RECENZJA #82
DARKTHRONE – OLD STAR
(2019 Peaceville)
Rok 1992, Katowice, sklep na osiedlu Paderewskiego. Aras ma 19 lat i jest szczęśliwym posiadaczem miniwieży z CD. To czas, gdy niepodzielnie rządził u mnie death metal, a im więcej było diabła, tym lepiej. Czas, gdy w cenie jednego CD można było kupić dziesięć “oryginalnych” kaset. Jak wtedy zawsze, przy okazji zakupów był dylemat, co wybrać. Przeglądam taśmy, widzę co najmniej parę tytułów, które chcę mieć, lub poznać. Może jednak CD? Rzucam okiem na stoisko z płytami. Tak, najchętniej to wszystkie chciałbym mieć. Jedna przykuwa moją uwagę szczególnie. Czarna, z opętanym, wymalowanym gościem na okładce. Tak, to był “A Blaze To The Northern Sky” Darkthrone. Sama okładka sprawiła, że bez wahania kupiłem tę płytę. Teraz to klasyka gatunku, a wtedy? Po usłyszeniu paru dźwięków byłem przede wszystkim zszokowany, nie rozumiałem tego grania. Wrzaski, podła jakość nagrania, ale czuć było zło i chłód, jak nigdy wcześniej. Później oczywiście była reszta – Mayhem, Burzum, Emperor, Gorgoroth. Łykałem wszystko będąc pod coraz większym wrażeniem sceny norweskiej. Potem pojawili się naśladowcy, lepsi lub gorsi. Black metal stał się trendem, czymś całkowicie oswojonym i przewidywalnym. Co z Darkthrone? Nasze drogi to rozchodziły się, to krzyżowały. Przestałem jakoś ich bacznie obserwować. Bywało tak, że kupowałem płytę tylko po to, żeby ją mieć. To już historia.
Rok 2019, Czechowice – Dziedzice, mieszkanie na osiedlu Stara Gmina. Aras ma 46 lat i nadal jest posiadaczem odtwarzacza CD. Nie przepada za Jutjubem, Spotifajami i innymi jajami. Nadal chce mieć wszystkie CD z gatunku metal (doszedł do tego rock). Już nie przelicza na kasety. Ostatnią płytą Darkthrone, jaką posiada, jest “Circle The Wagons” z 2010 r. Coś tam po drodze słyszał, coś mu tam puścili i tyle. Nie dam rady odnieść się do bezpośrednio wydanej CD. Znowu, jak przed wieloma laty, w sklepie muzycznym wpadł mi w oko cedek Darkthrone. Tym razem bez zszokowania i jakiegoś dzikiego zainteresowania. Kupuję i tyle. Ot, tylko z ciekawości. Papieros, szklanka whisky i płyta “Old Star” ląduje w odtwarzaczu. Pierwsze wrażenie – Darkthrone wydoroślał. Diametralnie zmieniło się brzmienie na lepsze. Wszystko słychać, jest potężne i krystalicznie… no, prawie czyste. Otwierający “I Muffle Your Inner Choir” to stara scena norweska, te same riffy. Jednak zdecydowanie bliżej im do heavy metalu z lat osiemdziesiątych. Pierwsze skojarzenie, to Celtic Frost, Hellhammer, Samael. Tak, jest moc w tym utworze. Stawiają tutaj raczej na klimat i ciężar niż galopady i “napierdalanie” . Na upartego można dosłyszeć też Mercyful Fate. Następny numer, “The Hardship Of The Scots“ – toż to czysty hard rock. Tylko wokal szybko sprowadza na ziemię i wiem, że nie będzie “ładnego”, melodyjnego śpiewu. O ile zaczyna się dość szybkim graniem, to później wpada w średnie, lub nawet walcowate tempa. “Old Star” – czysty heavy metal, zagrany w średnich i wolnych tempach. “Alp Man” utrzymany jest w takim samym klimacie. Tutaj momentami przyspieszają i robi się jakoś ciekawiej. “Duke Of Gloat” to już czysta “Norwegia”. Typowy, black metalowy utwór z riffami żywcem wziętymi z lat dziewięćdziesiątych. Oczywiście nagrany bardzo dobrze. Wreszcie nic nie brzęczy i nie bzyczy. Zamykający album “The Key Is Inside The Wall” to totalny walec. Miażdży od pierwszych sekund swoim ciężarem. Przyśpieszenie i słyszę… Motörhead! Bardzo dobrze, że Fenriz wrócił muzycznie do lat świetności heavy metalu. Wrócił i zrobił to w stylu Darkthrone. Jest potężnie, mrocznie, kurewsko i rock’n’rollowo. Muzycznie łykam ten album bez popitki. Wchodzi, jak dobra whisky. Niestety, wokalnie jest ciut inaczej. Plus, że doskonale słychać wykrzyczane, wydeklamowane słowa. Wreszcie brak wykastrowanego, będącego na sterydach Kaczora Donalda, który tak mnie znudził swego czasu. Minusem jest jednostajność tego wokalu. W każdym utworze słowa są wyrecytowane. To trochę tak, jakby ktoś do heavy metalu recytował poezję. Po jakimś czasie staje się to lekko nużące.
Darkthrone istnieje i tworzy nadal, nie oglądając się na nikogo i na nic. Oni wiedzą, kim są i nic już nie muszą udowadniać. To dobry heavy/black metal. Chyba czas uzupełnić dyskografię.
OCENA: 4
SKALA OCEN: 1 – dno 2 – słabizna 3 – przeciętna 4 – dobra 5 – bardzo dobra 7 – rewelacyjna/ponadczasowa
Arkadiusz Gęsicki