RECENZJA #70
ZOMBIE STRIPPERS FROM HELL - TALES FROM THE OTHER SIDE
(2017 wydanie własne)
Nazwa rozkłada na łopatki. Ocena – mocne siedem. Koniec recenzji… A tak na poważnie, dziwny to zespół. Z jednej strony mamy tu do czynienia z wizjonerami, którzy w kotle pod nazwą “Tales From The Other Side” wymieszali chyba wszystko, co w ciężkim graniu wymyślono. Czego tu nie ma… Crossover, thrash, death, heavy metal, rockowopodobne patenty, rodem z The Cranberries… Tworzący zespół Marek Rynkiewicz i Radosław Szewski wymieszali patenty tak, że nic się ze sobą nie pogryzło. Ten materiał naprawdę jest spójny, mimo iż przed wysłuchaniem tych dźwięków ciężko byłoby mi sobie taką hybrydę wyobrazić…
Kapela charakteryzuje się ogromną ilością pomysłów na muzykę – tym, co dzieje się w “Tales From The Other Side”, można byłoby obdzielić kilka innych płyt i nikt nie powiedziałby, że one są nudne. Z drugiej jednak strony zastanawia mnie niechlujność wykonania tych naprawdę świetnych idei. Brzmi to w moim odczuciu tak, jakby Rynkiewicz i Szewski rejestrowali swoją muzykę na szybko, żeby ich zamysły z głów im się nie ulotniły, a potem nie mieli czasu, lub pieniędzy na to, by zarejestrować ten materiał staranniej. Czasami partie gitar grają na niezłym poziomie, czasami przypomina to punk rockowe naparzanie w instrumenty. Takie z kapel, gdzie “muzyk” przez całą karierę swojego bandu nie nauczy się nawet porządnie wiosełka stroić. To samo, jeśli idzie o wokale. Pomysły na nie świetne, ale raz one trafią w dźwięki, innym razem zwyczajnie nie stroją. Sam nie wiem, co o tym wszystkim myśleć – może to rockandrollowe (czytaj: garażowe) podejście chłopaków do muzyki? Możliwe, jednak takie dźwięki, jakie oni akurat tworzą, wymagają znacznie wiekszej precyzji.
Doczytałem się, że “Tales From The Other Side” produkował niejaki Bartosz Góra i że nie jest to jego pierwsza robota, jako czarodzieja od gałek. Gdybym tego nie sprawdził, pomyślałbym, że pomimo dobrego dźwięku, ekipa Zombie Strippers Form Hell wyprodukowała sobie płytę sama. Dlaczego? Album brzmi po prostu… typowo. Użyto tu kilku popularnych narzędzi do obróbki dźwięku, które jeśliby domorosłym realizatorom zabrać, połowa z nich zniknęłaby z mapy świata. Może się czepiam, bo album brzmi przecież dobrze, tyle że przy tak interesujących kompozycjach chciałoby się, by samym soundem zespół też zaskakiwał słuchacza. Może następnym razem…
Zombie Strippers Form Hell to naprawdę bardzo interesujący band. Będę śledził poczynania tej ekipy i niecierpliwie czekał na następcę “Tales From The Other Side”. Postuluję jednak bardzo skrupulatne przygotowanie się do sesji nagraniowej, wcześniejsze zarzynanie się nad ćwiczeniami w sali prób, oraz czujność nad nagrywanym materiałem, by nie puszczać niedoróbek. Wówczas album tej formacji może naprawdę zdrowo namieszać na muzycznym rynku. Oczywiście światowej kariety na miarę jakiegoś Slayer to nie wróżę. Te dźwięki zwyczajnie są zbyt trudne w odbiorze. Ale ekipa z Pszczyny ma papiery na to, by stać się dobrym, wybijającym się z tłumu przeciętności bandem.
Punktowej oceny tym razem nie będzie. Zbyt to ciekawy stuff, by zniszczyć go “tróją” za niestaranne wykonanie…
OCENA: –
SKALA OCEN: 1 – dno 2 – słabizna 3 – przeciętna 4 – dobra 5 – bardzo dobra 7 – rewelacyjna/ponadczasowa
SKALA OCEN: 1 – dno 2 – słabizna 3 – przeciętna 4 – dobra 5 – bardzo dobra 7 – rewelacyjna/ponadczasowa
Matthias König