RECENZJA #136
IGNE CREMATUR – THE LAST WITCH
(2020 Panzer Battalion)
Igne Crematur to całkowicie podziemny band z Krakowa. Zespół młody stażem, bo założony w 2018 roku. Już rok później zadebiutował epką “The Last Witch”, która zawierała sześć utworów. Jak do tej pory jest to jedyne wydawnictwo tego zespołu.
Najpierw o tym, co otrzymałem od wydawcy, tudzież promotora. Otóż przesyłka od Panzer Battalion zawierała luzem: okładki EP-ki, oraz CD. Wszystko luzem. To skandal, by przysyłać do recenzji materiał w takim stanie i pożałować na pudełko. Serio to aż taki wydatek? Nie miałem serca trzymać tak tego, było nie było, fragmentami obiecującego materiału i dołożyłem to pudełko od siebie. A co mi tam! Na miejscu zespołu jednak porządnie przetrzepałbym i wygarbowałbym skórę promotorowi. No ale do rzeczy…
Intro, czyli “Witchhammer” to za przeproszeniem pieśń oddziałów krzyżackich maszerujących na wojnę. Pamiętacie tę scenę z “Krzyżaków”? Ja słuchając tego nie mogłem się uwolnić od tego skojarzenia. Do tego te bębny i kretyński flecik, przygrywający w tle. Ja się nie znam, ale śmiałem się z tego na głos.
Tytułowy “The Last Witch” to niespełna trzyminutowy utwór. Okładka sugeruje wydawnictwo black metalowe, więc tego się spodziewałem. Nie do końca tak jest. Zdarzają się tu i ówdzie black metalowe skrzeki, ale zaprawdę powiadam Wam, że bardziej na zdrowie zespołowi wyszłoby pójście drogą death metalu, bo dość zgrabnie udaje się im kopiować np. takie Cryptopsy. Szczególnie jeśli chodzi o głównego porykiwacza, niejakiego Neta.
Podobnie jest w utworze “Kramer”. Riffy a’la Morbid Angel, a potem młócka właśnie w stylu Cryptopsy. Przyznam, że to jest nawet słuchalne. Całość brzmi, jak nieźle zrealizowane, całkowicie undergroundowe demo. Gdyby jednak nagrać to jeszcze raz w porządnym studiu z dobrym producentem, to efekt byłby lepszy. Black metalu tu jak na lekarstwo, no ale ja się nie znam. Nie wiem też, czy solówka w tym utworze tak ma brzmieć, czy może też gitarzysta zwyczajnie kopnął się tu i ówdzie w czasie grania. No nieważne…
Sporo więcej dzieje się w takim “Agnes”, ale te black metalowe porykiwania, mające chyba na celu wprowadzenie elementów grozy, brzmią raczej śmiesznie i groteskowo. Do wywalenia. Duże “ale” mam też do tej solówki (?) – bo nie wiem, jak to nazwać. Co to tam w ogóle ma być? Drogi wioślarzu, jeśli nie masz pomysłu, co grać, to nie graj solówki wcale, a nie coś tam brzdąkasz.
Zespół nie miał chyba pomysłu na tytuł i w końcu zdecydował się na “Death By Boiling”. No drodzy panowie, coś, co przystoi takiemu Cannibal Corpse, nie oznacza tego, że pasuje każdemu. W tym przypadku brzmi po prostu kretyńsko. Szkoda, że dobrą zawartość psujecie tytułem.
“The Judas Cradle” to najciekawszy track na tej epce. I pierwszy poważny przebłysk talentu kompozytorskiego panów z Krakowa. Tego kawałka naprawdę chce się słuchać. Bardzo dobrze pomyślany i po raz pierwszy wszystko tu ze sobą współpracuje i nie gryzie się między sobą. Na Lucypera, wywalcie tylko te black metalowe skrzeki! Bardzo podoba mi się ten basowy pochód w środku utworu. W sam raz do machania głową na koncercie. To może być Wasz pierwszy, poważny przebój i warto byłoby pójść właśnie w tę stronę. Ja nie twierdzę, że wszystko na tej epce jest skopane i be. Są fajne pomysły, ale wymagają one rozwinięcia i dopracowania. Wpadliście również na niezły pomysł zakończenia utworu. Ta wokaliza świetnie go zamyka.
Podsumowując: nie silcie się na bycie black metalowymi Krzyżakami, ale idźcie za ciosem, bo macie potencjał na niezły, death metalowy band. Zrezygnujcie z black metalu, bo w ogóle Wam to nie wychodzi. W Polsce mało kto gra, jak Cryptopsy i warto byłoby robić to dalej. Siadajcie zatem na dupy i bierzcie się do roboty. Oczekuję przearanżowania całości, porządnego przemyślenia tematu i potem realizacji w dobrym studiu z dobrym realizatorem.
OCENA: 3
SKALA OCEN: 1 – dno 2 – słabizna 3 – przeciętna 4 – dobra 5 – bardzo dobra 7 – rewelacyjna/ponadczasowa
Vincent