MIDNIGHTDATE — “BĘDZIE CIĘŻKO I DYNAMICZNIE”
Śląski Midnightdate znany jest z tego, że karierę rozpoczął szmat czasu temu, pograł trochę koncertów, ale właściwie to dopiero teraz nagrywa debiutancką płytę. Mój rozmówca, gitarzysta Łukasz Marut, starał się mnie zapewnić, iż nie będzie to album taki, jak wiele innych i warto będzie po ten krążek sięgnąć. No, czas pokaże – w końcu każdy muzyk kocha swoje “dzieci”, a najmocniej ostatnią, właśnie promowaną płytę…
Midnightdate, to również kapela, z którą związany był bohater naszego poprzedniego wywiadu, Krystian “Bomba” Bytom. Perkusista, jak pewnie wiecie, rozstał się niedawno z Dragon, zaś muzycy Dragon, o czym będziecie mogli przeczytać wkrótce, o nowych numerach Midnightdate wypowiadali się w ciepłych słowach. No to przyjrzeliśmy się, cóż to takiego, ten Midnightdate…
Metal Revolt: No dobra – siedzicie w studiu i nagrywacie płytę… Kiedy można spodziewać się zakończenia prac, wypuszczenia krążka w ludzi i jak mocnej w związku z tym faktem spodziewacie się fali krytyki?
Łukasz Marut: Siedzimy w studiu od grudnia, a koniec sesji planowany jest na połowę marca. Wówczas będzie można dokładniej określić, kiedy wypuścimy płytę. Co do fali krytyki – czas pokaże, jak wielka ona będzie…
Studio Młyn… Cóż to za miejsce i kto z was jest jego właścicielem, współwłaścicielem, bądź kolegą właściciela? Bo przecież standardowy, polski muzyk nie ma kasy na nagrania i bawi się w “krołfałdingi”…
Studio Młyn to profesjonalne miejsce, ukryte w leśnych ostępach, a właścicielem jest znany z występów w Vox Interium Peter Chuck Noland (Piotr Nowak – przyp. ed.). To dzięki jego pomocy i zaangażowaniu możemy dopracowywać szczegóły. Z drugiej strony, któż nie chciałby współpracować z tak wybitnym zespołem, jak Midnightdate?
Wasz album macie zamiar wydać sami, czy też będziecie rozsyłać materiał po wytwórniach i kolekcjonować odpowiedzi w stylu: to bardzo fajny stuff, ale dziękujemy?
Będziemy szukać wytwórni, która wydałaby album. W naszej historii, przez przetasowania personalne raz już odrzuciliśmy propozycję dużej wytwórni i do dzisiejszego dnia tego żałujemy. Człowiek na błędach się uczy i po raz drugi takiego samego nie popełnimy.
Dlaczego fan ciężkich dźwięków ma w ogóle sięgnąć po waszą płytę? Czym ona, twoim zdaniem, będzie się wyróżniać w morzu innych wydawnictw? Zakładam, że nie zamierzacie nagrać czegoś wsiowo – podziemnego, bo zespół istnieje od 1997 roku i w moim odczuciu to wystarczająca ilość czasu, by jako tako nauczyć się grać…
Będzie – jak zwykle – inaczej, niż cała reszta świata. Nie będzie to płyta, którą można będzie jednoznacznie sklasyfikować w jednym podgatunku metalu. Jak odpalisz ten album, będziesz mógł powiedzieć: o, to gra Midnightdate, a nie kolejny zespół death, czy black metalowy. Zespół istnieje od 1997 roku. Dziś jesteśmy dojrzalsi, jako ludzie i muzycy. Po latach przetasowań personalnych w Midnightdate pozostał współpracujący ze sobą w pełnej symbiozie kwartet. I masz rację – dlatego siedzimy w studiu tak długo, żeby efekt końcowy nie był wsiowy.
Znalezienie jakichś szerszych informacji na temat Midnightdate graniczy z cudem, a w szajsbookowej notce biograficznej napisaliście sobie po prostu “status: active”. Chodzi wam o to, by być najbardziej tajemniczą kapelą świata, czy może uznaliście, iż jesteście już tak znanym bandem, że choćby podstawowe informacje na wasz temat nie są potrzebne?
Chyba jesteś jedyną osobą, która ma problemy ze znalezieniem informacji na temat Midnightdate… A tak serio – nie jesteśmy celebrytami, którzy co rano wrzucają dwadzieścia fotek na Instagram, jak piją czarną kawę z mleczkiem, robią kupę, z czym kanapkę jedzą, etc. Wydaje mi się, że wszystkie informacje, którymi ktokolwiek mógłby być zainteresowany, są na profilu szajsbookowym.
Hm… jeśli chodzi o moją znajomość Midnightdate, kojarzę jakieś demosy z początku nowego tysiąclecia. Potem nic. Co się z wami działo? Istnieliście w ogóle, czy zrobiliście sobie jakąś przerwę na rozpacz i szukanie winnych faktu, że nikt po tych demosach nie zaoferował wam kontraktu?
I tu wyprowadzę cię z błędu. Mieliśmy ofertę kontraktu w 2003 roku. Nie podpisaliśmy go ze względu na totalny, personalny rozpierdol w zespole. Nie mogliśmy podpisać czegoś, z czego potem nie moglibyśmy się wywiązać. Ale to opowieść na inny wywiad… Potem była dłuuuga przerwa, muzycy Midnightdate zaangażowani byli w inne projekty. Aż do końca 2015 roku, kiedy to za namową mojej ukochanej postanowiłem pogadać z resztą żyjących i spróbować reaktywować Midnightdate. Ola oczywiście żałuje tego do dziś… Na początku 2016 roku zakończyliśmy serię udanych koncertów i zaczęliśmy pracować nad nowym materiałem. Oczywiście – jak to w Midnightdate bywa – zawsze musi się coś niespodziewanie wypierdolić. Prace na materiałem przeciągały się o ładnych kilka miesięcy, bo a to gitarzysta zapadł się, w dosłownym tego słowa znaczeniu, pod ziemię (Nie, nie przysypało chłopaka w kopalni. Po prostu Mirosław “Nathan” Trzaska wyemigrował do Niemiec i nie daje znaku życia – przyp. ed.), a to jakieś tuzy metalu upomniały się o perkusistę… Takie wypadki dość mocno przedłużają pracę.
Póki co, przeciętnemu wielbicielowi ciężkiego grania nazwa Midnightdate nie mówi nic, albo tylko to, że grał u was Krystian Bytom, znany z występów w Dragon, Darzamat, M.A.S.H. i kilku innych projektach. Ciekawi nas, jak zapamiętałeś tego człowieka? Jak się wam wspólnie grało, jakie były wasze relacje, jako muzyków i ludzi, słowem: kim on jest w twoich oczach?
Bombę poznałem w 2001 roku, a jakiś czas wcześniej zostaliśmy bez garowego. Zostawiłem mu w sklepie kilka utworów, oraz informację, że szukamy bębniarza. Powiedział mi, że generalnie nie jest zainteresowany. Ale jeszcze nie dojechałem do Gliwic, kiedy Bomba zadzwonił i powiedział: fajna muza, wchodzę w temat. Nasze wspólne granie trwało do 2003 roku, kiedy zawiesiliśmy działalność. Krystian, jako perkusista, to stuprocentowo metalowe zwierzę i totalnie profesjonalny muzyk. Wiele można było się od niego nauczyć , wiele można było wynieść z jego wieloletniego doświadczenia, jakie nabył grając w Dragon. Dobry gość – szczery i otwarty…
Między Krystianem, a resztą ekipy Dragon wytworzył się spory konflikt. Ustosunkujesz się do niego w jakiś sposób, czy też wykręcisz się z tego sianem opowiadając mi durne ogólniki?
Krystian zawsze mówił szczerze i bez owijania w bawełnę. Jak powiedział, że coś zrobi, to robił to. A jeśli nie mógł czegoś zrobić, to też mówił o tym prosto z mostu. Kiedy w 2017 Dragon reaktywował się już tak na poważnie, Krystian przyszedł i szczerze powiedział, że nie da rady grać na dwie kapele, choć Dragon w tym czasie korzystał z naszej sali prób. Nie zatrzymywaliśmy go na siłę, tylko staraliśmy się jak najszybciej znaleźć zastępstwo. Co do konfliktu w Dragon – nie sprzedam ci żadnych, pikantnych szczegółów, bo ich po prostu nie znam. Mogę się tylko domyślać, jak było. Myślę, że odległości między kwaterą główną Dragon, a miejscem zamieszkania Krystiana, nie ułatwiały całej sprawy.
Wracając do powstającego albumu: Ponieważ wasze króciutkie filmiki z postępów prac tak naprawdę nie mówią kompletnie nic, chciałem cię zapytać, jak ta płyta twoim zdaniem zabrzmi? Od czasów starych demosów musieliście przecież choć trochę dojrzeć, jako ludzie i muzycy…
Te krótkie filmiki mają być tylko przedsmaczkiem tego, co czeka słuchaczy. W czasie pracy nad tym materiałem zmieniliśmy całkowicie swoją koncepcję, zarówno w warstwie muzycznej, jak i lirycznej. Jeśli chodzi o warstwę muzyczną, to miejsce rockowo – gotyckich melodii przejęły ciężkie, death metalowe gitary. Zrezygnowaliśmy z klasycznych, klawiszowych pochodów na rzecz ciężkich, klimatycznych chórów, stringów. W nowych kompozycjach nie ma już miejsca na damskie zaśpiewy, ale to wszystko nie oznacza, że Midnightdate stracił charakterystyczną dla siebie, wielowarstwową melodykę. Będzie ciężko i dynamicznie… Jesteśmy dziś baczniejszymi obserwatorami rzeczywistości. Bulwersują nas tematy samozagłady, nicości bytu w dzisiejszym świecie, niesprawiedliwości i chorej władzy. To one były zaczynem powstania liryków do nowych utworów.
Jakie kapele i jacy muzycy są największą inspiracją dla muzyków Midnightdate? Słowem: nagrywając wasz album z kogo zrzynacie najmocniej?
Wszyscy lubujemy się w różnych nurtach muzycznych. Od jazzowych, typu Billy Holiday, przez rockowe, typu Black Sabbath, po metalowe klasyki w rodzaju Iron Maiden, Metallica, Dio, Megadeth, Motörhead. Przechodziliśmy też fascynację zespołami typu Cradle Of Filth, Samael, Dimmu Borgir. A najmocniej to – wiadomo – zrzynamy z Zenka M.
OK., płyta wychodzi i… co dalej? Jakieś występy na gminnych przeglądach kulturalnych? Trasa koncertowa dla piętnastu osób pod sceną? Co planujecie, by promocja krążka nie wyglądała właśnie w taki sposób?
Co dalej, to będę ci mógł powiedzieć, jak dogadamy się z jakąś wielką wytwórnią, hehehe… Jedno jest pewne – potrzebujemy managera z krwi i kości. Może ty jesteś wolny?
Ja jestem szybki, a moje koleżanki łatw… ekhm… miłe… To byłoby na tyle z mojej strony. Masz jeszcze okazję powiedzieć, jak bardzo nie podobały ci się moje pytania…
Dzięki za serię wyczerpujących pytań. Nie były aż tak złe, jak mówią na mieście.
Tomasz Urbański