RECENZJA #115
MARCH IN ARMS – PULSE OF THE DARING
(2020 wydanie własne)
Na ten zespół wpadłem całkowicie przypadkiem przeglądając nowości wydawnicze. Moje oko i uwagę przyciągnęła stricte wojenna okładka. Nie zastanawiając się zatem wiele sięgnąłem po ten album. Sądziłem (po kopercie, a jakże), że w środku znajdę wściekle wojenny thrash metal. Rozczarowanie było bardzo przyjemne, bo zamiast srogiego wpierdolu od zezłoszczonych thrasherów dostałem solidną dawkę wojennego heavy metalu. Miejscami jest bardzo epicko, a innych momentach cholernie gitarowo i thrashowo. No coś faktycznie tutaj jest na rzeczy z tą okładką, bo momentami niektóre podjazdy i chórki w refrenach bardzo przypominają dokonania zespołów, parających się właśnie tym rodzajem grania. Tematyka wojenna nie jest oczywiście niczym nowym w metalu. Wiele bandów zajmowało i zajmuje się taką tematyką.
Co dostajemy w środku? Longplay zawiera dziesięć bardzo porządnych utworów, miejscami mających nawet zadatki na poważne hiciory. Gwoli kronikarskiego obowiązku dodać należy, że to ich druga płyta.
Album zaczyna się utworem “1914” i już od początku robi się bardzo ciekawie. Jest bardzo dobrze. Gary łomoczą i dudnią, bas dopełnia reszty. Do tego świetnie brzmiące, nieco postrzępione i właśnie thrashowe gitary. I ten bardzo fajny refren, którego chce się słuchać, w stylu co nieco zakurzonych i zapomnianych już panów z Astral Doors. Do tego delikatnie klawisze i skrzypce. Całości dopełnia bardzo dobrze śpiewający Ryan Knutson, który pełni także rolę wiosłowego.
Równie dobrze jest w “Altar Of The Gun”. Nietypowe, thrashowe w swojej formie riffowanie, w którym słychać echa dawnej Metallicy. I przysiągłbym, że już gdzieś słyszałem podobny, krótki, urywany refren. Bijcie, ale nie przypomnę sobie, gdzie, kiedy i przy okazji jakiego wydawnictwa to było. W drugiej części mamy niezłą, metalową galopadę. Przy okazji chcę wyraźnie zaznaczyć, że nie piszę tego jako zarzut, wręcz przeciwnie.
Następnie mamy bodaj najlepszą rzecz na tym krążku. Jest to ten rodzaj utworu, którego nie nagrywają zbyt często inne zespoły. Mowa o tracku, opowiadającym o buncie Londyńczyków podczas bombardowań II Wojny Światowej. Doskonała, dramatyczna nieco, ale cholernie melodyjna moc “Welcome To The Blitz” ma spore szanse na to, by stać się poważnym przebojem wśród fanów, lubiących takie numery. Powstał również bardzo prosty klip do tego utworu.
“Nisei” trochę przypomina mi takie “Hail To The King” Avenged Sevenfold. Co prawda nie jest to taki przebój, jak ten wspomniany, ale kurde, ma w sobie to coś. W refrenie znów jest epicko, bitewnie i chwalebnie. Utwór opowiada o walkach słynnego, 442 pułku piechoty. Pułk ten jest najbardziej znany jako jednostka bojowa, złożona prawie w całości z amerykańskich żołnierzy japońskiego pochodzenia, urodzonych w USA w drugim pokoleniu (Nisei), którzy walczyli w II wojnie światowej.
Pora na utwór tytułowy. “Pulse Of The Daring” opowiada historię słynnej bitwy nad Sommą (dla tych, którzy nie uważali na lekcji historii, odbyła się ona w dniach 1 lipca – 18 listopada 1916), największej bitwy I Wojny Światowej, która pochłonęła ponad milion ofiar. Kapitalny, kroczący, epicki utwór. Strach pomyśleć, jak będzie wypadał live…
“An Act Of Valor” to inny teatr wojenny, nie tak odległy, bo przywołujący wydarzenia z Mogadiszu z 1993 roku. Na pewno pamiętacie słynny film wojenny “Helikopter w ogniu” (Black Hawk Down). Bitwa w Mogadiszu jest jedną z najważniejszych i najbardziej znanych operacji wojskowych podczas wojny domowej w Somalii, oraz misji UNOSOM II. Utwór został doskonale zaaranżowany. Mamy więc helikopter na początku i klimatyczne zwolnienie mniej więcej w połowie utworu. Zespół gra powoli, nieco tak z namysłem, bardzo skupiony. A wokalista z przejęciem opowiada o toczących się walkach… Cholera jasna, kapitalnie zrobiony track.
Dalej mamy nieco bardziej żwawy, ale równie epicki “No Years Resolution” z charakterystycznymi, thrashowymi zwolnieniami. Bardzo podoba mi się ta zmiana tempa. W sam raz do rytmicznego kiwania, tudzież machania głową.
Wściekle thrashowy “Thunderbolt” to hołd dla samolotu bojowego A-10 Thunderbolt. Jest to samolot, przeznaczony do niszczenia czołgów, pojazdów opancerzonych i innych celów naziemnych. Nazwa Thunderbolt została nadana tej maszynie na cześć P-47 Thunderbolt, samolotu myśliwsko-bombowego z drugiej wojny światowej. Dobre tempo, świetnie grająca sekcja, troszkę Metallicy z czasów jej potęgi. Nie jest wcale tak źle, ale nie przekonują mnie te zwolnienia. Dopiero pod koniec, wraz z kolejną zmianą tempa, robi się ciekawiej.
“Omaha” to powrót do tematyki II wojny światowej. Dla tych, którzy znów nie uważali na lekcjach historii: Omaha to kryptonim jednego z pięciu odcinków lądowania aliantów w Normandii 6 czerwca 1944 roku. Był to jeden z dwóch odcinków, przydzielonych Amerykanom. Jest on położony w północnej Francji. Utwór bardzo dobry, nawet nieco doomowy w swoim brzmieniu. I ten z przejęciem śpiewający wokalista, opowiadający o ponurych wydarzeniach z początku czerwca 1944…
Płytę kończy “Not For Nothing”, jest to nic innego, jak ballada, zagrana jednak bardzo potężnie. Najdłuższy utwór na płycie, wrażenie robią wiolonczele i altówki, które podkreślają nastrój utworu, ale również dodają mu swoistego uroku. Jestem pewien, że Finowie z Apocaliptyki z dumą zagraliby ten fragment. Bo tak on właśnie brzmi. Potem znów wkracza zespół i skutecznie, do końca, prowadzi słuchacza do wspaniale śpiewanych refrenów i smutnego zakończenia.
Czy jest to album wybitny? Na pewno nie. Czy świetny? Również nie. Czy bardzo dobry? Jak najbardziej. Świetnie śpiewający wokalista, pewnie grający zespół. Liryki “o czymś”, opakowane w bardzo dobrą muzykę. Czego chcieć więcej? Panowie z March In Arms odwalili kawał dobrej roboty i chwała im za to. Bardzo mnie tym albumem zaskoczyli. Więc jeśli i Wy macie ochotę, włączcie sobie ten krążek i pomaszerujcie z nimi przez pola bitew. Naprawdę warto.
OCENA: 5
SKALA OCEN: 1 – dno 2 – słabizna 3 – przeciętna 4 – dobra 5 – bardzo dobra 7 – rewelacyjna/ponadczasowa
SKALA OCEN: 1 – dno 2 – słabizna 3 – przeciętna 4 – dobra 5 – bardzo dobra 7 – rewelacyjna/ponadczasowa
Vincent