RECENZJA #110
VICIOUS RUMORS – CELEBRATION DECAY
(2020 Steamhammer / SPV)
Czy można odejmować punkty w ocenie za samą okładkę? Bo autorowi “dzieła”, zdobiącego najnowszy album Vicious Rumors, miałbym sporo do powiedzenia. Wiem wprawdzie, że na front metalowych wydawnictw trafiają czasem gorsze obrazki, ale i tak chciałoby się prosić, aby żaden grafik więcej tak nie robił…
Na szczęście muzyka, zawarta na “Celebration Decay”, broni się sama. Jak zwykle zresztą. Vicious Rumors, jak do tej pory, nigdy mnie nie zawiódł. Zawsze nagrywał magiczne płyty, przesiąknięte mocarnymi riffami, w swoim specyficznym stylu. Zawsze był to heavy metal, grany na tę amerykańską modłę, gdzie ciężar, siła i właściwe wybrzmienie riffu zawsze miało większe znaczenie niż melodia. Choć dobrych melodii na płytach Vicious Rumors także nigdy nie brakowało.
Vicious Rumors to w moim odczuciu zespół cholernie niedoceniony. Owszem, swoje muzycy grupy osiągnęli. Wśród maniaków US poweru zespół otoczony jest niemalże kultem. Ale Geoff Thorpe i jego ekipa zasługiwali na więcej. Takie dzieła, jak “Welcome To The Ball”, czy “Word Of Mouth”, należałoby stawiać w jednym szeregu z najlepszymi płytami Iron Maiden, Judas Priest, czy Metallicy. Popularność jednak różnymi ścieżkami kroczy. I rzadko (jeśli w ogóle…) daje się nią mierzyć wartość danego zespołu…
Vicious Rumors miał szczęście. Kapela narodziła się w czasach, kiedy metal ciągle był czymś nowym, dopiero zdobywającym umysły słuchaczy. To nie był czas, kiedy – jak dziś twierdzą niektórzy – nic nowego już w tej estetyce nie zostało do zagrania. Vicious Rumors stworzył własny, łatwo rozpoznawalny styl i konsekwentnie się go trzyma. Słychać to w każdym dźwięku na “Celebration Decay”. Jest charakterystyczna melodyka tego bandu, są typowe wyłącznie dla Vicious Rumors konstrukcje kawałków, wreszcie, jako podstawa brzmienia “Celebration Decay”, jest ta specyficznie grająca gitara Geoffa Thorpe. Nie da się tego wioślarza pomylić z nikim innym. Hm… może mniejsza popularność lidera amerykańskiej formacji i jego zespołu względem największych, metalowych kolosów ma swoje plusy. Bo klonów np. Iron Maiden było i jest do bólu. A tak, jak Vicious Rumors, nie gra nikt…
Gdy Iron Maiden opuszczał Bruce Dickinson, zespół bez swego wokalisty gwałtownie począł tonąć. Podobnie nie radzi sobie kapeluszowy Kat bez Romana Kostrzewskiego. Vicious Rumors miał szczęście w nieszczęściu. W kwietniu 1995 roku, w wypadku samochodowym zginął wieloletni, niesamowity wokalista zespołu, Carl Albert. On już, wzorem Dickinsona, do załogi Geoffa Thorpe nie może powrócić. Ale Vicious Rumors pod tym względem bliżej do Black Sabbath niż do Iron Maiden. Bo po Carlu Albercie w tej formacji śpiewali bardzo różni wokaliści, z samym Jamesem Riverą na czele. I zawsze to działało! Vicious Rumors nigdy nie obniżał lotów… Śpiewający na “Celebration Decay” Nick Courtney także zrobił świetną robotę. Jego głos – mimo iż diametralnie różny od barwy Alberta, Rivery i wielu poprzedników obecnego śpiewaka – zaskoczył w tych numerach znakomicie. Ma gość odpowiednio wielką dla Vicious Rumors rozpiętość skali swego głosu, a agresja w niższych rejestrach jeszcze dodaje tej muzyce smaku…
Vicious Rumors zmieniał wokalistów i to – jak w wypadku Black Sabbath – nie szkodziło jakości jego muzyki, ale łatwo znaleźć w dźwiękach Amerykanów także podobieństwa do Iron Maiden. Ten zespół generalnie od lat gra swoje. Owszem, trafiały się bardziej eksperymentalne krążki grupie, jak choćby “Cyberchrist”, ale mimo to Vicious Rumors uznać należy za band wierny wypracowanemu przed laty własnemu stylowi. Na “Celebration Decay” usłyszycie więc to, to fani kapeli znają może jeszcze nie z debiutanckiego “Soldiers Of The Night”, ale już z “Digital Dictator” na pewno. Jak widać, można zbyt daleko nie odpływać w eksperymentach, można przez lata grać swoje, a mimo to rozwijać się artystycznie i być coraz lepszym zespołem…
Czy polecam “Celebration Decay”? Oczywiście! Nie tylko fanom heavy metalu, US poweru i okolic. Takie wydawnicze perełki po prostu warto znać… Geoff Thorpe, mimo iż częste zmiany składu w Vicious Rumors to norma, nie spuszcza z tonu i nie traci formy. Tym różni się od wielu swoich równolatków, jeśli chodzi o staż sceniczny. I tylko ta okładka… A niech tam, udam, że tego nie widzę…
OCENA: 5
SKALA OCEN: 1 – dno 2 – słabizna 3 – przeciętna 4 – dobra 5 – bardzo dobra 7 – rewelacyjna/ponadczasowa
Tomasz Urbański