RECENZJA #45
DEADLY VISION - VICIOUS CIRCLE
(2017 wydanie własne)
Po ponad dwudziestu latach ciszy i jednym materiale demo wraca na scenę sosnowiecki Deadly Vision. W ramach owego comebacku dostajemy czteroutworową Epkę. Skromnie, jak na aż taki czas, ale wiadomo, różnie to bywa. Ważne jest, że ponownie możemy chłopaków posłuchać.
Na “Vicious Circle” (czyżby ukłon w stronę Vader?) znajdziecie kawał dobrze zagranego, brutalnego i nieco technicznego death metalu. Gęsty, ciężki i mocarny w swej strukturze, z – uwaga – klawiszowymi akcentami (zawsze to jakieś odejście od schematu, a tu zadziałało na korzyść materiału), nadającymi nietuzinkowego klimatu i podbijającymi walcowate riffy. Chodzi to ładnie, ale do czasów demówki i tamtego brzmienia, oraz piwnicznej atmosfery jest tu daleko. No, ale tutaj to nie ma co się czepiać, bo to najnormalniej w świecie nie te czasy. Co mi w tym materiale odrobinę przeszkadza, to trochę zbyt płytka perkusja, zostająca jakby nieco w tyle za wokalem (a jest to kawał soczystych growli) i gitarami. Jest jakby wypłukana z siły i mocy. Przydałoby się tu to swoiste, charakterystyczne dla tego grania pierdolnięcie, więcej basu, a tak jest trochę zbyt sterylnie. A te kompozycje, same w sobie, mają naprawdę spory potencjał do wciskania słuchaczy w glebę. Poza tym jednym mankamentem jest jak najbardziej na plus.
Chociaż to tylko niewiele ponad osiemnaście minut grania, Deadly Vision pokazał, że ma z czym wracać na scenę, prezentując materiał, który mnie bynajmniej zaciekawił i zaintrygował, rodząc pytanie, co to może z tego być, gdy ukaże się pełny album. Jest dobrze i przyszłość maluje się tu dość obiecująco. “Vicious Circle” mnie co prawda nie powalił, ale sprawił, że będę czekał na kolejne wydawnictwo Deadly Vision, żeby zobaczyć, w jakim kierunku to pójdzie. Można powiedzieć, że wędka została zarzucona, a ryba złapała haczyk, a to już coś!
OCENA: 4
SKALA OCEN: 1 – dno 2 – słabizna 3 – przeciętna 4 – dobra 5 – bardzo dobra 7 – rewelacyjna/ponadczasowa
Przemysław Bukowski