PIĘĆ PYTAŃ DO JAROSŁAWA TATARKA, CZŁOWIEKA — ORKIESTRY W ASTHAROTH. . .
Jest na pokładzie stara, metalowa gwardia? Kto z Was pamięta premierę debiutu bielskiego ASTHAROTH? Album “Gloomy Experiments”, obok płyt GEISHA GONER, wydawnictw WOLF SPIDER, oraz nagrań wczesnego ALASTOR, to była forpoczta polskiego techno thrashu przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Szkoda, że zaraz po swojej premierze krążek ten nie został należycie doceniony. Niełatwo dostępny przez lata obrósł legendą. Ale… nie znaczy to także, iż pokrył się patyną. Odkurzyłem go sobie całkiem niedawno. Ależ robi wrażenie! Nic się nie zestarzał przez te trzydzieści lat. Nic nie stracił na swojej wartości…
Trzy dekady czekaliśmy na następcę debiutu ASTHAROTH. Lider formacji, Jarosław Tatarek, wyemigrował do USA i był zaangażowany w wiele innych, muzycznych projektów. Ale po latach wreszcie jest nowe wydawnictwo ASTHAROTH. Nazywa się “Resurrection – Beginning Of The End” i… naprawdę robi duże wrażenie…
Zapraszamy na krótką pogaduchę z maestro Tatarkiem, który na nowym albumie ASTHAROTH odpowiada za… wszystko. Sam nagrał wszystkie instrumenty, sam płytę wyprodukował, samodzielnie ją wydał. Przy czym obiecujemy Wam, że kilku pytaniach nie poprzestaniemy. Jest jeszcze o czym rozmawiać. Jarek Tatarek to prawdziwa, artystyczna osobowość…
METAL REVOLT: Wiesz, co mi najbardziej w twoich nowych kawałkach odpowiada? Włączam którykolwiek z nich, niemal natychmiast pod czaszką wiem, że to jest Astharoth, a jednocześnie słyszę, że nowy materiał znacząco różni się od tego, co nagrałeś na “Gloomy Experiments”. A to, biorąc pod uwagę wyczyny niektórych współczesnych grup, wcale nie musiało być takie oczywiste… Wydaje mi się, że tym razem postawiłeś na atmosferę, klimat spowijający ten krążek, a w nieco mniejszym stopniu na – i tak tutaj wszechobecną – technikę instrumentalną. Taki był twój zamiar? To chciałeś osiągnąć? Czy też po prostu tak wyszło w trakcie nagrań?
JAROSŁAW TATAREK: Słuchaj, od “Gloomy Experiments” minęło trzydzieści lat, a za mną jest wiele nagranych płyt i podróży po świecie. Wiele płyt, które nagrałem, nie zawierało muzyki metalowej, lub nie było płytami thrashowymi. Przez lata więc nauczyłem się zwracać uwagę na ogólny przekaz, atmosferę, zrozumiałość i przejrzystość kompozycji. Pewien przyjaciel powiedział mi dobrych parę lat temu, że nieważne, w jakim stylu piszę muzykę, bo zawsze brzmi to, jak ja… I myślę, że jest to bardzo fajne, iż inni ludzie słyszą, że mam własny styl pisania muzyki, niezależnie od rodzaju muzycznego. Technika i akrobacje gitarowe od jakiegoś czasu mnie nie interesują specjalnie. Powiem wręcz – nudzą mnie takie klimaty. Dla mnie na pierwszym planie ważna jest atmosfera i kompozycja.
“Resurrection – Beginning Of The End” nagrałeś całkowicie własnymi siłami. Dlaczego zdecydowałeś się akurat na takie posunięcie? Brak w okolicy muzyków, którzy podzielali by twoje wizje artystyczne? Na etapie nagrań nie chciałeś iść na kompromisy, jeśli np. basista chciałby zagrać jakieś dźwięki inaczej? Co było przyczyną?
Od roku 2002 sam nagrywam i produkuję swoje płyty. Nagrywam z innymi muzykami, albo też sam. Materiał, który powstał na płytę Astharoth, był nagrywany przez prawie cztery lata. Na początku nie miałem pojęcia, że to będzie Astharoth. Ja po prostu nagrywałem muzykę w wolnym czasie – taką, jaką sam chciałem usłyszeć. Nie nagrywałem tego pod żadnym kątem, aby to miało podobać się określonemu słuchaczowi. Jest to płyta na sto procent moja i na sto procent szczera. Nikt inny nie był w to zamieszany, bo nie chciałem iść na jakiekolwiek kompromisy. Tak, jak to wyszło, jest to w stu procentach takie, jak ja tego chciałem. Pod tym względem być może wygląda to zaborczo z mojej strony, ale jestem na sto procent zadowolony z wyniku. Pod koniec, gdy już cała muzyka była nagrana i zmiksowana, uświadomiłem sobie, że byłby to genialny powrót Astharoth. Ja przez prawie dwadzieścia pięć lat w ogóle nie udzielałem się wokalnie. Nie byłem więc pewny, jak to wyjdzie. Ale okazało się, że jakimś cudem wyrobiłem sobie nową technikę wokalu, dlatego jest on trochę inny. Jestem starszy, więc głos mi się zmienił i naturalnie jest niższy. Postanowiłem wykorzystać ten mój nowy głos i muszę powiedzieć, że miałem fantastyczną zabawę nagrywając te wokale. Od momentu, kiedy zdecydowałem, że to będzie nowa płyta Astharoth, do zakończenia nagrań wszystkich wokali minęło tylko cztery miesiące. Łącznie z napisaniem własnoręcznie wszystkich tekstów.
Sam wspomniałeś, iż od wydania “Gloomy Experiments” w tym roku mija trzydzieści lat… Wiesz, od dawna mam wrażenie, że płyta Astharoth zwyczajnie skazana była na los, który spotkał też np. “Presage Of Disaster” szwedzkiego Midas Touch. Chyba było jeszcze trochę za wcześnie, by dźwięki, przesiąknięte taką ilością techniki, trafiły do szerszego grona odbiorców. Wiele nieprostych w odbiorze płyt zostało docenionych dopiero po latach… Zgodzisz się z moją opinią, czy spróbujesz wyprowadzić mnie z błędu?
Zgadzam się, że płyta nie była do końca łatwa w odbiorze. Moja wizja tej muzyki na rok 1989, kiedy nagrywaliśmy “Gloomy Experiments”, przerastała nasze umiejętności. Z tym, że gdyby nasz producent i realizator dźwięku w Poznańskim studiu radiowym (Studio Giełda – przyp. ed.) zwracali jakąkolwiek uwagę na to, co nagrywaliśmy to myślę, że efekt byłby lepszy. Jestem przekonany, że dobry producent w tym czasie “wycisnąłby” z nas lepsze nagrania. Dla nas był to pierwszy raz w profesjonalnym studiu, panowie po prostu nas olali i efekt był, jaki był… Cieszmy się, że nie było gorzej…
Opowiedz o wszystkich różnicach, jakie dzielą sesje “Resurrection – Beginning Of The End” od nagrań “Gloomy Experiments”. Początek lat dziewięćdziesiątych to w Polsce jeszcze był czas, kiedy większość zespołów nagrywała swoje płyty “na setkę”, nie bardzo w ogóle mając pojęcie, czym jest metronom. Jak to wyglądało w wypadku Astharoth? Z kolei jeśli idzie o sesje nowego krążka, na ile zaufałeś nowinkom studyjnym? Bo może doszedłeś do wniosku, że nie wszystko, czego teraz można użyć do nagrań, prowadzi do właściwego celu…
Oczywiście w tamtych czasach wszystko było “na setkę”, bez metronomu i na taśmie, którą się kroiło nożycami przy poprawkach… Astharoth na rok 2020 to już jest na sto procent nowoczesna produkcja. Mam własne studio w domu i nigdzie nie chodzę nagrywać. Wywaliłem kupę szmalu, aby nie musieć się z nikim użerać. Nie krytykuję tutaj zespołów, które potrzebują producenta, czy też nie mają umiejętności, by robić to samemu. Ja to rozumiem, ale to nie jest moja droga do tak zwanego sukcesu. Jednym z najlepszych aspektów technologii, jaka jest dostępna każdemu, jest to, że jeśli ma się głowę na karku, to można osiągnąć dobre wyniki samemu, we własnym studiu. Oczywiście nie mam wiedzy, jak jakiś tam profesjonalista, który zjadł zęby na tym fachu. Ale ja nadrabiam ilością czasu, jaki mogę tej pracy poświęcić. I jeśli nie muszę patrzeć na zegar wiedząc, że z każdą godziną mam o sto dolarów mniej w kieszeni, to jest to o wiele mniej stresujące.
“Resurrection – Beginning Of The End” nie ukazał się za pośrednictwem wytwórni, wydałeś materiał Astharoth samodzielnie. W jaki więc sposób fani metalu mogą kupić tę płytę? Chodzi mi tu głównie o fizyczny nośnik – jestem już starym dziadem, który nie trawi różnych Bandcampów i innych “Spotifajów”…
W chwili obecnej można kupić CD bezpośrednio ode mnie, przez Bandcamp. Niestety, przesyłka z USA zabiera ponad miesiąc przez tę pandemię. Jestem bardzo zainteresowany wydaniem nowej płyty w Polsce i poszukuję wydawcy. Zainteresowanych zapraszam do nawiązania kontaktu. Muszę się też pochwalić, że płyta “Gloomy Experiments” w końcu wyszła w Stanach Zjednoczonych, w zeszłym roku, nakładem wytwórni Dark Symphonies/The Crypt. Ukazała się w formie podwójnego dysku ze wszystkimi, amerykańskimi nagraniami Astharoth jako bonusy. Wszystkie szczegóły można znaleźć na naszej internetowej stronie, www.astharoth.com
Tomasz Urbański