ISCARIOTA — LUCJAN STORY
Do moich uszu docierają bardzo różne płyty. Od totalnego „umpa, umpa” po wysmakowane, hi-endowe produkcje. Zazwyczaj mają jedna, wspólną cechę. Są nudne, bez wyrazu, z kiepskimi tekstami, traktujące słuchacza, jak skończonego debila. Przychodzą, poszumią trochę w moim odtwarzaczu CD i znikają. Zazwyczaj na zawsze. Taki, niestety, smutny standard. Brak tożsamości muzycznej, używanie typowych rozwiązań brzmieniowych, teksty pozbawione krztyny sensu, lub w ogóle beztreściowe, to zasadniczo bolączka całej, na naszych oczach upadającej sceny szeroko pojętego metalu. Są na szczęście wyjątki od wszelkich trendów i zasad. Iscariota, jak jakiś czas temu pisałem, nie należała nigdy do moich faworytów. Był to solidny band, grający od zawsze, ale nigdy mnie nie powalił na deski. Lata mijały, płyty się ukazywały, nic z tego nie wynikało. Aż tu nagle… BOOOM!
“Legenda” to płyta przełomu. Dopracowana, mądra, fenomenalnie zagrana, zrealizowana bez zarzutu (no, prawie…), z kapitalnymi solówkami i mądrymi tekstami. Dojrzała, miejscami aż przebojowa (w stuprocentowo metalowy sposób), aż się prosi, by potraktować ją poważnie. Tak postanowiłem uczynić. Udałem się do źródła, by spróbować zrozumieć fenomen – odpowiedzieć sobie na pytanie, czy zespół zdaje sobie sprawę z tego, co stworzył, oraz czy jest w stanie to unieść. Interesowały mnie też przyczyny tej nagłej zwyżki formy. Udało mi się przesłuchać głównych rozgrywających, Piotrka Piecaka, Dominika Durlika i Krystiana Bytoma. Przed Wami to, co udało mi się z nich wycisnąć.
METAL REVOLT: Pierwsza kwestia, która wybrzmieć musi: Death – “The Sound Of Perseverance”, “Symbolic”, czy “Human”, to Wasze ukochane płyty. Słychać to np. w kawałku takim, jak “Rodzinny Grób”. Echa tych płyt, plus riffy w stylu Cynic z okresu “Traced In Air”, są wyraźnie słyszalnym fundamentem albumu “Legenda”. Jakim kitem zechcecie nas przekonać, że wcale tak nie jest, a burakom z Metal Revolt trzeba umyć uszy?
PIOTR PIECAK: Witaj Thilo. Muszę cię zaskoczyć, ponieważ ja wcale nie zamierzam was przekonywać, że tak nie jest. Wręcz przeciwnie, to był celowy zabieg. Nigdy nie ukrywaliśmy swej miłości do twórczości Chucka Schuldinera i Paula Masvidala. Wracamy z naszą muzyką do korzeni. Album “Legenda” jest podwaliną tego, co – mam nadzieję – nadejdzie…
Kolejną rzeczą, która bardzo zwraca uwagę, są aranże. Od dawna nie działo się w nich aż tyle. Nie tylko instrumentalnie, ale też w partiach wokalnych. Teoretycznie po pozbyciu zbędnych balastów, typu klawisze, powinno być odwrotnie. Pytanie więc brzmi: co was tak zmotywowało, by stworzyć moim zdaniem najlepszy materiał Iscarioty w dotychczasowym, niemałym przecież dorobku?
PIOTR PIECAK: Myślę, że robimy – jak to mawia Bomba – swoje. Naturalną rzeczą jest rozwój. Ja troszkę więcej potrafię, jeśli chodzi o wokal. Klawisze nie mają tu nic do rzeczy, ponieważ utwory zawsze były komponowane na dwie gitary, choć grał tylko jeden gitarzysta.
Przeoczenie brzmienia też nie wchodzi w grę. Produkcja Zeda, jak zawsze, robi robotę. Wasze płyty zawsze są zagrane dokładnie, ale tym razem szwajcarska precyzja robi duże wrażenie. Ile w tym pomysłów i umiejętności Zeda, a ile waszej wizji, wiedzy i doświadczenia?
DOMINIK DURLIK: Zapewne jest to suma wszystkich, wymienionych przez ciebie czynników. Przyłożyliśmy się do nagrania i produkcji tej płyty, jak nigdy dotąd. Tomasz Zalewski bardzo nam pomógł i to nie tylko od strony technicznej, ale także czysto ludzkiej. Wiedział, z jakimi problemami borykamy się jako kapela… Mało brakowało, a do nagrania płyty by nie doszło.
Okładka – Jerzy Kurczak. Co jest? Czyżby obowiązkiem każdej, dobrej płyty była okładka najsłynniejszego Kuraka RP? Czemu właśnie ten artysta? Co w tym obrazie było takiego wyjątkowego, że zdecydowaliście się uszczuplić sakiewki na jego zakup?
PIOTR PIECAK: Jeśli chodzi o okładkę, to jest zasługa Piotra Popiela z Defense Records, oraz Piotra Mazurka, który był w kontakcie z Jurkiem. A że Jerzy Kurczak był akurat wolny, to skrystalizował cały pomysł w swoim unikatowym stylu. Moim zdaniem to jedna z najlepszych prac Jerzego Kurczaka, jakie dotychczas powstały.
Kawałek “Nie Pytaj Mnie” to hołd dla Paula Masvidala? Ten numer to totalny, metalowy hicior z ogromnym potencjałem na prawdziwa karierę. Skąd czerpaliście inspiracje do takiego numeru i klimatu?
PIOTR PIECAK: Nie jest to hołd dla Paula, natomiast jest to opis niespełnionej miłości bliskich nam osób. Jako ciekawostkę powiem, że jeden z oficjeli Antyradia uznał go za “zbyt sztampowy”. I z tego właśnie powodu utwór “Nie Pytaj Mnie” nie będzie emitowany w jego stacji. Doradzał nam natomiast założenie masek, co stało się przed pandemią, bo mówił, że to nam pozwoli szybciej zrobić karierę. Sam widzisz, że z tym hiciorstwem nie ma co przesadzać…
Skoro już jesteśmy przy killerskich partiach instrumentalnych. Solówki naprawdę potrafią zadziwić. Nie tylko słuchaczy, ale też kilku poważnych wyjadaczy w tej dziedzinie. Już miałem się rozpędzić i piać peany na chwałę Dominika (szczególnie po najbardziej emocjonalnej na płycie solówce w “Nie Pytaj Mnie”, czy po zakończeniu kawałka “Zachłanny Jak Wąż”), a tu Chris Hofler z Deathyard itd… Lista zaproszonych gości – od wielbicieli piłowania wajchą, jak Jurczyński w openerze, po czary Pistoleta w obu solosach z “Międzyświata”, lub wspomnianego już czarodzieja Hoflera – jest długa. Dlaczego właśnie ci konkretni ludzie?
DOMINIK DURLIK: Z tego miejsca chcemy bardzo podziękować wspaniałym gościom: Karolinie Andrzejewskiej, Piotrowi Radeckiemu, Krzysztofowi “Pistoletowi” Pistelokowi, Jackowi Hiro, Tomaszowi Dawidowi Andrzejewskiemu, Adamowi Jurczyńskiemu, Chrisowi Hoflerowi. Mamy bardzo długą listę gości, z którymi chcielibyśmy zagrać w przyszłości. Niestety, ilość utworów na płycie jest ograniczona, a znamy jeszcze wielu muzyków, których bardzo szanujemy i chcielibyśmy, aby znaleźli się wśród wykonawców na naszej następnej płycie.
PIOTR PIECAK: Zasługą i wkładem gości jest także to, że możemy spojrzeć na nasz materiał z innej perspektywy. Możemy na to spojrzeć z perspektywy fana metalu. Słuchasz i myślisz sobie: kurna, jak to zajebiście brzmi! Element niespodzianki to dobra rzecz.
Nie tylko solosy zadziwiają, ale też bardzo solidne partie bębnów. Nie pamiętam, kiedy ostatnio słyszałem je u was tak zaangażowane, dynamicznie zaaranżowane, równiutkie, jak w Fear Factory, opatrzone tu i tam morderczymi blastami. Świetnie pamiętam te kontrowersje, kiedy Bomber usiadł u was za bębnami. Tymczasem tak dobrze nie grał i nie brzmiał jeszcze nigdy. Co Krystiana aż tak zmotywowało do odniesienia takiego druzgocącego zwycięstwa?
KRYSTIAN BYTOM: Bębny zostały zrobione wspólnie z Dominikiem i nagrane w szkole muzycznej w formie demo. Następnie te nagrania zostały wysłane do Zed Studio i Tomasz Zalewski zajął się resztą. Po odejściu z Dragon czułem pustkę, a granie w Iscariocie to wyzwanie i czysta przyjemność.
Kolejna to kwestia, to głos legendy. Panie Piotrze, od growli po epicki heavy. W dodatku w często zaskakujących miejscach, jak np. zakończenie kawałka “Międzyświat”, gdzie epickie wokale zdobią perkusyjną hekatombę w wykonaniu Bombera. Skąd czerpałeś idee na teksty i aranże, jakie słyszymy na “Legendzie”?
PIOTR PIECAK: Jak zwykle – z obserwacji świata, z obserwacji postaw ludzkich, podejścia do życia, polityki, religii… Na tej płycie po raz pierwszy bardziej zanurzyłem się w mroku, aby trafniej oddać podłość i głupotę ludzką… Poza tym staram się rozwijać, jako wokalista. Przecież dwadzieścia lat grałem na bębnach. Dla mnie każdy kawałek, to podwójne wyzwanie. Mam świadomość, że czas leci do przodu, że ja starzeję się. Jeśli zrobię coś, na co mnie nie było stać, gdy byłem młodszy, to dla mnie wielka radość. Bez względu na to, co myślą inni.
Skoro jesteśmy przy tekstach: Ponieważ cześć fanów metalu sięga raczej po “spoti”, czy “ju tjub”, a nie płytę, przybliż idee i kwintesencję tekstów z płyty “Legenda”. W wersji dla leniwych…
PIOTR PIECAK: W dużym skrócie: mówią o odchodzeniu ludzi od natury, to słowo-klucz. Dziś podłość ma swój wymiar finansowy i potężny poklask społeczny. Ale może przytoczę słowa o Polsce posła Saskiego z około 1780 roku, Augusta Franz von Essena: Bodaj największym nieszczęściem tego kraju jest, że opinia publiczna nie karci łajdactw, że uchodzą one za dowcipne figle, że tak zwane wyższe towarzystwo przeciw najbrudniejszym faktom nie występuje, a tylko ten, co je popełnia, ma krewnych i stosunki…
Związaliście się z Defense Records. To związek z miłości, czy z rozsądku? Co wam daje, oprócz fizycznego wydania płyty, ten kontrakt? Na tyle, na ile zdążyłem się zorientować, w żadnej sieci dystrybucyjnej nie ma płyt Defense Records, tymczasem całkiem sporo wychodzi ich z tą właśnie logówką. Próbuję zrozumieć fenomen tego typu wydań…
DOMINIK DURLIK: Po prostu Piotrowi Popielowi z Defense Records można zaufać. Nigdy nie zawiedliśmy się na nim. Być może Piotr Popiel nie ma takich możliwości, jakie posiadają większe wytwórnie, ale nie tacy, jak my, wydają w Defense Records płyty. Tak na marginesie – wcale nie jest łatwo znaleźć dobrego wydawcę. Rozsądek więc był jak najbardziej na rzeczy.
Skoro jesteśmy już przy promocji: Z przyczyny światowej histerii na wiadomy temat nie ma opcji, by płytę można było promować na żywo. Coraz więcej osób jest zdania, że scena może nie przetrwać lockdownów, oraz banów na wszelkie koncerty i festiwale. Część ludzi próbuje jednak walczyć o przetrwanie za pomocą promocji cyfrowej. Jaki jest wasz pomysł na ocalenie bandu w tych chorych, psychopatycznych czasach?
DOMINIK DURLIK: To prawda, nagraliśmy płytę i chciałoby się zagrać dla fanów, ruszyć w jakąś trasę. Mamy jednak nadzieję, że scena poradzi sobie w obecnej sytuacji z trudnościami. Jest wiele niewiadomych, ale trzeba być dobrej myśli. My nie jesteśmy jeszcze w złej sytuacji, ponieważ mamy dochody z innego źródła niż granie. Współczujemy tym, którzy żyją z muzyki i z koncertów.
PIOTR PIECAK: Pierwsze, co musieliśmy zrobić, by kapela przetrwała, to zorganizować sobie nowe miejsce prób. Udało się to dzięki uprzejmości żony Dominika, Anecie. W nowym gniazdku możemy spokojnie pracować nad nowym materiałem i czekać na lepsze czasy.
Do waszych wcześniejszych wydawnictw pojawiały się zawsze porządne teledyski. Zawsze jest scenariusz, przedstawiona historia, nawet efekty specjalne, jak np. w utworze “Celtycki Chłód”, gdzie straszyliście widzów Romkiem Kostrzewskim (niestety, bez napisów). Kto był do tej pory scenarzystą zespołu? Czy ta tradycja zostanie zachowana i “Legenda” też będzie promowana jakimś ciekawym video?
PIOTR PIECAK: Bardzo chcemy nagrać fajny teledysk do któregoś z nowych utworów, ale wszystko rozbija się o kasę. Wydawnictwo wiele nas kosztowało, musimy zebrać siły i może wtedy uda nam się nagrać jakieś ciekawe video. Nad scenariuszem pracujemy zazwyczaj wszyscy.
Z newsów z ostatniej chwili wynika, że dołączył do was ponownie, nowy-stary gitarzysta. Przypomnijcie młodszym harcerzom jego postać i zdradźcie: solosy, czy tylko rytmika? Będzie komponował? Miał prawo głosu?
PIOTR PIECAK: Tomasz Wiśniewski grał z nami już wcześniej, na przełomie wieków. To znakomity wokalista gitarzysta, bębniarz i klawiszowiec, znany z Kruk, Vinnie Moon, czy AfterLife. Jego osoba jest dużym wsparciem dla Iscarioty i głupotą byłoby nieskorzystanie z Jego talentu…
Wiem, że na to pytanie jest jeszcze mocno za wcześnie, ale “Legenda” narobiła nam strasznego apetytu na wasze dźwięki. Tworzy się może już coś nowego? Jest opcja, by nowe ukazało się w perspektywie przykładowo dwóch lat?
DOMINIK DURLIK: Tak, pracujemy już nad nowymi utworami. Ale nagramy też materiał, który powstał jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, przy współudziale Jacka Szewczuwiańca i Marcina Poniedziałka, zaraz po “Cosmic Paradox”. Chcemy uporządkować nasza dyskografię tak, aby wreszcie był jasny przekaz naszej twórczości.
PIOTR PIECAK:: Chcemy wydać ten materiał na trzydziestolecie naszej działalności pod szyldem Iscariota, czyli w roku 2022. Jak będzie, czas pokaże…
Taaak… Widzę wasze znudzone miny… Jakieś ostatnie słowo dla czytelników Metal Revolt?
PIOTR PIECAK: I tu się mylisz, Thilo. Ciężko jest mieć przy piwerku znudzoną minę. Dziękujemy ci za wywiad, pozdrawiamy wszystkich czytelników Metal Revolt i niech moc będzie z Wami!
Thilo Laschke