RECENZJA #88
ROB HALFORD WITH FAMILY & FRIENDS – CELESTIAL
(2019 – Legacy / Sony Music)
Zapewne papier toaletowy, podpisany przez Roba Halforda, także sprzedawałby się znakomicie. Z takiego założenia musieli wyjść ludzie z giganta, jakim jest koncern Sony, skoro zdecydowali się zainwestować w ten krążek. No, skoro to do nas dotarło, to napisać coś by na temat “Celestial” wypadało. I zastanawiam się teraz, jak to zrobić, żeby nie używać brzydkich wyrazów…
Rob miewał już swoje loty. A to po rejteradzie z Judas Priest opowiadał, że metal zdechł, a to błaźnił się występem z odpowiadającymi na niezbyt zdrowe skłonności Japończyków dziewczynkami z Baby Metal… Pomysł na świąteczną płytę też wcale nie jest nowy. W końcu wokalista ma w swojej dyskografii tworek o nazwie “Winter Songs”. Ale spójrzmy na “Celestial”. Reklamowane to było, jako zestaw świątecznych, powszechnie znanych kawałków na metalowo. Mówię Wam, że tego metalu to tu jest tyle, co kot napłakał. Nawet jak się trafi jakiś mocniejszy fragment, to skonstruowano go na prościuteńkich riffkach, które od punkowej chałtury różnią się jedynie tym, że zagrano je równo, z klarownym brzmieniem i na nastrojonych instrumentach. Ale przeważa tu pitu – pitu, jakiego bym nawet rockiem nie nazwał. Oczywiście ładnie to brzmi, da się ucho zawiesić na jakiejś solówce, ale to wszystko. No, może jeszcze fakt, że sam Halford, mający już swoje dobre wokalnie lata za sobą, wypadł tu za sitkiem całkiem dobrze. Tyle że te prościuteńkie aranże niczego szczególnego od niego nie wymagały. Artystycznie nie ma na “Celestial” nic… Kompletnie…
O “Celestial” trzeba teraz dużo mówić. Uprzedzam zwłaszcza męską część metalowców. Bo idą Święta i Wasze dziewczyny / żony mogą wpaść na pomysł, by Wam to kupić na Gwiazdkę. Ratujcie się więc, póki czas… Dla porządku napiszę jeszcze, że wokalista nagrał tego gniota wraz ze swoją rodziną i przyjaciółmi, oraz że miały być cztery autorskie numery, ale to ściema, bo dwa z nich to intro i outro. Pozostałe dwa wypadają równie blado, jak świąteczne przeróbki. Straszne to jest po prostu…
Judas Priest ma się całkiem dobrze, Rob chyba na dziurę w kieszeni nie narzeka – kompletnie nie rozumiem, po co mu ta płyta? Nawet zaszokować nie zawsze mających z duchowością po drodze metalowców tym się nie da. Świąteczne płyty, grane na metalowo i to dużo mocniej niż “Celestial”, już były. Gdyby taki Glen Benton nagle się nawrócił i wraz z Deicide zaczął pisać kolędy, wtedy bym jeszcze gębę z wrażenia rozdziawił. Ale przy “Celestial”? Ech, szczęśliwy jestem, że już nigdy nie będę musiał słuchać tej płyty. Święta w tym roku spędzę bez “Celestial” w odtwarzaczu. Stuprocentowo!
OCENA: 1
SKALA OCEN: 1 – dno 2 – słabizna 3 – przeciętna 4 – dobra 5 – bardzo dobra 7 – rewelacyjna/ponadczasowa
Tomasz Urbański