RECENZJA #67
PURGATORY - PURGATORY
(2018 Century Media)
Tu o zaskoczeniu nie mogło być mowy. Stara – nowa nazwa, stare – nowe kompozycje, starzy – nowi muzycy. Ciekawi mnie teraz, co dalej ze zmartwychwstałymi pierwocinami Iced Earth, bo ta pięcioutworowa epka narobiła mi wielkiego smaku na takie granie.
Jon Schaffer, Gene Adam i Bill Owen znów w jednym zespole. Dodatkowo Mark Prator, który przewijał się przez późniejsze, ale też dawne składy Iced Earth, oraz Ruben Drake, z którym Schaffer spotykał się podczas prac nad wydawnictwami Demons & Wizards i Sons Of Liberty. Na warsztat wzięte wałki ze starych demówek, kiedy jeszcze Iced Earth nazywał się Purgatory… No jak miało to zabrzmieć? Oczywiście, że jak Iced Earth ze swoich dwóch pierwszych płyt…
Nie do końca jednak. Choćby dlatego, że u progu lat dziewięćdziesiątych Iced Earth nie miałby szans zabrzmieć tak selektywnie i przejrzyście. Na “Purgatory” Schafferowi i spółce udała się naprawdę fajna rzecz – wyraźnie szukano i, co najważniejsze, znaleziono cechy tego brzmienia Iced Earth sprzed lat, ale i z powodzeniem udało się wykorzystać wszystkie współczesne zdobycze nagraniowej techniki. Poza tym dzisiejszy Jon Schaffer to zupełnie inny kompozytor i aranżer od gościa sprzed około trzech dekad. Mimo iż ta epka oparta jest na starych numerach, słychać wyraźnie, że grają dla nas bardzo doświadczeni muzycy. Kompozycje tu zawarte są rozbudowane, wielowątkowe, a zarazem bardzo w pozytywnym tego słowa znaczeniu chwytliwe. To nie jest muzyka, przez którą trzeba się przebijać, by dotrzeć do jej sedna – wpada w ucho już przy pierwszym odsłuchu. A mimo wszystko tyle się tu dzieje… Nikt mi nie wmówi, że tak zaaranżować nawet swoje stare kawałki byliby w stanie muzycy, którzy dopiero sroce spod ogona wypadli.
Niespodzianką największego kalibru jest tu Gene Adam. Przeciętny krzykacz, jakim wokalista był na debiutanckiej płycie Iced Earth, przeobraził się w rasowego, charakterystycznego śpiewaka. Zachował dawny styl, ale jego głos brzmi mocniej, pełniej, frontman dysponuje o wiele większą gamą środków wyrazu. Szczególnie falsety, po które Adam chętnie sięga, robią wrażenie. Świdrujące, niepokojące – Gene może nie wpada w tony, dostępne dla Kinga Diamonda, czy innego Halforda, ale śpiewa niewiele niżej. Osobiście sądziłem też, że jeśli Schaffer nagra materiał ze starych demosów protoplasty Iced Earth, to zabrzmi on – rzecz jasna – jak dwie pierwsze płyty macierzystej formacji gitarzysty, ale i że charakter muzyki przesunie się trochę w stronę czystszego thrashu. Nic takiego jednak się nie stało. “Purgatory” brzmi power thrashowo – w sposób, do jakiego gitarzysta i lider Iced Earth przez lata nas przyzwyczaił.
Zamiast jednego Iced Earth mamy teraz dwa i to chyba dobrze, bo tak doskonale wykutego metalu nigdy za wiele. Jestem bardzo ciekaw, jakie będą dalsze losy projektu o nazwie Purgatory. To mogłaby być formacja skazana na sukces. Przecież takich dźwięków wielu fanów wczesnego Iced Earth oczekiwało. A i nazwiska zainteresowanym doskonale znane. Pytanie tylko, czy Schafferowi będzie chciało się inwestować w Purgatory czas i energię. Bo musiałby traktować ten band jak pełnoprawny zespół, a nie jedynie odskocznię, jaką jest Demons & Wizards.
OCENA: 5
SKALA OCEN: 1 – dno 2 – słabizna 3 – przeciętna 4 – dobra 5 – bardzo dobra 7 – rewelacyjna/ponadczasowa
SKALA OCEN: 1 – dno 2 – słabizna 3 – przeciętna 4 – dobra 5 – bardzo dobra 7 – rewelacyjna/ponadczasowa
Matthias König