EVANGELIST — DEUS VULT!
Czy Jezus jest Synem Boga, czy też nie jest? Na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć. Jedno jest pewne, był jednym z największych buntowników na naszej planecie. Postawić się władzy świeckiej i religijnej idąc własną ścieżką i zapłacić za to życiem – kto dziś tak potrafi?
Gdyby ktoś 20 – 25 lat temu powiedział mi, że oszaleję muzycznie i kolekcjonersko na punkcie jakiegoś zespołu już po wydaniu jego drugiej płyty, popatrzyłbym na niego ze zdziwieniem i kazałbym puknąć się w czoło. Gdybym dowiedział się dodatkowo, że jest to zespół, poruszający w swoich tekstach tematykę chrześcijańską, a nie antychrześcijańską, wyśmiałbym wariata i kazał spierdalać. Jest rok 2019 i jestem fanem takiego właśnie zespołu. Fanem – maniakiem, który jest zły na siebie, że brakuje mu jednej epki, oraz winyla w kolorze srebrnym. Poza tym posiadam wszystko, co ukazało się z ich logiem. Nagrali trzy płyty. Ostatnia nosi tytuł “Deus Vult”. Grają epicki doom metal. Panie, panowie, siostry i bracia, przed wami EVANGELIST. Bóg tak chciał!
Na moje pytania odpowiadał… Panowie z kapeli nie chcą zdradzać swoich personaliów, więc zostańmy przy tym, że muzyk Evangelist…
Metal Revolt: “Ja się zastanawiam, czy ci kolesie faktycznie są wierzącymi chrześcijanami, czy sobie tylko takie wice stroją. Nie wiem, choć dla mnie osobiście nie powinno być miejsca w metalu dla takiego gówna, jak chrześcijaństwo.” – to jest fragment waszej recenzji z “Chaos Vault”. To jak to z wami jest? Jesteście chrześcijanami? Jest miejsce na chrześcijaństwo w metalu?
Evangelist: Po pierwsze, nie “kolesie”, tylko dwa indywidua. A skoro tak, to pytanie rozpatruję indywidualnie, a nie kolektywnie, albowiem relacja ze Stwórcą jest indywidualna. Nie jestem jakimś ogólnym “chrześcijaninem”, bo od czasów schizmy i reformacji chrześcijaństwo jest pojęciem zupełnie nieostrym. Jestem rzymskim katolem z lekkim odchyłem w stronę tradycyjną. A co do miejsca w metalu… Jak ktoś ma totalniackie zapędy i marzy mu się wydawanie metalowych certyfikatów koszerności, to niech powoła radę metalowych komisarzy, oraz komisję weryfikacyjną. Pycha nie bez powodu jest pierwszym z siedmiu grzechów głównych.
Powiem, że naprawdę trzeba mieć włochate, wielkie “cojones”, by w dobie ataków na religie chrześcijańską wystartować z taką tematyką i ją kontynuować. Dla mnie tak powinien wyglądać i brzmieć chrześcijański metal. Tu jest moc, jest ta religijność, ta potęga Boga i marność człowieka przed jego obliczem…
Odbieram to, jako komplement, dziękuję. Evangelist nie startował jako “chrześcijański metal” w stylu 2Tm2,3. Po prostu ta tematyka nas interesuje. Kiedyś mniej, teraz bardziej. Jesteśmy dziećmi upadłej cywilizacji łacińskiej i wracamy do niej, niczym Mickiewicz w swojej poezji do “Litwy utęsknionej”. Żeby było jasne, jesteśmy jak najbardziej po jasnej stronie mocy, ale to jest tylko muzyka. Nie przypisujemy sobie jakiegoś wyjątkowego posłannictwa.
Zostając jeszcze chwilę przy religii chrześcijańskiej – wieki średnie są określane, jako czasy ciemności, głupoty, zastoju rozwoju ludzkości. Nie zgadzam się z tym! Czy ludzie tego chcą, czy też nie, Europa wyrosła zarówno na kulturze starożytnej, jak i myśli chrześcijańskiej. To jest coś, co ją zespalało, pozwalało rosnąć w siłę, rozwijało myślenie. Np. św. Augustyn, czy też św. Tomasz z Akwinu, że wspomnę tylko tych najbardziej znanych…
To jest temat na całe godziny. Powtórzę tylko krótko za klasykiem, że Europa, czyli cywilizacja łacińska, ma trzy filary. Pierwszy, to greckie pojęcie prawdy, czyli prawda obiektywna istnieje, nie pochodzi od człowieka i jest poznawalna rozumowo. Chodzi o to, że dwa plus dwa zawsze jest cztery, nawet gdyby we wszystkich parlamentach przegłosowano, że pięć i każdy człowiek był przekonany, że pięć. Jest też ona dostępna dla wszystkich, nie jest domeną władców, intelektualistów, kapłanów itd. Drugi filar, to zasady prawa rzymskiego, czyli np. prawo nie działa wstecz, nie można być sędzią we własnej sprawie itp. Trzeci filar to etyka chrześcijańska, a więc przede wszystkim moralność bezwzględna, rozdział władzy świeckiej i duchownej, a także godność dziecka Bożego. Moralność bezwzględna oznacza, że nie ma rasistowskiego podziału na naszych i obcych, jak np. w judaizmie, czy islamie. Kłamstwo jest takim samym grzechem, niezależnie od tego, kogo okłamałeś. Rozdział władzy świeckiej i duchownej z kolei, to źródło późniejszego trójpodziału władzy. Jak ktoś czytał “Filary Ziemi”, albo “Dzwonnika z Notre Dame”, to wie, o co chodzi. Przed władzą świecką można się było schronić w sanktuarium, tzw. prawem azylu. Król nie mógł być biskupem i odwrotnie. Te dwie siły się równoważyły i były od siebie niezależne, bo Kościół miał własny majątek. Nie jest to tym samym, co modny obecnie rozdział Kościoła od państwa. To drugie, to właśnie próba przejęcia całkowitej władzy przez władzę świecką, czyli sytuacja, jak w anglikanizmie, gdzie król jest głową Kościoła. I na końcu kategoria godności dziecka Bożego, czyli źródło późniejszych praw człowieka. Na poziomie relacji z Bogiem wszyscy są równi – i papież, i żebrak. Nie ma wybrańców na specjalnych prawach. Trzeba też powiedzieć jasno, że europejskie średniowiecze było ekonomicznie zacofane z racji peryferyjnego położenia względem ówczesnych szlaków handlowych, a nie z jakichś tam wydumanych, filozoficznych powodów. Doskonale widać to na przykładzie losów Zachodniego Cesarstwa Rzymskiego i Bizancjum. Potem przyszły czasy Henryka Żeglarza i odkryć geograficznych, pojawił się handel morski, kolonie, handel światowy uległ przebiegunowaniu i z tego powodu skończyło się Średniowiecze, a zaczęło Odrodzenie.
Bóg to starzec w klapkach, który siedzi i obserwuje każdego z nas, żeby mu przywalić gdy tylko zrobimy coś, co mu się nie spodoba. Z kolei Szatan to koleś z rogami. To oczywiście uproszczenie dla maluczkich, którzy nigdy, ani nie zagłębiali się w filozofię, ani w teologię .Kim są Oni dla Was? Czy mogą istnieć bez siebie? Czym jest dobro, a czym zło?
Bóg do proroków w Starym Testamencie mówił, że jakby go ujrzeli, to by padli trupem. Wszyscy oni mieli problemy z wymową, jąkali się, można ich porównać do bezpieczników, przez które przepływa prąd o zbyt wysokim natężeniu i są o krok od spalenia się. Ich ciała ledwo wytrzymywały kontakt ze Stwórcą. Nie jesteśmy w stanie sobie nawet wyobrazić Jego postaci ze względu na naszą fizyczność i ograniczenia ludzkiego umysłu. Starotestamentowe, niezgrabne opisy widzenia sferycznego, bilokacji, pojęcia czasu, który my odbieramy jako liniowy, a który jest, jak twierdzą mistycy, bardziej spiralny w charakterze… Historia Szatana jest powszechnie znana, nawet jak ktoś nie czytał jej w “Genesis”, to z pewnością w “Silmarillion”. Tak, z Tolkiena to był dopiero katol… Lucyfer został stworzony przez Boga, jako jeden z najwyższych aniołów, zbuntował się, krzyknął “Nie będę służył!”, na co Michał odpowiedział mu “Któż jak Bóg!”. Trzecia część aniołów poszła za Lucyferem i została strącona w otchłań, a Michał, który był zwykłym, niepozornym aniołem, został wywyższony do godności wodza Niebieskich Zastępów. Nie ma w tym żadnej filozofii, to jest realność, ale w potwornym naporze materii na nasze życie nie jest łatwo ją dostrzec. Trzeba chcieć. Dobro i zło, to nie są umowne kategorie filozoficzne. W konflikcie na płaszczyźnie duchowej jedna strona chce ludzi zgubić, a druga uratować. To jest naprawdę biało czarna rzeczywistość. Taka arystotelesowska, zerojedynkowa.
Jezus Chrystus, Pomazaniec Boży, Syn Boga. Spotykam się czasem, a nawet coraz częściej z tezami, że w ogóle nie istniał. Czy jest ważne jego rzeczywiste istnienie? Czy nie są ważne chociażby same idee, jakie głosił?
Nie wiem, jak to wygląda od strony źródeł czysto historycznych. Poza Ewangeliami są apokryfy, wzmianki w pismach rzymskich i żydowskich. Jego istnienie jest absolutnie kluczowe, bo same idee w oderwaniu od osoby kończą, jako zwykłe, filozoficzne zabawy. Z całym szacunkiem dla filozofów, ale filozofia obecnie to nie jest próba opisania rzeczywistości, tylko prześciganie się, który filozof ma bardziej zwariowane wizje. Filozofia skupia się na samych filozofach. Zresztą, który z nich dałby się zabić za swoje rojenia? Czy byliby inni chętni, żeby zaryzykować dla nich życie? Czy na filozofii buduje się cywilizacje? Przytoczę tu przykład pierwszego (chyba?), świętego Kościoła Katolickiego. Generalnie, oficjalnie uznanym za świętego zostaje ten, kto praktykował cnoty chrześcijańskie w stopniu heroicznym. Taka jest zasada. Gdy Jezus był na krzyżu między dwoma łotrami, jeden z nich mu urągał, a drugi zgromił go, mówiąc, że chyba Boga się nie boi, bo oni we dwóch odbierają słuszną karę, a Jezus jest niewinny. Jezus mu powiedział, że jeszcze dziś będzie z nim w raju. Nie chodziło o to, że werbalnie bronił Jezusa, lecz o heroiczne praktykowanie cnoty sprawiedliwości. Człowiek, cierpiąc śmierć w mękach, potrafił przyznać, że cierpi słuszną, sprawiedliwą karę, a Jezus jest skazany niesłusznie i niesprawiedliwie. I za to właśnie został wywyższony. Stąd też w Katechizmie Kościoła Katolickiego jest wpisana dopuszczalność kary śmierci, tak na marginesie. Jezus nie powiedział, że to jest zbyt wysoka sankcja, nie zaprzeczył, że obaj cierpią słuszną karę za swoje czyny. Te wszystkie katolickie zasady mają swoje źródło w Ewangelii, to nie są rzeczy, wymyślone ad hoc, na złość ludziom.
Przejdźmy do Evangelist. Ukrywacie swoją tożsamość. Miałem taki pomysł, żeby spotkać się z Wami osobiście. Jednak wybraliście wywiad drogą e-mail. Po co wam ta otoczka tajemnicy? Boicie się czegoś? Tylko nie mówcie, że muzyka ma się bronić sama…
Non Nobis Domine. Służymy sprawie wyższej niż nasze marne żywota, dlatego to, kim jesteśmy, nie ma większego znaczenia. Nie ma również żadnej tajemnicy wokół naszych tożsamości. Jeżeli komuś bardzo zależy, aby się dowiedzieć, kim jesteśmy, to prawdopodobnie dotrze do nas bez większych problemów. Jesteśmy jedynie pokornymi sługami w winnicy Pana i jedynie efekt naszej pracy ma znaczenie.
Strasznie mało informacji o Was w necie. Znalazłem parę recenzji i tyle? Jesteście tak skromni, że nie zabiegacie o popularność, czy też mało kto chce się Wami zainteresować?
Nie zwracamy na to zbyt wielkiej uwagi. Oczywiście atencja ze strony odbiorców i dobre recenzje cieszą serce i utwierdzają nas w tym, że podążamy we właściwym kierunku. Niemniej jednak robimy swoje bez względu na okoliczności. Przychylność tłumów jest ulotna, jednego dnia cię kochają, a nazajutrz nienawidzą. Jednego dnia witają palmami, a drugiego krzyczą “Ukrzyżuj go!”. Droga, którą obraliśmy, jest kręta i wyboista, ale wybraliśmy ją świadomie i będziemy trzymać się naszych zasad i wartości.
Skąd pomysł na granie doom metalu i to w tej epickiej wersji? Nie lepiej by było w Kraju Nad Wisłą zagrać szatański black metal? Jak patrzę na scenę black metal to nawet, przynajmniej w kilku przypadkach, nie musielibyście umieć grać na instrumentach…
To by było wybraniem szerokiej i łatwej drogi, a jak wiemy, prowadzi ona wprost do zatracenia. To, co gramy, nie jest “pomysłem”, to powstaje z potrzeby serca. Nie mamy zamiaru marnować życia na przegrane idee.
Słychać w waszym graniu fascynacje tuzami, typu Candlemass, czy Solitude Aeturnus. Słychać też Manowar. Kogo słuchacie jeszcze? Kto miał na was największy wpływ?
Oczywiście sięgamy głównie po klasyczne, heavy metalowe albumy z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Z bardziej nowożytnych zespołów salutujemy Atlantean Kodex, Grand Magus, czy Visigoth. Osobiście bardzo często sięgam po muzykę filmową. Inspiracji jest tam dużo więcej niż w heavy metalu. A kto miał na nas największy wpływ – rzecz jasna Manowar.
Ja zakochałem się w waszej twórczości od “In Partibus Infidelium”. Właśnie – Metal Archives informuje, że to demo. Dla mnie to pełnoprawny CD. To jak to jest? Jeśli byłoby to demo, to wydalibyście je sami, a wydane jest przez PsycheDoommelic Records z Austrii. Pojawiły się wówczas jakieś recenzje, wywiady, zaproszenia na koncerty? Czy może płyta przeszła bez echa?
“In Partibus…” to pełny album i tak jest opisany na Metal Archives. Jeżeli kiedykolwiek było inaczej, był to zwykły błąd. Nie odpowiadamy za informacje na tej stronie, więc możliwe, że ktoś kiedyś opisał to nie tak, jak trzeba. Sama płyta przyjęta była bardzo dobrze, co pociągnęło za sobą sporą ilość recenzji i wywiadów. Zaproszenia na koncerty mieliśmy praktycznie od samego początku działalności, ale nie korzystaliśmy z nich ze względu na brak pełnego składu koncertowego.
Następny w kolejności to singiel “Pain And Rapture” Co to? I dlaczego ja go nie mam?
“Pain And Rapture” był utworem, promującym naszą drugą płytę. Nigdy nie został wydany fizycznie, w formie singla, tylko pełnił jego rolę w Internecie
W 2013 roku wydana zostaje wasza druga płyta, “Doominicanes”. Tu dwie sprawy. Pierwsza – “Doominicanes” to w wolnym tłumaczeniu “psy doom(metalu)”. Czego bronicie? Druga rzecz – jesteście z Krakowa. Zatem Dominikanie, czy Franciszkanie?
Bronimy prawdziwego metalu, rzecz jasna. Evangelist faktycznie został zawiązany w Krakowie, ale ojcowie założyciele nie pochodzą z tego miasta. Aktualnie tylko jeden z nich rezyduje w Krakowie. Natomiast co do zakonów, to pewnie trochę w nas i jednych i drugich. Stanowimy chyba osobny zakon, wymykający się klasyfikacji. Najważniejsze, że nie Jezuici 😉
Na tej płycie – nie wiem, czy dobrze to ujmę – też rozliczacie się z Bogiem. Z jednej strony jakbyście mieli żal do niego, że lituje się nad córami Babilonu i synami Syjonu, z drugiej prosicie go o siłę dla słabych i małych…
Każdy utwór jest osobnym bytem, w każdym jest inna treść. Masz chyba na myśli “To Praise, To Bless, To Preach”, gdzie warstwa liryczna jest oparta wprost na Starym Testamencie. Generalnie rzecz biorąc, kim my jesteśmy, żeby rozliczać kogokolwiek? Często słyszymy, że jakaś tam tragedia to wina Boga, bo na to pozwolił. Bo nie złapał kogoś za rękę i jej nie wykręcił. Niestety, ale od czasu jabłka w Edenie człowiek ma umiejętność poznania dobra i zła, oraz wolną wolę. Może wybrać zło, jeśli tego chce, i konsekwencje tych wyborów na niego spadną. Czasem od razu, a czasem po setkach lat.
“Doominicanes” zostaje wydana przez czeską Doomentia Records. Jak trafiliście do nich? Jak układała się współpraca? Wydaliście również u nich wersję winylową. Była jedna wersja, czy też różne?
Po tym, jak PsycheDoomelic Records zakończyła działalność, zwyczajnie szukaliśmy nowej wytwórni wysyłając nasz materiał do potencjalnych wydawców. Lukas z Doomentii zareagował szybko, konkretnie i z właściwą żarliwością, dlatego związaliśmy się z nim. Zrobił kawał dobrej roboty promując “Doominicanes” i cały okres naszej współpracy oceniamy celująco. Winyl został wydany w dwóch wersjach – jedna standardowa, czarna 400 sztuk, druga limitowana – w postaci srebrnej płyty, 100 sztuk. Niestety, nie jest ona już dostępna.
Rok 2014 to split z Capilla Ardiente. Kto to jest? Jak doszło do wydania tego splitu?
Capilla to nasi starzy znajomi od czasów pierwszej płyty. Świetna, chilijska, doom metalowa załoga, gdzie udzielają się muzycy z bardziej znanego Procession. W czasie sesji “Doominicanes” nagraliśmy również cover “Freezing Moon” i zastanawialiśmy się, jak go wydać, gdyż nie chcieliśmy go na albumie. Puściliśmy wici do kilku kapel, czy byłyby chętne na split i Capilla była chętna.
Od początku otacza was atmosfera religijności, chrześcijaństwa, a tu mi na splicie wyskakujecie z coverem “Freezing Moon” Mayhem. Szok…
Nic szokującego. “Freezing Moon” to idealny materiał na doom metal, a sam tekst nie ma w sobie za grosz satanistycznego przesłania. Jest raczej oparty na opowiadaniu “Outsider” Lovecrafta. Nie hołdujemy ideałom, które dominują w black metalu, ale od strony czysto muzycznej był to zawsze gatunek, który dostarczał nam inspiracji.
Docieramy do waszego najnowszego dziecka, “Deus Vult”. Pierwsze pytanie – czemu musiałem czekać na nie cztery lata? Rozleniwiliście się, czy brak pomysłów?
Żadne z powyższych. Przerwa w działalności była podyktowana wyłącznie sprawami osobistymi, których oczywiście nie opiszemy.
“Deus Vult” to także zmiana wytwórni. Tym razem materiał wypuściliście w portugalskiej Nine Records. Dlaczego właśnie oni? Czym was skusili?
Nine Records to kapitał w stu procentach polski, hehehe… Byliśmy z Rafałem kontakcie od pierwszej płyty. Zawsze się interesował, co tam u nas słychać. Był chętny już na wydanie dwójki. W przypadku trzeciego albumu Rafał wykazał się niesamowitą walecznością i naprawdę chciał go wydać. Żarliwość zawsze popłaca.
Osobną sprawą są projekty graficzne Waszych płyt. Wraz z rozwojem kompozycji, pomysłów, następuje ewolucja grafik. Ta na “Deus Vult” jest genialna, dopracowana w każdym szczególe. Kto jest za grafiki odpowiedzialny?
Na każdej płycie staramy się wykorzystać maksymalnie wszystkie środki, które w danym momencie życia posiadamy. Oprawa graficzna zawsze była dla nas ważna, jest dopełnieniem opowieści, zawartej w muzyce. Mamy szczęście, że naszym dobrym przyjacielem jest Michał “Xaay” Loranc – uznany w branży grafik, który wykonał dla nas zdecydowaną większość prac. Za obraz, wykorzystany jako artwork do ostatniej płyty, odpowiada natomiast włoski artysta, Diego Spezzoni, który doskonale rozumie nasze przesłanie, a jego styl idealnie do nas pasuje. Cały layout płyty jest oczywiście autorstwa Xaaya.
Od wydania albumu “Doominicanes” coś się tam pojawia na wasz temat w polskiej prasie. Ale jeśli chodzi o wywiady, znalazłem je tylko w Teraz Rock i Metal Hammer. Wydaje mi się, że większe zainteresowanie wzbudzacie poza granicami kraju. Czy to dlatego wasze wydawnictwa są sygnowane takimi wytwórniami? Czy w Polsce nikt nie był zainteresowany wydaniem waszej muzyki?
Takie granie, to nisza w niszy. Na pewno nie zaprowadzi nikogo na muzyczne salony. Być może medialnie wygląda to tak, że więcej o nas piszą poza Polską, ale jeśli chodzi o fanów, to nasi rodzimi zwolennicy nie biorą jeńców. To ma dla nas dużo większe znaczenie, bo jest prawdziwe i szczere. Ukłony z naszej strony.
Praktycznie nie grywacie koncertów. Dlaczego?
Jak wspomnieliśmy wcześniej, za Evangelist stoją dwie osoby, zlokalizowane w dwóch różnych miastach, więc zagranie koncertu wiąże się z zaangażowaniem dodatkowych muzyków i skomplikowaną logistyką. Po latach udało nam się z tym uporać i aktualnie pracujemy nad materiałem w składzie koncertowym, więc jeżeli pojawią się propozycje, godne rozważenia, to na pewno z nich skorzystamy.
7 czerwca gracie na festiwalu Seeds Of Doom, jako headliner w pierwszym dniu. Co to za festiwal? Warto przyjechać do Salzburga?
Jest to zaledwie druga edycja festiwalu, ale sama impreza jest od samego początku świetnie zorganizowana, więc mamy nadzieję, że ta idea przetrwa próbę czasu. Stoi za nią oddany brat metalu, Bernhard F. Doomchild, który prowadzi audycję radiową pod tą samą nazwą. Festiwal jest organizowany przez fanów dla fanów, więc przedsięwzięcie jest szczytne i warte wsparcia. Sam Salzburg jest dodatkowo pięknym miastem, więc warto. Na pewno poza Salzburgiem odwiedzimy Warszawę i zagramy w ramach Helicon III, festiwalu, organizowanego przez ekipę, zbudowaną wokół Pawła, zwanego Atrejem – “Manillomaniaka” na poziomie stratosferycznym. Zapraszamy więc na koncert, który odbędzie się na ojczystej ziemi. Możemy zdradzić również, że nowe nagrania Evangelist pojawią się szybciej niż Wam się wydaje.
Dobrnęliśmy do końca. Pozdrawiam i niech wam Doom błogosławi! Stay Doomed!
Dzięki za nieszablonowe pytania. Wszystkiego dobrego! Z Bogiem!
Arkadiusz Gęsicki