PIĘĆ PYTAŃ DO JOHANA ERICSONA, LIDERA DRACONIAN
Ten wywiad rodził się w bólach. Tak, jak przystało na doom metal. Długo i powoli. Cieszę się, że choć w takiej minimalistycznej formie doszedł do skutku. Szwedzki DRACONIAN to marka, jakiej nie trzeba przedstawiać prawdziwym fanom “ślimaczego” metalu, bo tę ekipę od ponad dwudziestu lat świetnie znają. Okazją do rozmowy jest pojawienie się na rynku siódmego pełniaka tej formacji, “Under A Godless Veil”. Miałem nadzieję na jakąś optymistyczną puentę, lecz Johan Ericson – dawniej bębniarz, klawiszowiec, gitarzysta i kompozytor, a dziś także wokalista zespołu, jak przystało na prawdziwego doom metalowca, nadziei nie tylko nie dodał, ale… przeczytajcie zresztą sami. Aha, uwaga dla fanów szufladek z Internetu: Jak widzicie, olałem opisywanie ich jako heavy death z blackowymi wtrętami. Jak na moje uszy, to brednia na kółkach, wiec pozostałem przy określeniu ich muzyki tak, jak ją słyszę. Johan nie protestował.
METAL REVOLT: Jesteście jednym z nielicznych bandów, zaczynających w połowie lat dziewięćdziesiątych, które grały tzw. atmosferyczny death doom metal i wierne swojej stylistyce przetrwały aż do 2020 roku we właściwie stałej formie. Jak postrzegacie zmiany na scenie death/doom w ciągu dwudziestu pięciu lat waszej działalności?
JOHAN ERICSON: Moim zdaniem zespół, który istnieje od tak dawna, jak my, potrzebuje z czasem jakiejś transformacji, aby przetrwać. Niektóre inne zespoły potrafią całkiem zmienić kierunek, w jakim podążają. A niektórzy z nas postępują tak, jak my. Jako zespół robimy postępy, dodajemy nowe wątki, stopniowo rozwijamy swoją twórczość, nagrywany nowszą i świeższą muzykę.
Przyglądając się waszej dyskografii dostrzegam konsekwentnie prowadzoną politykę wydawniczą. Pięć początkowych demówek, dwa single, jedna kompilacja i siedem regularnych, studyjnych albumów. W opozycji do wszystkich nie wchodzicie w epki, koncertówki, czy wydania kolekcjonerskie. Co stoi za takimi, a nie innymi decyzjami?
Muszę przyznać, że nigdy wcześniej o tym nie myślałem. Nie zastanawiałem się nad tym. Tak się złożyło, że nigdy nie mieliśmy wystarczająco dużo dodatkowego materiału z sesji nagraniowych, aby wydawać z tego, co nie weszło na płyty, jakieś dodatkowe rzeczy. Jak dotąd zawsze skupialiśmy się na pełnych albumach.
Wasze utwory, jak “Elysian Night”, bardzo przypominają Sirrah z okresu rewolucyjnej płyty “Acme”. Co inspiruje was do pisania takich klasyków, jak choćby ten przez mnie wymieniony z bardzo dobrze przeze mnie wspominanej płyty “A Rose For The Apocalypse”? Oprócz Paradise Lost oczywiście…
Nie pamiętam już, co zainspirowało akurat ten utwór, ale zwykle zaczynam od riffu i kontynuuję to w sposób, jaki wydaje mi się naturalny. Na przykład zwrotka w tym kawałku ma bardzo minimalistyczny charakter, z pewnymi drobnymi zmianami. Naprawdę lubię komponować w ten sposób.
Na marzec 2021 roku zaplanowaliście europejską trasę z weteranami z Nightfall. Dwie daty w Polsce, otwierające to tournee i kolejne siedem w Niemczech daje gwarancję mojej obecności na tej trasie w roli fana pod sceną. Jak jednak przekonacie ludzi, co do realności odbycia się tej trasy w dobie postępującej wirusokratury? Nie obawiacie się, że to jednak zbyt bliski termin i politycy, świetnie się bawiący podczas terroryzowania ludzi koronaściemą, zwyczajnie wam pokrzyżują koncertowe plany?
Tak, to jest prawda. Niektórzy z nas dorastali słuchając Nightfall, więc z przyjemnością patrzymy, jak oni właśnie wracają do aktywności i do tego dołączają do naszej, wspólnej trasy. Naprawdę będziemy szczęśliwi mogąc w niedalekiej przyszłości dzielić z tym zespołem scenę. Jeżeli chodzi o sytuację pandemiczną – niestety, niewiele możemy zrobić. Nic od nas nie zależy. Stało się to, co się stało. Przypuszczam, że będziemy zmuszeni przełożyć tę trasę koncertową na inny, późniejszy termin. Wszystko zależy od poprawy sytuacji.
30.10.2020 to data wydania waszej najnowszej płyty “Under A Godless Veil”. Po zapoznaniu się w singlem “Moon Over Sabaoth” wiem, że nadal jesteście w swojej depresyjnej formie niepokonani. Jak jednak postrzegacie wasze szanse na promocje tego krążka i utrzymania zainteresowaniu fanów bez dopływu odpowiedniej energii do zespołu z koncertów? Zawsze uważałem, że – oprócz treści do przekazania i kreatywności – to właśnie energia z koncertu, ta którą muzyk na scenie dostaje od publiczności, jest tym, co najmocniej napędza kreację i tworzenie. Jeżeli koncerty nie powrócą, lub będą w groteskowej, “wirusowej” formie, co utrzyma chemię w składzie Draconian i pozwoli na dalszą kreatywność?
Przesunięcie daty premiery albumu o prawie sześć miesięcy przy jednoczesnym braku możliwości grania koncertów nie jest sytuacja komfortową. Ale to pozwoliło nam na podzielenie albumu na części, oraz na rozłożenie premiery tego wydawnictwa w czasie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że w przypadku naszych najwierniejszych fanów taka taktyka może im się wydawać ponad miarę szaleńczym budowaniem napięcia. Daje nam to jednak niezbędny czas na otwarcie się na nowych fanów. Daje to też czas samym fanom, by mogli w pełni odkryć nowy album. Myślę, że to dobra strategia na aktualnie nas otaczającą rzeczywistość. Dzięki temu możemy pozostać aktywni jako zespół, jednocześnie będąc skazani na siedzenie w domu.
Taką iście doomową puentą zakończyliśmy tę przygnębiającą rozmowę z Johanem. Obyśmy dożyli realnego powrotu do normalności, tak koncertowej, jak i biznesowej, czy promocyjnej. Zanim wszystko runie i nie będzie z czego odbudowywać sceny. Sam album możemy z czystym sumieniem polecić wszelkiej maści fanom doom metalu. Nie tylko w stylu Paradise Lost.
Thilo Laschke & Wojciech Piekarniak