambicje grania, a nie wystukiwania rytmu. Bas jest widoczny, często uwalnia się spod riffów, gra swoje. Momentami przypomina to patenty Marcusa Großkopfa. Ech… a miało być, że na „Queen Ot The Witches” nie ma nawet grama power metalu i niemieckich wpływów…
Crystal Viper nie nagrywa płyt bez gościnnego udziału znanych na metalowym poletku muzyków. Można by rzec, iż kapela z takim dorobkiem mogłaby już zrobić coś wyłącznie własnymi siłami, ale… np. solo eks gitarzysty Manowar, Rossa Friedmana jest tak charakterystyczne dla tego faceta, że fajnie, iż tu jest. Głos Steve’a Bettneya z Saracen też dodał w „We Will Make It Last Forever” nowych barw. Mantas z kolei to dla mnie zabieg czysto promocyjny, ale i tak nie da się powiedzieć, że muzycy gościnni byli na tej płycie niepotrzebni. Ich udział zwyczajnie broni się tutaj.
Grając metal można być, jak Mystic Propchecy. Zeżreć i przetrawić swój ogon, wgryzać się w dupę, grać w kółko, aż do wyrzygania, to samo i tak samo. Można też być jak Crystal Viper, gdyż opisywana w tej cenzurce ekipa nie nagrała dotąd dwóch takich samych płyt. Niby Marta Gabriel i spółka trzymają się ściśle obranej, heavy metalowej szufladki, a zawsze potrafią zaskoczyć…
„Queen Of The Witches” to heavy metal wysokiej próby. Zasługujący na lepszą okładkę. Co z tego, że wyszła spod łapki znanego i szanowanego grafika, skoro zwyczajnie jest kiepska? Nie zrażajcie się tym obrazkiem i kupujcie tę płytę. Bo warto i już…
OCENA: 5
SKALA OCEN: 1 – dno 2 – słabizna 3 – przeciętna 4 – dobra 5 – bardzo dobra 7 – rewelacyjna/ponadczasowa
Tomasz Urbański
P.S.: Na deserek Crystal Viper zaserwował nam coverek Grim Reaper, „See You In Hell”. Całkiem zgrabna wersja… W wersji winylowej jest inny numer – „Long Live The Loud” z repertuaru Exciter. Cóż, zespół bardzo poważnie podchodzi do swojej promocji i wyników sprzedaży…