PIĘĆ PYTAŃ DO ZESPOŁU ASSASSIN
ASSASSIN, dla wielu fanów metalu kapela, na której się wychowali. Dwie pierwsze płyty Niemców to już klasyka gatunku. Niniejszy wywiad jest drugim z serii “Pięć pytań do…” Czas pokaże, czy odpowiada Wam taka forma… Jednocześnie informujemy, że nie rezygnujemy z długich, obszernych wywiadów, będących znakiem firmowym METAL REVOLT. Te krótkie to tylko dodatkowa forma…
Na pytania w imieniu ASSASSIN odpowiadali gitarzysta, Jürgen “Scholli” Scholz, oraz basista, Joachim Kremer.
METAL REVOLT: Kiedy zaczynałem swoją przygodę z muzyką metalową, jedynym źródłem wszystkich, zachodnich nowości byli koledzy, którzy jakimś cudem zdobywali nagrania zespołów metalowych zza Żelaznej Kurtyny. Był to czas, kiedy kształtował się mój gust muzyczny. Był to czas, kiedy pokochałem niemiecki thrash metal. Był to czas, kiedy po raz pierwszy usłyszałem płytę ze strzelającym czołgiem na okładce. Jak z perspektywy czasu oceniacie ten album wiedząc, że wpisał się na stałe w klasykę gatunku? Mieliście świadomość tego, jak wielki wasza muzyka miała wpływ na młodych ludzi po wschodniej stronie granicy?
JÜRGEN “SCHOLLI” SCHOLZ: Byliśmy bardzo zaskoczeni, gdy po wypuszczeniu pierwszego albumu sprzedał się on znakomicie. Nikt z nas nie pomyślał, że ten album stanie się tak ważny i wpływowy po wschodniej stronie Europy i że osiągnie taki sukces. Dopiero po naszym ponownym połączeniu się jako zespół i po pierwszych koncertach we wschodniej Europie, oraz różnych częściach Rosji, zdaliśmy sobie z tego sprawę. Byliśmy bardzo zaskoczeni, bo naprawdę tego się nie spodziewaliśmy. To było świetne.
W 1989 roku spotkała was niemiła niespodzianka, skradziono wam cały, nowy sprzęt. Po tym fakcie postanowiliście rozwiązać zespół. Co porabialiście w tym czasie? Trudno było zebrać się do kupy i wrócić na scenę?
JÜRGEN “SCHOLLI” SCHOLZ: Można powiedzieć, że każdy z nas rozszedł się w swoją stronę i eksperymentował z trochę innymi rodzajami muzyki. Jeśli chodzi o mnie, to ukończyłem studia i kontynuowałem prace nad muzyką. Ale nie to nie był tylko heavy metal, lecz też m.in. punk. Grałem także w SUSPIRIA, ATMOSPHERE, SECRET DISCOVERY i SILENT. Robert Gonella, Dinko Vekić i ja chcieliśmy powrotu zespołu już w latach dziewięćdziesiątych, ale nie mieliśmy basisty i perkusisty. Poprzedni członkowie ASSASSIN nie mieli możliwości, by ponownie grać z nami. Z początkiem nowego tysiąclecia znaleźliśmy właściwych muzyków, dzięki czemu wszystko zaczęło iść szybko w dobrym kierunku. Było idealnie, zagraliśmy na Wacken Open Air w 2003 roku. ASSASSIN wrócił.
Jak w tej chwili wygląda podział obowiązków w zespole? Jak przebiegają prace nad nowym materiałem? Pracujecie razem nad tworzeniem nowych numerów, czy może jest jedna osoba, która ma decydujące zdanie? A jak jest z tekstami?
JOACHIM KREMER: Powiedziałbym, że obowiązki są podzielone ze względu na instrumenty. Björn Sondermann zajmuje się perkusją, ustaleniami, organizacją i przedprodukcją. Ingo Bajonczak odpowiada za wokal i teksty. Ustala też, jak mają brzmieć chórki w większości przypadków. Ma mnóstwo świetnych pomysłów, kiedy przychodzi do studia. Ja i Scholli prawie zawsze zajmujemy się pisaniem muzyki, co widać na najnowszej płycie, którą napisaliśmy prawie równo po połowie. On napisał sześć utworów, a ja cztery. W tych czterech kawałkach grałem nie tylko na basie, ale też i gitarze rytmicznej. W kilku utworach także na gitarze prowadzącej i nawet zdarzyło mi się zagrać kilka solówek. No i Frank Blackfire – ostatni, ale nie mniej ważny. Ma duży wpływ na wszelkie decyzje, jeśli chodzi o gitarę prowadzącą. W większości utworów właśnie on na niej gra. Pracujemy razem – spotykamy się i rozmawiamy o przedprodukcji, oraz o kierunku, w jakim zmierzają poszczególne kawałki z płyty. Rozmawiamy, jak napisane przeze mnie, lub Scholliego utwory wpływają na album i czy pasują do kierunku, w jakim chcemy, aby dany album zmierzał. Przy ostatniej produkcji zwróciliśmy uwagę na szczegóły, jak riffy gitarowe, żeby dopełnić song i złożyć jego strukturę w całość. Potem przekazaliśmy to Ingo, aby napisał teksty i dodał kilka swoich pomysłów na wokale. Następnie zdecydowaliśmy, czy całość pasuje do siebie i czy zmierza to w kierunku, w którym byśmy chcieli, oraz czy dany kawałek pasuje do albumu. Tak w skrócie wyglądała praca nad najnowszym albumem i szczerze mówiąc, nie zawsze było to łatwe. Zajęło nam to dużo czasu i postanowiliśmy, że następnym razem zrobimy to lepiej. Na przykład dając Ingo więcej informacji i wysyłając mu bardziej dopracowaną muzykę, do której będzie mógł napisać tekst.
Dzisiejsza technologia pozwala na niesamowite rozwiązania. Płytę można nagrać praktycznie nie wychodząc z domu. Wszystko można od razu udostępniać w Internecie. Czy według was istnieje niebezpieczeństwo, że ta cała technologia może spowodować całkowite zaprzestanie produkcji fizycznych nośników płyt CD i winyli?
JOACHIM KREMER: Masz rację, w dzisiejszych czasach proces nagrywania i wypuszczanie nowej muzyki jest o wiele łatwiejszy, niż w odległych latach. Są pewne ryzyka, dotyczące takiej formy udostępniania muzyki, ale jest też dużo plusów. Wiemy, że większość osób słucha muzyki na urządzeniach przenośnych, np. telefonach, laptopach, co niesamowicie unowocześniło streamingowe platformy, takie jak Spotify. To niesamowicie ułatwiło dzielenie się muzyką. Jeśli chodzi o teraźniejszy rozwój, to tak, jak mówiłeś, mamy platformy streamingowe, ale jest też możliwość kupna winyli. Jest to więc bardzo nowoczesne – nowe wydania nie znajdują się tylko w Internecie, ale trafiają też na winyle. Po tendencji słuchaczy do tego, by powracać do klasyki i płyt CD, oraz winyli, widać, że potrzebna jest też ta druga strona, jeśli chodzi o teraźniejsze wydawanie nowej muzyki. Widać powrót do oldschoolowych sposobów słuchania muzyki na płytach, winylach… Fani szukają też naszywek, setlist po koncertach, więc biznes muzyczny był zawsze ukierunkowany na sprzedaż fizycznych rzeczy, związanych z muzyką. Rzeczy te były zawsze ważne, więc można powiedzieć, że nowoczesne technologie nie będą zwiastowały końca klasycznych winyli i oldschoolowych płyt.
Niemiecki rynek metalowy zawsze miał się dobrze i zawsze przewodził w Europie. Frekwencja na koncertach, czy na festiwalach, zawsze była doskonała. Na Wasze koncerty przychodzą nowe pokolenia fanów, często z rodzicami. Co czuje zespół z takim doświadczeniem, kiedy wychodzi na scenę i widzi, że jego muzyka łączy pokolenia?
JOACHIM KREMER: Przede wszystkim bardzo dziękujemy, że uważasz nas za bardzo doświadczony zespół. Co mogę powiedzieć… Z mojego punktu widzenia jesteśmy bardzo wdzięczni za to, że od tylu lat jesteśmy w tej branży i tworzymy muzykę, której ludzie wciąż chcą słuchać. Jesteśmy wdzięczni, że mamy szansę grać koncerty na całym świecie i uszczęśliwiać fanów, przychodzących na nie. To niezwykłe wyróżnienie, że mamy taki cudowny zespół i że będąc zespołem mamy szansę na granie takiej ilości koncertów. Taki jest mój punkt widzenia z perspektywy lat, spędzonych w zespole. Mam nadzieję, że będziemy mieli jeszcze wiele lat na wydawanie nowej muzyki, która będzie uszczęśliwiać naszych fanów na całym świecie. Bardzo dziękujemy za uwagę, jaką ludzie nam poświęcają i mamy nadzieję, że w bliskiej przyszłości, po obecnej pandemii, będziemy mieli możliwość spotkania się na koncertach i że będziemy się świetnie bawić. Bardzo dziękujemy za ten wywiad, trzymajcie się i życzymy zdrowia! Cześć!
Rzywiec