RECENZJA #52
LUCIFER'S HAMMER - TIME IS DEATH
(2018 Stormspell Records)
Kapel, pożyczających riffy od Iron Maiden, jest i było setki. Wspomnę tu tylko o rosyjskiej Arii, czy niemieckim Destillery. Młoda, chilijska formacja Lucifer’s Hammer to kolejna ekipa, podążająca tą drogą. Naprawdę nie wiem, co o tych chłopakach myśleć – może są młodzi, dojrzeją i dorobią się czegokolwiek, co będzie można nazwać choćby zaczątkiem twórczej samodzielności. Bo na razie do czynienia mamy z cover-bandem, wykonującym „autorskie” kompozycje.
Ani jednego dźwięku, jaki znalazł się na „Time Is Death”, muzycy z Santiago nie skomponowali samodzielnie. No, może część solosu z wieńczącego album „Dreamer” nie brzmi, jak popisy Murraya, czy Smitha. Była też jeszcze inna chwila, gdy pomyślałem, że może będzie trochę inaczej, gdyż wstęp do „Lady Dark” przywiódł mi na myśl Running Wild. Szybko jednak to wrażenie się ulotniło. Lucifer’s Hammer to po prostu Iron Maiden totalny!
Przyznać należy, że muzycy Lucifer’s Hammer są sprawnymi instrumentalistami, a muzyka, którą nam oferują, ma w sobie dużo ognia. Chilijczycy rżną patenty od Iron Maiden, ale tak z sercem na dłoni. Wydaje mi się, że jest to szczera ekipa, mimo iż odtwórcza. Poza tym jest tu też młodzieńcza werwa i radość grania, której u weteranów heavy metalu z Dziewicy dawno już nie ma.
Gdyby Iron Maiden nie zrobili kariery i utknęli w undergroundzie, mogliby brzmieć podobnie do Lucifer’s Hammer. Może to myśl, idąca trochę za daleko, ale wokale, jakie na „Time Is Death” nagrał śpiewający gitarzysta, ukrywający się pod ksywką (notabene…) Hades, nadają temu materiałowi trochę „podziemnego” posmaku. Imć Hades wielkim, wokalnym technikiem nie jest, choć w takim „Traitors Of The Night” jest moment, gdzie pokazał, że stać go na wydarcie się w wysokich rejestrach. Ale poza tą chwilą zapomnienia śpiewa wyłącznie środkowym pasmem, przywodząc na myśl popisy frontmanów z bandów NWOBHM, tych o nieco mroczniejszym zabarwieniu, z Angel Witch, czy Witchfinder General na czele. Wyszło z tego ciekawe połączenie, ale czy działa na plus Lucifer’s Hammer? Na pewno partie wokalne nie brzmią, jak w Iron Maiden, ale chyba tylko dlatego, że umiejętności Dickinsona i Hadesa są nieporównywalne.
Lubię Iron Maiden, ale sądzę, iż płyta Lucifer’s Hammer obrośnie u mnie kurzem. Mimo faktu, że „Time Is Death” słucha się naprawdę dobrze. Album Chilijczyków adresowany jest do fanów Żelaznej Dziewicy, czujących dyskomfort, spowodowany długimi przerwami pomiędzy studyjnymi wydawnictwami angielskiej formacji. Każdy sympatyk Iron Maiden powinien być produkcją Lucifer’s Hammer usatysfakcjonowany, o ile nie przeszkadza mu, że to wszystko zagrał już oryginał.
OCENA: 4
SKALA OCEN: 1 – dno 2 – słabizna 3 – przeciętna 4 – dobra 5 – bardzo dobra 7 – rewelacyjna/ponadczasowa
Tomasz Urbański