PIĘĆ PYTAŃ DO ROBA GARVENA, PERKUSISTY CIRITH UNGOL
Bez wątpienia reaktywacja amerykańskiego CIRITH UNGOL i ich powrotny, studyjny album “Forever Black”, który ukazał się w kwietniu 2020, to jedne z największych wydarzeń, jakie miały miejsce w epickim metalu w ciągu ostatnich lat. Weterani, na których dźwiękach wychowały się już całe pokolenia muzyków i słuchaczy, udowodnili nam, że wciąż mają wiele do powiedzenia, nie powrócili, by odcinać kupony, a ich muzyka nadal potrafi wywoływać niesamowite emocje. CIRITH UNGOL to jeden z tych zespołów, który mimo upływu lat nagrywa muzykę najwyższych lotów. Do rozmowy z zespołem przymierzaliśmy się już od jakiegoś czasu. Rob Garven, który gra w tej formacji od zawsze, czyli od 1972 roku, okazał się naprawdę sympatycznym człowiekiem, z którym można byłoby gawędzić naprawdę długo. Z pięciu pytań więc zrobiło nam się w naturalny sposób sześć… Przed Wami perkusista CIRITH UNGOL – żywej legendy epickiego metalu…
METAL REVOLT: Na początku chciałem pogratulować wam wydania nowej płyty. “Forever Black” jest wyśmienita! Minął już jakiś czas, odkąd ją mam, ale to nadal najczęściej słuchana przeze mnie płyta w tym roku. Powiedz, jaki jest przepis na to, by po dwudziestu dziewięciu latach nagrać – nie boję się tego powiedzieć – wybitną płytę, która jest świeża, jeśli chodzi o pomysły, a jednocześnie brzmi i ma charakter taki, jak wasze wydawnictwa z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych?
ROBERT GARVEN: Dziękuję. Jesteśmy bardzo zadowoleni zarówno z jakości tego albumu, jak i z tego, jak tę płytę odebrali słuchacze. Jesteśmy zadowoleni z odbioru tej płyty, a nie wiedzieliśmy, czy ktoś jeszcze będzie mieć ochotę słuchać tego, co mamy do zaoferowania. Jeśli chodzi o naszą muzykę, myślę, że jesteśmy istotami z przeszłości i to, co tworzymy, zawsze będzie zakorzenione w dawnych czasach, w tamtej erze. Recepta na nasze utwory i na to, w jaki sposób nagrywamy, nie jest specjalnie inna od tego, w jaki sposób robiliśmy to wcześniej. Jedyną nowością jest technologia, która jest niesamowita, ale zarazem w jakiś sposób pozwala na to, by wydobyć z nas klasyczne brzmienie zespołu.
Wspomniana, współczesna technologia niesie z sobą wiele możliwości. Można nagrać płytę praktycznie się nie widząc i nie opuszczając swojego domu. Ale przez to większość dzisiejszych produkcji brzmi prawie tak samo, a muzyce brak jest emocji, tego czegoś, co powstaje tylko, gdy muzycy nagrywają razem. Wy udowodniliście mi, że w zalewie tak samo brzmiących i tak samo wyprodukowanych płyt można dzisiaj jeszcze nagrać coś, co będzie oryginalne i co chwyta za serce. Jak wam się to udało? W jaki sposób nagrywaliście “Forever Black”? Długo to trwało?
Podobnie, jak w wypadku naszych poprzednich albumów, utwory Cirith Ungol bazują na ciężkich riffach i tekstach. Nagraliśmy nasze kawałki jako demo w sekretnym miejscu zespołu (chodzi o salę prób? – przyp. ed.), aby zorientować się, w która stronę zmierzają nasze pomysły. Następnie weszliśmy do studia i dokonaliśmy ostatecznych nagrań. Album został zarejestrowany w drugiej połowie 2019 roku według tego, co wszyscy muzycy zespołu sobie zaplanowali. Mimo iż nagrania trochę się przeciągnęły, myślę, że te kilka tygodni pracy to jest wystarczający okres, jeśli tę pracę odpowiednio się skondensuje.
Czy utwory na najnowszej płycie są całkowicie nowymi pomysłami, powstałymi w ostatnich latach, czy miały jakieś swoje zarysy w latach dziewięćdziesiątych? Dla mnie klimat tych kompozycji jest wypadkową połączenia muzyki z “One Foot In Hell”, oraz “Paradise Lost” – taką naturalną ich kontynuacją. Zgodzisz się ze mną?
Cały materiał, jaki został zarejestrowany na “Forever Black”, to nowe kompozycje, stworzone po reaktywacji zespołu. Oczywiście większość muzyki, która jest tworzona przez różne formacje, jest ewolucją tego, co było wcześniej i my nie jesteśmy pod tym względem wyjątkiem. Nie było to naszą intencją, ale ponieważ zrobiliśmy sobie dość długą przerwę w działalności, w pewnym sensie po reaktywacji zaczęliśmy od miejsca, w którym poprzednio skończyliśmy, a to był album “Paradise Lost”. Jimmy (Jim Barraza – przyp. ed.) był już wtedy naszym gitarzystą, a jego sposób gry jest głównym elementem kontynuacji naszego stylu od tamtego albumu aż do “Forever Black”.
Kilka lat temu bardzo mnie ucieszyła wiadomość o waszej reaktywacji. Powiedz mi, co spowodowało, że wróciliście, jako zespół, do aktywności po bez mała trzech dekadach? Wcześniej, gdy pojawiały się z wami jakieś wywiady w prasie, to gdy padało pytanie o reaktywację Cirith Ungol, odpowiadaliście, że to absolutnie niemożliwe. Co się zmieniło od tamtego czasu? Co było impulsem do powrotu?
Jarvis Leatherby, nasz obecny basista i manager, odegrał kluczową rolę, jeśli chodzi o reaktywację zespołu. Miałem przyjaciela, Carla Valdeza, który był oryginalnym perkusistą słynnego, lokalnego zespołu punk rockowego Ill Repute. On przyjaźnił się z Jarvisem i powiedział mi, że chce się ze mną spotkać, żeby porozmawiać o Cirith Ungol. Spotkaliśmy się i byłem pod wrażeniem opowieści na temat koncertów Jarvisa z Night Demon (drugi, heavy metalowy band, w którym udziela się basista Cirith Ungol – przyp. ed.). Spotkali wówczas wielu fanów na całym świecie, którzy byli wciąż zainteresowani Cirith Ungol i on zasugerował reaktywację naszego zespołu. Jarvis urządzał festiwal w naszym rodzinnym mieście – Ventura w Kalifornii. Ta impreza nazywała się Frost & Fire Festival I, Jarvis zabukował zespoły z całego świata, żeby przyjechały i zagrały. Zapytał, czy moglibyśmy podpisywać pamiątki dla fanów na tym festiwalu i wszyscy oryginalni członkowie Cirith Ungol, za wyjątkiem Jerry’ego Fogle’a, który zmarł tragicznie w 1998 roku, byli tam obecni. Festiwal okazał się ogromnym sukcesem, a podczas naszej sesji, kiedy podpisywaliśmy pamiątki dla fanów, zjawiło się bardzo dużo ludzi z naszymi winylami, płytami CD i innymi rzeczami, związanymi z Cirith Ungol. Wydawało się, że nowe pokolenie fanów odkryło naszą muzykę, nad którą tak ciężko pracowaliśmy przez tyle lat. Jarvis zaprosił też Olivera Weinsheimera z Keep It True Festival, który po tym, jak podpisaliśmy fanom już wszystkie pamiątki, chciał porozmawiać sam na sam z członkami zespołu. Poszliśmy więc wszyscy na drugą stronę ulicy, do lokalnego baru. Oliver był ze mną w kontakcie od 2004 roku, poruszał temat ponownej reaktywacji Cirith Ungol i mówiłem mu wówczas, że doceniam jego propozycję, ale to się nigdy nie wydarzy. A teraz byliśmy tam wszyscy – Oliver, Jarvis, Greg Lindstrom, Tim Baker, Michael “Flint” Vujejia i ja. Siedzieliśmy przy stole i zastanawialiśmy się, co będzie dalej. Jarvis, który właśnie był gospodarzem niesamowitego festiwalu, powiedział, że planuje zorganizowanie kolejnego, Frost & Fire Festival II w następnym roku. Zapytał nas, czy bylibyśmy zainteresowani reaktywacją – byliśmy. Mogliśmy zostać headlinerem tego show. Oliver także opowiedział nam o sukcesie jego festiwalu, Keep It True w Niemczech i pytał nas, czy byłaby możliwa nasza reaktywacja, byśmy mogli zagrać, jako headliner na dwudziestoleciu Keep It True w 2017 roku. To było niemałe wyzwanie, by zebrać zespół z powrotem do kupy. Wiele ostatnich lat spędziliśmy żyjąc osobno, więc zebranie zespołu wydawało się dalekim celem. Początkowo wahaliśmy się, ale głęboko w naszej duszy płonął ogień prawdziwego metalu i wszyscy zdecydowaliśmy się wypuścić istotę, zwaną Ungol, z powrotem na niczego nie spodziewający się świat.
Większość młodych zespołów, grających klasyczny heavy metal, a w szczególności epicki metal, podaje Cirith Ungol jako zespół, który był ich główną inspiracją do grania, założenia zespołu i wybrania kierunku, w którym muzycznie chcą się realizować. Powiedz, jak z perspektywy czasu oceniacie swoje dokonania wiedząc, że wasza twórczość na stałe wpisała się w klasykę gatunku? Macie świadomość tego, jak wielki wpływ miała wasza muzyka na młodych ludzi i młode zespoły?
To wszystko jest dla nas całkowicie niewiarygodne i wciąż nieco trudne do pojęcia. Każdy muzyk ma swoje inspiracje, zespoły i twórców, których podziwia, a my nie jesteśmy inni. Jeśli to, co mówisz, jest prawdą, to wszystko to, co udało nam się osiągnąć, jest znacznie większe niż kiedykolwiek sobie wyobrażaliśmy. Naszym marzeniem było po prostu stopić metal grając naszą muzykę i podzielić się nią z wszystkimi chętnymi, by jej posłuchać.
Na koniec chciałbym zapytać jeszcze o dwie sprawy. Pierwsza – jakie są wasze plany na przyszłość? Wiem, że przez pandemię trudno jest brać cokolwiek za pewnik, ale może macie coś już zaplanowane? Jakieś kolejne wydawnictwo, albo koncerty, które jakimś cudem dałoby radę zagrać? Druga kwestia – czy zostały wam jeszcze jakieś materiały z wcześniejszych lat, które dotychczas się nie ukazały i czy jest szansa, że zostaną one wydane?
Ta pandemia postawiła na głowie cały świat i przemysł muzyczny nie jest tutaj wyjątkiem. Odwołaliśmy kilka całkiem dużych koncertów, ale mamy nadzieję, że bezpiecznie to przetrwamy i będziemy kontynuować naszą działalność w tym miejscu, w którym została ona przerwana. Nieprzerwanie pracujemy nad nowym materiałem, oraz kilkoma sekretnymi projektami, o których jeszcze nie mogę rozmawiać. Poza tym zapewniam, że po dwudziestu pięciu latach snu zamierzamy wycisnąć jak najwięcej z tych drugich piętnastu minut sławy. Co do twojego drugiego pytania – myślę, że każdy, kto chciałby zadać podobne pytanie, będzie mile zaskoczony naszym nowym posunięciem.
Sławomir Kamiński, Tomasz Urbański & Vincent