RECENZJA #48
SAXON - THUNDERBOLDT
(2018 Silver Lining)
Należy zdać sobie sprawę, że wybuch zjawiska, zwanego New Wave Of British Heavy Metal, miał miejsce mniej więcej czterdzieści lat temu. Czy powoli zbliżający się do siedemdziesiątki Biff Byford powinien nas, wraz ze swoim zespołem, zaskoczyć jakimiś zupełnie nowymi, odkrywającymi nowe lądy dźwiękami? Chyba nie – to jednak winna być domena młodszych pokoleń. Saxon wiele lat temu wypracował własny styl i po prostu się go trzyma. Mając wciąż przy tym na tyle ikry, by grać w charakterystyczny dla siebie sposób i ciągle się nie powtarzać. Ta brytyjska ekipa jest gwarantem jakości. Poniżej pewnego, naprawdę wysokiego poziomu nigdy jeszcze nie zeszła.
Nowa produkcja Anglików, mająca niemal tradycyjnie kiepską okładkę (przy tak obszernej dyskografii te dobre da się chyba zliczyć na palcach), nie zaskakuje specjalnie niczym. Po swojej studyjnej poprzedniczce, płycie „Battering Ram”, nawet „żyleta” na wykreowanym przez Andy’ego Sneapa brzmieniu nie jest niczym nowym. Przyznać jednak trzeba, że przy produkcji „Thunderbolt” muzycy chyba więcej spraw wzięli w swoje ręce. Sound jest mocny, klarowny, typowo Sneapowski, ale przy tym trochę bardziej miękki. Nieco więcej tu klasycznego Saxon, a mniej Sneapa, choć doskonale słychać, że płyta wyszła spod jego ręki.
Może zaskoczeniem dla niektórych będą tu… porykiwania Johana Hegga z Amon Amarth, który wespół z Biffem udziela się wokalnie w utworze „Predator”. Ech, nie mogło to trafić na jakiś bonus dla Japończyków, a w wersji podstawowej albumu zostać zarejestrowane bez cudowności w wykonaniu Hegga? Nie mam nic przeciw dorzucaniu growli, wrzasków, czy skrzeków do stricte heavy metalowych numerów, jeśli nastrój kawałka na to pozwala, czy wręcz tego wymaga. Przykładem umiejętnego wykorzystywania takich dodatków mógłby być bydgoski Chainsaw. W numerze Saxon to się jednak ze sobą pogryzło. Na szczęście Hegg w tym kawałku nie dominuje i jego ryki nie przeszkadzają aż tak bardzo.
Sam „Thunderbolt” to zestaw cholernie chwytliwych numerów, robiących na mnie wrażenie wzmocnionej brzmieniowo płyty „Forever Free”. Saxon znowu zagrał bardziej melodyjnie, podążając mocniej w kierunku, wyznaczanym choćby przez album „Unleash The Beast” niż silniej osadzonych w hard rocku „Wheels Of Steel”, albo „Denim And Leather”. Album jest bardzo równy – znakomicie się słucha dynamicznego „The Secret Of Flight”, mającego epickie zacięcie „Sons Of Odin”, przebojowego wręcz w pozytywnym tego słowa znaczeniu „Roadies’ Song”, czy… nawet wspominanego już, spaskudzonego trochę popisami Hegga „Predator”, brzmiącego tak, jakby został skomponowany dla muzyków Accept. Jednak chłopaków z Saxon trzeba podziwiać. Tyle lat na scenie i wciąż są kreatywni, wciąż piszą dobre, heavy metalowe numery. Wielu ludziom w wieku Biffa, Paula Quinna, czy Nigela Glocklera, nie chce się już nawet wstawać z kanapy…
Jedynym numerem, który wydaje mi się trochę słabszy na tle pozostałych, jest „They Played Rock And Roll”. Jest trochę taki „przegoniony”, do innych kompozycji z „Thunderbolt” muzycy zapakowali więcej pomysłów. Ale i on potrafi słuchacza wciągnąć, sprawiając, że gdy nastawi się płytę odpowiednio głośno, ciężko przy tych dźwiękach usiedzieć na dupsku. Saxon to gwarancja wysokiej jakości, jak już wcześniej wspomniałem.
Co jeszcze? Dostaliśmy płytkę japońską, sygnowaną logiem King Record i… nie ma żadnego, specjalnie na tamten rynek przeznaczonego bonusa. Jest tylko standardowy dodatek, utwór „Nosferatu”, opisany jako surowa wersja. W przypadku „Thunderbolt” nie ma więc po co o japońskie wydanie się zabijać.
Będę wracać do tej płyty często, bo to naprawdę dobry, wart polecenia wszystkim fanom heavy metalu album. Dziadki z Saxon stoją na scenie bardzo mocno i nic nie wskazuje na to, by mieli spuścić z tonu. Płyta jest doskonale zaaranżowana, zagrana z nie wskazującym na zaawansowany wiek muzyków wigorem, perfekcyjnie wyprodukowana. Saxon jest gwarancją wysokiej jakości – pisałem już o tym?
OCENA: 4,5
SKALA OCEN: 1 – dno 2 – słabizna 3 – przeciętna 4 – dobra 5 – bardzo dobra 7 – rewelacyjna/ponadczasowa
Tomasz Urbański