RECENZJA #15
SEPULTURA – MACHINE MESSIAH
(2017 Nuclear Blast)
Wiadomo, Sepultura tylko z Maxem. Ocena 1. Koniec recenzji…
Prawdą jest, że ostatnią „Sepą”, jaką kupiłem przed „Machine Messiah”, to „Roots”. Potem, z różnych przyczyn, odpuściłem sobie ich dokonania. Jak zatem trafił „Mesjasz” w moje ręce? Prozaicznie. Każdego, czy też większość z nas, nachodzi dzień pt. nie mam czego słuchać. Szwendając się po sklepie zauważyłem Sepulturę „Machine Messiah”. Coś mnie podkusiło, żeby zobaczyć, co tam u nich gra. Czy to dobry zakup? I tak i nie. Nie znam wcześniejszych płyt bez Maxa, zatem nie potrafię się do nich odnieść. Postanowiłem zapomnieć, że to Sepultura i dać szansę samej muzyce bez odnoszenia się do prehistorii.
Jaki jest „Mechaniczny Mesjasz”? Dziwny, to takie pierwsze skojarzenie. Zaczyna się wolnym, tytułowym utworem. Jest jakiś klimat mroczny z czystymi zaśpiewami Derricka. Jednak trochę się wystraszyłem, bo jak tak ma być grane cały czas, to ja przepraszam i wysiadam. Następujący po nim „I Am the Enemy” to strzał. Tak szybko i brutalnie Sepultura chyba jeszcze nie grała. Krótko, dosadnie i na temat. „Silent Violence” i „Vandals Nest” tak samo nie dają chwili wytchnienia. Jest to nowoamerykański thrash z Brazylią w tle. Płytę urozmaicają „Althea” i „Phanthom Self”, przerywany ciętym riffem. Swoistym novum jest orientalny klimat, mocno przyprawiony instrumentami smyczkowymi… Nie, Sepultura nie złagodziła ciężaru i nie gra jakichś tam patatajek. Doskonałe połączenie siły, ekspresji i ciężaru, gdzie smyczki dodają kolorytu i potęgują klimat. Kwintesencją tego jest instrumentalny „Iceberg Dances”. Liczne, połamane riffy, podkręcane tempo, zwiększany ciężar i wypełniane przestrzenie. W tym momencie musiałem spojrzeć, czy aby na pewno gra Sepultura. Zupełnie inny kawałek, z początku wydający się nie pasować, by po chwili dotarło, że bez tego utworu „Machine Messiah” dużo by straciła. Ot, taka wisienka, taki smaczek, by nie powiedzieć smaczor. Dodajmy do tego niesamowitą grę Eloya Casagrande. To, co ten człowiek wyczynia za garami, to mistrzostwo świata. Grą swoją pokazuje, że perkman to nie tylko rytm i część sekcji, dającej podkład pod riffy i wokal. Samą swoją grą sprawia, że można słuchać i słuchać doszukując się, odkrywając coraz to nowe smaczki.
Podsumowując, Sepultura 2017 to nadal bestia. Płyta wypełniona jest po brzegi pomysłami, pełna ciętych riffów, ciężaru, a zarazem swoistej lekkości. Płyta eklektyczna, gdzie agresja miesza się ze spokojniejszymi momentami, czysty newthrash z elementami groove, melodia z agresją, krótkie utwory z bardziej rozbudowanymi formami muzycznymi. Żeby zrozumieć tę płytę, trzeba jej słuchać w całości. Czy to dobrze wydane pieniądze? „Machine Messiah” to twór z rodu tych, co to kręcą się w odtwarzaczu długie tygodnie, by później zapomnieć o nich na długi okres czasu. I wrócić kiedyś tam, przy jakiejś okazji i zasłuchiwać się w płycie od nowa.
Sepultura bez Maxa? Tak! Radzi sobie całkiem dobrze. Mam nadzieję, że Andreasa nie przyciśnie brak kasy i nie zrobią jakiegoś reunion. Po jasną cholerę?
Jednak dokupię brakujące płyty, już te bez Maxa.
OCENA: 4
SKALA OCEN: 1 – dno 2 – słabizna 3 – przeciętna 4 – dobra 5 – bardzo dobra 7 – rewelacyjna/ponadczasowa
Arkadiusz Gęsicki