RECENZJA #16
HAMMERFALL – BUILT TO LAST
(2016 – Napalm Records)
W Polsce w dobrym tonie jest nie lubić Hammerfall. „Życzliwych” tej kapeli u nas nigdy nie brakowało. Czy to się jednak adwersarzom Szwedów podoba, czy nie, zespół na heavy metalowym poletku zwojował naprawdę sporo. I choć w późniejszym okresie swojej działalności lepsze krążki przeplatał ze słabszymi, bez „Glory To The Brave”, „Legacy Of Kings”, czy „Renegade” renesans popularności heavy i power metalu nie byłby chyba możliwy.
O trzech pierwszych płytach szwedzkiej załogi wspomniałem nieprzypadkowo. Słuchając „Built To Last” mam wrażenie, że zespół chciał sięgnąć do swoich korzeni. Taki „Bring It!” śmiało mógłby otwierać „Legacy Of Kings”, a pierwsza część „Dethrone And Defy” niemal niczym nie odbiega od kawałków, które Dronjak i Cans napisali na swój debiut. Całości chyba jednak najbliżej do „Renegade”. Ten sam klimat, podobnie chwytliwe kompozycje – naprawdę fajnie się tego słucha.
Po prawie dwudziestu latach od debiutu bandu, chyba nikomu nie trzeba wyjaśniać, jak gra Hammerfall. To jednak nigdy nie był mało znany, podziemny zespolik. Na pewno siłą grupy jest swoisty miks heavy metalowych hymnów i powerowych galopadek. Dużym plusem od zawsze jest też przejrzyste, krystalicznie czyste brzmienie. Ale gdyby fachowiec pokroju Fredrika Nordströma spierdzielił sound dla tak popularnego zespołu, to by dopiero była sensacja…
Minusem, też od zawsze, jest delikatny, miękki wokal Joacima Cansa. Nie to, że facet śpiewa źle. Trafia we wszystkie dźwięki, linie wokalne ułożone są w sposób ciekawy, ale… jest to tylko głos poprawny. Nie ma w nim ani potężnej siły, ani czegoś charakterystycznego. Gdyby Joacim był w stanie zabrzmieć z taką mocą, jak Dio, czy inny Tony Martin, kawałki Hammerfall mogłyby zabijać.
„Built To Last” to jeden z lepszych krążków, jakie Szwedzi mają na swoim koncie. Utwory są zróżnicowane w tempach i nastroju, charakterystyczne tylko dla Hammerfall – bo zespół w sposób bezpośredni z nikogo nie zrzyna, od pierwszych dźwięków chce się śpiewać te songi razem z wokalistą. Może na tle naprawdę dobrych kompozycji trochę słabiej wypadają „The Star Of Home” i „New Breed”, ale i tak płyta trzyma równy, wysoki poziom.
Fajne w Hammerfall jest to, że ten zespół nie zmieniał się zbyt mocno przez te wszystkie lata, ale udało mu się uniknąć powtórzeń. Dzięki temu fani grupy mogą kupować „Built To Last” w ciemno i na pewno się nie zawiodą. Nawet ci, którzy zżymali się np. na słabiutki „Chapter V: Unbent, Unbowed, Unbroken”. Reszta metalowców w dalszym ciągu będzie nie lubić Szwedzkiej ekipy. Bo to politycznie poprawne.
OCENA: 4
SKALA OCEN: 1 – dno 2 – słabizna 3 – przeciętna 4 – dobra 5 – bardzo dobra 7 – rewelacyjna/ponadczasowa
Tomasz Urbański