RECENZJA #133
MIDNIGHTDATE – DISEASE OF MUTUAL HATRED
(2020 Panzer Battalion)
Midnightdate to zespół z Gliwic, którego początek stażu muzycznego datuje się na 1999 rok. Niepokojony zmianami personalnymi składu, swój pierwszy, pełnometrażowy krążek zrealizował dopiero w roku… 2020, debiutując longplayem, zatytułowanym “Disease Of Mutual Hatred”. Płyta zawiera dziesięć utworów, zamykających się w niespełna czterdziestu minutach. Przyznam, że już w tym momencie poczułem rozczarowanie. No bo jakże tak można? Tak długi staż i tylko czterdzieści minut muzyki? No, ale zajrzyjmy do środka…
“Reichsführer Rage” – takim oto utworem zaczynam odsłuch płyty. I już się wkurzyłem. Zespół opisywany jest, jako parający się gothic metalem. Albo więc ja ogłuchłem i zupełnie się nie znam, albo tu gothic za cholerę nie ma. Patrząc już na sam… ekhm… zgrabnie zatytułowany utwór prędzej miałem skojarzenia z Calm Hatchery, a nie z rzewnym zawodzeniem w stylu gothic. Zakładając oczywiście, że panowie z Midnightdate wiedzą, skąd się ów termin wziął… Wracając do meritum, gothic tu za cholerę nie ma, jest za to dobrze zapowiadający się death metal z wokalami z pogranicza Sceptic ery Urbasia, mało znanego Nathaniel i Calm Hatchery właśnie. I to tym ostatnim daję największe prawo parania się tego typu tematyką. Na początku mamy więc wyjące syreny i ciekawe natarcie zespołu. Jeszcze raz podkreślam: to nie jest gothic metal. Chyba że użycie klawiszy to już gothic. Nie wiem, nie znam się.
“God Of War” to już diametralna zmiana klimatu na coś z pogranicza doom, death i… jednak gothic. Bezpośrednie inspiracje słychać aż nadto. By nie szukać daleko, weźmy znakomity Eternal Tears Of Sorrow. Z jednym, zasadniczym ale. O ile Finowie potrafili podać swoją muzykę w interesujący sposób, tak Midnighdate tego po prostu nie zrobił. Nużą mnie te jednostajne patatajki. I do tego ta maidenowska solówka… W tym miejscu już zaczęła kiełkować myśl pewna, ale pozwólcie, że podzielę się nią z Wami na końcu tej recenzji.
Jednostajne patatajki mamy w kolejnym utworze, smakowicie zatytułowanym “Mortal Corpses”. Pytam po raz kolejny: gdzież jest ten gothic metal? Bo ja nie słyszę. Wszystko, co tu jest słyszalne, to przeciętny, death metalowy zespół, mający aspiracje do awansu do drugiej ligi.
“Ancient Prophecy” to już zupełnie nie wiem co to i dla kogo napisane. Sorry, proszę państwa, ale jeśli chcecie celować w muzykę dla mrocznych panienek, to Wasza sprawa. Mnie to zupełnie nie przekonuje. I co ma znaczyć ta solówka, która nijak ma się do całego kawałka?
Jeśli ktoś szuka czegoś w stylu goth’n’roll, to koniecznie musi posłuchać “Evil In Brain”. Po pierwsze, tytuł zupełnie nie odpowiada muzycznej zawartości utworu, a po drugie, brzmi pretensjonalnie i mówiąc wprost – kretyńsko. Zwłaszcza, że formacja ma zadatki na dobry zespół. Szkoda tylko, że NIC z tym nie robi. To samo mamy w sąsiednim “Oblivion”. Tłuczenie bez składu i ładu. Zupełnie bez pomysłu. No jakże tak można?
Dalsze malowanie pastiszem odbywa się w kolejnym utworze, “Flame On Devil’s Face”. Całość trochę ratują dobre melodie. Jednak to nie zmienia faktu, że to nie wystarczy. Nie podoba mi się również zapożyczenie riffu w “Dormant In The Depths Of Madness”, bodaj z Therion. Nie mam nic przeciwko temu, ale kopiować Therion też trzeba umieć. Tu nie wyszło – niestety – tak, jak powinno.
Nie mam siły już rzucać kamieniami we “Flowers Made Of Scarlet Tears”. Napierdalać death metal też trzeba umieć. A tu nie ma na to pomysłu, niestety. Płytę zamyka instrumentalny “Too Much Time Has Passed”. Tak, drogi zespole. Dużo czasu upłynęło, a ta płyta raczej nie powinna się ukazać. Szanuję Was za upór, ale “Disease Of Mutual Hatred” wizjonerskim albumem nie jest. Dziesięć utworów i tylko jeden dobry – pierwszy. Na tę chwilę Midnightdate jawi mi się, jako taki na siłę ożywiony trup w szafie. Albo więc poważnie zastanówcie się, co chcecie grać i jak, przemyślcie, co robicie dalej, albo darujcie sobie. Macie zadatki na naprawdę dobry zespół. Ale, niestety, to są po prostu słabe kompozycje. Kończąc – moim zdaniem ta płyta nie powinna się ukazywać.
OCENA: 2
SKALA OCEN: 1 – dno 2 – słabizna 3 – przeciętna 4 – dobra 5 – bardzo dobra 7 – rewelacyjna/ponadczasowa
Vincent