PIĘĆ PYTAŃ DO JĘDRZEJA ŁACIAKA, BASISTY THE KING I WIELU INNYCH PROJEKTÓW
Gdybym powiedział, że Jędrzej Łaciak jest jednym z najlepszych basistów świata, niektórzy z moich znajomych uznaliby taką wypowiedź za co najmniej ostrożną. Tak, znam kilka osób, dla których niezwykle skromny Ślązak jest właśnie tym numerem jeden. Nie będę się jednak zagłębiać w to, kto kogo technicznie wyprzedza o włos i zostanę przy stwierdzeniu, że Jędrzej jest muzykiem fenomenalnym. Nie tylko z powodu umiejętności, którymi dysponuje, ale również dlatego, że ten bas w jego dłoniach po prostu ma duszę…
Oprócz kosmicznych umiejętności, jako basisty, dwie cechy obywatela Łaciaka powszechnie znane są w muzycznym środowisku. Pierwszą jest skromność, o której już wspomniałem. Nie widzieliście mojej miny, jak w tej rozmowie Jędrzej zastanawiał się, czy w jego grze nie brakuje jakości. Jeśli miałby jej nie mieć tej klasy muzyk, to kto ją, do cholery, ma??? Druga cecha… no tak, prawdopodobnie ten wywiad wprawi w osłupienie połowę muzycznego Śląska. Bo Jędrzej… hm, powiedzmy, że zwykle nie należy do osób wylewnych. Mnie jednak udało się wydobyć z niego całkiem sporo. Panie i panowie, Jędrzej Łaciak – basista fenomenalny…
METAL REVOLT: Ian Hill – metronom w Judas Priest, zwykł mawiać, że jeśli masz indywidualistyczne zapędy jako muzyk, jeśli lubisz “wychodzić przed szereg”, zabierz się za inny instrument niż bas. Jak to skomentuje basista, który zwykle ma problemy, by spokojnie usiedzieć pod gitarami przez kilka sekund?
JĘDRZEJ ŁACIAK: Generalnie to ja się z Ianem Hillem zgadzam. Choć oczywiście bardzo lubię aktywną grę na basie. Częstokroć zdarza się tak, że kiedy odsłuchuję jakieś nagrania – na przykład z zarejestrowanego koncertu, w którym brałem udział – dochodzę do wniosku, że zagrałem tam za dużo. Wydaje mi się, że czasami mam problem z tym, żeby zachować właściwy balans, jeśli chodzi o odpowiednią ilość dźwięków. Bas, zagrany w sposób prosty, zazwyczaj robi dobrą robotę. A może po prostu mojej grze czasami brakuje jakości? W każdym razie ostatnimi czasy staram się grać bardziej oszczędnie, przynajmniej w niektórych zespołach. Oczywiście gram także w kilku formacjach, gdzie bas, który gra aktywnie, nie jest przeszkodą. Takim zespołem jest na przykład The King. Generalnie jednak zgadzam się z tym, co powiedział Ian Hill. Prosto zagrany bas zazwyczaj sprawdza się bardzo dobrze. Ale uważam też, że istnieje w muzyce sporo miejsca, wiele takich sytuacji, gdzie wręcz jest pożądane, by bas zagrał więcej. Są takie sytuacje, gdzie jest dużo lepiej, jeśli bas zagra więcej niż tylko podstawę.
Podstawowym twoim projektem, który interesuje metalowców, jest progresywna, grająca cholernie kombinacyjnie formacja THE KING. Debiut płytowy The King, album “Race Above The Sky”, wyszedł kawał czasu temu i… cisza. Co dalej? Materiał na ten krążek komponowaliście przez lat kilka, jest jakaś szansa, że nowy album ukaże się szybciej, niż w grudniu 2030 roku?
The King to przede wszystkim solowy projekt gitarzysty, Michała Karbowskiego. Michał pisze cały materiał dla tego zespołu, z kilkoma wyjątkami. Oczywiście duży wpływ na końcowy kształt utworów The King ma także perkusista, Bartek Herman, który ma znakomite pomysły na to, jak mają brzmieć bębny. On ma znakomite pomysły na groove garów… A że komponowanie i nagrania zabierają nam dużo czasu… No, tak już jest. Każdy z nas gra jeszcze w wielu innych projektach i ciężko jest nam się skoncentrować na pracy w The King. Ciężko jest znaleźć czas, by to wszystko szło szybciej. Przypuszczam, że następcę “Race Above The Sky” będziemy nagrywać w podobny sposób, jak to było w przypadku naszego debiutu. A zrobiliśmy ten album korespondencyjnie. Każdy z nas nagrywał swoje partie u siebie w domu i później było to przesyłane. To raczej wydłuża czas pracy nad płytą. Było to tak, że najpierw Michał nagrywał swoje gitary, później Bartek dorzucał bębny, a ja swój bas robiłem na końcu. Taki sposób pracy jest chyba dla nas nieunikniony. Próby robimy głównie przed koncertami, a jako The King średnio gramy jeden – dwa koncerty w roku. Właściwie to odpowiada mi taki tryb pracy nad muzyką The King, ponieważ zawsze mam dużo czasu, żeby się zastanowić, co chcę zagrać. Razem z Bartkiem mamy w The King dużą swobodę jeśli chodzi o to, jak mają wyglądać nasze partie. Bardzo lubię grę w The King i żałuję, że udaje nam się zagrać tak mało koncertów. Szkoda, że nie ma tego więcej. Natomiast jeśli chodzi o drugą płytę The King, mogę powiedzieć, że prawdopodobnie ukaże się ona szybciej niż w 2030 roku. Pierwsze pomysły na ten album już są. O ile wiem, Bartek już niedługo będzie dokładać bębny do gitar Michała, a ja swoje znowu zrobię na końcu.
Prócz THE KING nagrywałeś albumy jazzowe i udzielałeś się w milionie różnorakich stylistycznie formacji. Opowiedz o nich pokrótce. Raczej nie są to projekty powszechnie znane metalowcom…
Nie ma problemu, możemy o tym pogadać, choć to raczej nie są projekty, które spodobają się fanom metalu. Należałoby zacząć od Interplay Jazz Duo, który współtworzę razem z pianistą i kompozytorem, Kamilem Urbańskim. Piszę w tym zespole część repertuaru i bardzo mi się podoba jego koncepcja. Chodzi mi o rozbudowane kompozycje, naprawdę wiele miejsca na improwizacje, oraz charakterystyczne podejście Kamila do harmonii, kompozycji… Ogólnie o jego pianistykę. Jako Interplay Jazz Duo nagraliśmy dwie płyty, ale póki co – niestety – ukazała się tylko pierwsza. Szkoda, ponieważ moim zdaniem materiał z drugiego krążka jest znacznie lepszy i bardziej aktualny. Ostatnio trochę czasu pochłania mi mój solowy projekt – piszę solowe etiudy na bas. Kilka tygodni temu opublikowałem pierwszą z nich, “Trappist 1”. Jest dostępna w sieci. W produkcji, jeśli chodzi o zarejestrowanie tego numeru, pomagał mi Dominik Wawak z DMB Studio, natomiast video zrealizował Tomek Wącirz. Zawsze chętnie grywam też z bardzo ciekawą formacją, Madame Jean-Pierre Quartet. Jest to zespół znakomitych muzyków, wokalistki, Asi Markowskiej i gitarzysty, Maćka Muszyńskiego. Składu dopełnia bardzo dobry bębniarz, Bartek Staromiejski, oraz ja. Zdarza mi się także grywać z zespołem Krystyny Prońko. Bardzo wiele się tam nauczyłem. Ostatnio grywałem także z Tomek Mucha Collective, Paweł Kamiński Quartet, Marek Walarowski Trio. Wszystko to są jazzowe formacje.
Jest w ogóle w Polsce jakiś muzyk, z którym jeszcze nie grałeś, a chciałbyś zagrać? Bo zaliczyłeś już tyle projektów, że chyba łatwiej policzyć te, w których jeszcze ciebie nie było…
Jasne, że tak. W Polsce jest mnóstwo znakomitych muzyków, z którymi fajnie byłoby zagrać. Bez wątpienia też mógłbym sporo nauczyć się od wielu z nich. Takich muzyków jest tak wielu, że nawet nie będę zaczynać ich wymieniać. Rzeczywiście, na przestrzeni kilkunastu lat udzielałem się w wielu projektach muzycznych i bardzo się z tego faktu cieszę. Ale to wcale nie jest tak, że można byłoby powiedzieć, iż jestem rozchwytywanym basistą.
Ostatnie pytanie dotyczy sprzętu. Na czym grasz, czego używasz i dlaczego właśnie tego? Dlaczego graty, które posiadasz, twoim zdaniem robią lepsze “dim-dam” niż inne?
Podstawowym basem, którego używam grając w The King, jest Fender Jazz Bas. Jest to wersja deluxe, co dla mnie jest rzeczą bardzo istotną, ponieważ ma on dwa progi więcej niż model standardowy. Ten bas znakomicie sprawdza się w The King, zresztą w innych sytuacjach także. Jeden z numerów na “Race Above The Sky” The King został nagrany na fretlessie Mayonesa. Na tym instrumencie, wiele lat temu nagrałem także album “Deranged” thrash metalowego zespołu The No-Mads. Mam również pięciostrunowy Mayones progowy, który kupiłem sobie w zeszłym roku. Dla mnie jednak jest zbyt nowoczesny i raczej go wymienię na coś innego. Do jazzowego grania głównie używam akustycznego fretlessa Furch – bardzo jestem z tego instrumentu zadowolony. Jeśli chodzi o wzmacniacz, używam MarkBass mini CMD 121p. Bardzo dobry do jazzowego grania. Właściwie to nie jestem przekonany o tym, że moje graty brzmią lepiej niż inne. Chyba po prostu się do nich przyzwyczaiłem.
Tomasz Urbański