RECENZJA #38
PÄNZER – FATAL COMMAND
(2017 Nuclear Blast)
Każdy chyba przyzna, że Destruction i Hammerfall to dziwaczne połączenie. A za nowe dziełko Pänzer odpowiedzialni są Schmier i Pontus Norgren, udzielający się w tych zespołach. Do tego jeszcze dorzucić należy Gurd i Poltergeist, reprezentowany przez V.O. Pulvera, oraz osobę Stefana Schwarzmanna – jednego z tych perkusistów, który bywał w tak dużej ilości kapel, jak to tylko było możliwe. Jakby na to nie spojrzeć, za pracę nad „Fatal Command” zabrało się towarzystwo z trochę różnych bajek. Jaki jest efekt końcowy? Ano… bardzo smaczny.
Mam wrażenie, iż debiut Pänzer, płyta „Send Them All To Hell” dla Schmiera stanowiła pewien pomost – takie bezpieczne przejście od thrashowego, typowego dla Destruction łojenia do trochę innej stylistyki. Album ten nie wpisywał się w estetykę Destruction, ale sporo dźwięków przywodziło mi na myśl inny projekt, w którym Schmier się udzielał – Headhunter. To było dla fanów twórczości Marcela Schirmera z pewnością łatwiejsze do przełknięcia, niż muzyka z nowej płyty Pänzer. Z „Fatal Command” wielbiciele różnych „Eternal Devastation”, „Release From Agony”, czy „The Antichrist” mogą mieć twardy orzech do zgryzienia. Nowa płyta Schmiera i spółki przenosi bowiem słuchacza w rejony klasycznego, kompletnie bez thrashowych nalotów heavy metalu.
„Fatal Command” – heavy metal, z klarownym, typowym dla gatunku, skądinąd bardzo dobrym brzmieniem bez żadnych brudów, bez cech typowych dla Headhunter, czy Destruction. Heavy metal zagrany z polotem i furą pomysłów. Każdy kawałek z tego CD po prostu płynie. Mamy tu mnóstwo chwytliwych melodii, doskonałych solosów – wszystkiego, co w heavy metalu najlepsze. No, na „Fatal Command” nie zarejestrowano żadnej ballady, ale… kto wie, czy dla fanów Schmiera na taką rewolucję nie byłoby jeszcze za wcześnie. I tak mamy tu sporo dźwięków, które sympatyków Destruction przyprawią o zgrozę. Np. gitara, grająca ozdobniki na głównymi riffami w otwierającym płytę „Satan’s Hollow”, momentami kojarzy się z estetyką Helloween. Ciekawe, czy są to pomysły, które do Pänzer wniósł Pontus Norgren…
Fanom Hammerfall zaakceptować „Fatal Command” chyba będzie łatwiej. Choć oczywiście muzyka Pänzer jest nieco mocniejsza. No i wokal pana Schirmera nie jest tak miękki, jak śpiew Joacima Cansa. Choć przyznać trzeba, że materiał z nowego krążka Pänzer zmusił Schmiera do artystycznych poszukiwań, odkrycia w swoim głosie zupełnie nowych barw. Takich stricte heavy metalowych kawałków, jak „We Can Not Be Silenced”, czy „I’ll Bring You The Night”, nie da się wykrzyczeć w sposób charakterystyczny dla Destruction. I Schmier poradził sobie z tym wyzwaniem znakomicie. Ba, w takim „Skullbreaker” pokazuje się wręcz, jako wokalny kameleon. Co chwila zaskakuje czymś, czego po panu Marcelu można by się nie spodziewać… A przy tym nie pożycza od innych śpiewaków, zachowuje własną rozpoznawalność. Może poza końcówką „Mistaken”, gdzie wpływy Dave’a Mustaine’a są naprawdę wyraźne…
Myślę sobie, iż Pänzer ma dużą szansę stać się naprawdę wartościowym bandem na metalowym rynku. Dlaczego? Bo „Fatal Command” to naprawdę bardzo dobra płyta, zdecydowanie różniąca się od swojej poprzedniczki. A przecież najbardziej cenimy te zespoły, które zawsze są w stanie proponować nam coś nowego, utrzymując przy tym wysoką jakość swojej twórczości. Jeśli kolejny krążek „Czołgu” będzie znów tak odmienny od wcześniejszych materiałów i równie dobry, to… Pulver, Schirmer, Schwarzmann i Norgren artystycznie wskoczą do bardzo wysokiej ligi. Ponadto „Fatal Command” pokazuje, że muzycy, odpowiedzialni za nowe oblicze Pänzer, nie boją się eksperymentów – pokazania się z innej niż w macierzystych formacjach strony. A to także istotne. Bo czy „Somewhere In Time” Iron Maiden byłby tak wielki, gdyby grał na dokładnie tych samych emocjach, jak „Powerslave”? Czy „Port Royal” Running Wild utkwiłby aż tak w naszej pamięci, gdyby Rolf Kasparek nie zrewolucjonizował wręcz na tym krążku swojej muzyki?
Co jeszcze? Hm… okładka. Niezależnie od czyjegoś spojrzenia na politykę i historię, po prostu zabija. W kwestiach czysto muzycznych zaś nie wspomniałem jeszcze o tym, iż „Fatal Command” zwieńczony jest coverem Saxon, „Wheels Of Steel”. Wyobrażacie sobie ten numer z głosem Schmiera? Nie? No proszę, a kawałek „gada”, jak cholera…
Jestem szalenie ciekaw, jakie opinie zbierać będzie „Fatal Command” u poszczególnych grup metalowców. Bo fani thrashu, których do Pänzer przyciągać może Schmier i V.O. Pulver, nie dostaną tu takich dźwięków w ogóle. Sympatyków heavy metalu, którzy zainteresowaliby się płytą poprzez Pontusa Norgrena i Stefana Schwarzmanna, może zaś zastanawiać osoba niekojarzonego raczej z takim graniem Schmiera. W przypadku „Fatal Command” nie warto jednak trzymać się uprzedzeń, bo ten materiał naprawdę wciąga. Wszyscy, którzy lubią dobry heavy metal, powinni dać nowej płycie Pänzer szansę.
OCENA: 5
SKALA OCEN: 1 – dno 2 – słabizna 3 – przeciętna 4 – dobra 5 – bardzo dobra 7 – rewelacyjna/ponadczasowa
Tomasz Urbański