SINPHONICON — POWRÓT W CIEMNOŚĆ
Urokiem wydawania płyt bez dużych kampanii promocyjnych jest ich długi okres bycia nowością. Jedna z takich właśnie nowości z brodą okazał się dla mnie projekt Sinphonicon. Wydany siedem lat temu “Nemesis Ablaze”, debiutancki album, nie dotarł do mnie wcześniej nawet przez YuTube, czy innego Fejsa. Jednak z wielkim spóźnieniem, pewnego, późnego wieczoru przyszedł do mnie fajniutki jewel-case z logiem Sinphonicon. Intrygująca nazwa zrobiła swoje. Odpaliłem nieznaną mi płytę i wylądowałem w jakimś epicentrum skoncentrowanej ciemności. Tak mrocznej muzy już dawno nie słuchałem. Sinphonicon to kolejny przykład, że w pokładach inteligentnego metalu jeszcze nie wszystko zostało powiedziane. Zdumiewające aranżacje plus solidne, megalityczne brzmienie, automatycznie nakręciło mnie do zrobienia wywiadu z kompozytorem płyty “Nemesis Ablaze”, multiinstrumentalistą i realizatorem dźwięku, Dominikiem “Spirit” Wawakiem. Jego muzyka wywołała mój wyraźny powrót do dźwięków mrocznych i wymykających się standardom. Skoro na mnie to działa, może na Was zadziała też? Sinphonicon…
METAL REVOLT: Pierwsze pytanie powstało samo z siebie: Pierwszy tekst na płycie zaczyna się od teraz już sławnych słów “how dare you”. Drugi, to już hasło “His name is revenge”. Aż się prosi zapytać, czy Spirit czuje się duchową podwaliną tu i ówdzie popularnego “grecizmu” słynnej szwedzkiej smarkuli?
Hehehe, faktycznie, tak się zaczyna. Nie wiem, czy jest możliwe zastrzeżenie sobie praw autorskich. W 2011 roku, jak pisałem ten tekst, sławna ekocelebrytka jeszcze nie mówiła w żadnym języku. No, może trochę…
No to Grecia, spodziewaj się wizyty adwokata nieświętego ducha. Przejdźmy do okładki. Pierwsza kwestia, to triole szesnastkowe na niemal każdej grafice. Dlaczego akurat one dostąpiły zaszczytu bycia jednym z dwóch motywów przewodnich bookletu?
Chciałem nawiązać do gatunku, w którym utrzymuje się ten album. Wiesz, że nawet nie zwróciłem uwagi, że to akurat triole szesnastkowe? Z sesji pamiętam, że Chopin się najlepiej palił. Były tam inne też. Pewnie te foty po prostu najlepiej wyszły dla grafika, który robił booklet. Albo nienawidzi triol szesnastkowych… Skądinąd wiem, że próbował swoich sił jako perkusista. To by mogło wiele tłumaczyć…
I tak płynnie przechodzimy do drugiego motywu: Wszystko się tam u ciebie pali. Od czarnej dziury, rozciąganej przez wiele rąk na okładce, przez te nieszczęsne partytury, aż po fortepian. Aż tak nie cierpisz świata, czy ma to jakieś sensowniejsze uzasadnienie? Bo w to, że wisiało ci, co grafik nawtyka na twój własny booklet, nie uwierzę…
Gdzie ty tam widzisz wiele rąk?
Ramiona wychodzą z tytułu płyty…
W sumie to fajnie, jak okładka zostawia pole do interpretacji, nie uważasz? Nie będę tutaj silił się na jakieś dorabianie ideologii. Ot, jest to okładka, która moim zdaniem wpisuje się w klimat muzyki. Jest Nemesis, pali się, więc nawiązuje do tytułu albumu. Piotrek Szafraniec, który odpowiadał za booklet, dostał sesję zdjęciową, na którą wtedy miałem taki pomysł, a nie inny. To zdeterminowało ostateczny wygląd bookletu.
Czyli luźny koncept, dotyczący klimatu płyty. Niech tak będzie… Słuchając “Nemesis Ablaze” mam pewne wątpliwości, streszczające się w pytaniu, czy słucham orkiestry, “dometalowionej” instrumentarium znanym z metalu, czy jednak jest to płyta metalowa, gdzie przez dziewięćdziesiąt procent czasu całość aranżacji wiodą szeroko grające klawisze i okolice? Niewiele jest przypadków, kiedy gitary na metalowej płycie mają aż tak trzeciorzędne znaczenie. Rozstrzygnij tę kwestię…
Nie uważam, żeby gitary na “Nemesis Ablaze” miały trzeciorzędne znaczenie. Wbrew pozorom sporo się w nich dzieje. Nie podchodzę do tematu rozdzielając orkiestracje od gitar. W zamyśle jedno uzupełniało drugie. Na przestrzeni nawet jednego kawałka orkiestra była dogrywana do gitar, a gitary do orkiestry. Formy kawałków nie są piosenkowe, więc odpowiadając na twoje pytanie, jedna i druga opcja ma rację bytu. Znasz pewnie zespół Profanum, gdzie na jednej z płyt tej kapeli w ogóle nie ma gitar. Jest to metal, czy orkiestra?
Punkt dla Ciebie. Przekonałeś mnie tym przykładem Profanum. Niemniej, trzymając się gitar, dopuściłeś jedną jedyną solówkę Keslera, znakomitą zresztą. Resztę wątków, w których aż prosiło się o solo, wypełniły solówki, lub efekty, tyle że klawiszowe. Dla mnie, jako gitarzysty, wychowanego np. na Nevermore, rzecz niepojęta. Czy takie podejście do partii solowych wiązało się z jakimś konkretnym zamysłem, wyszło przypadkiem, czy jako klawiszowiec postawiłeś na coś jeszcze innego?
Cieszę się, że solo Keslera ci się podoba. Też uważam, że jest świetne i Daniel perfekcyjnie wpasował się w konwencję i klimat kawałka. Szczerze mówiąc, nie widziałem nigdzie indziej miejsc na solówki na tym albumie. Nie uznaję zasady, że w muzyce metalowej muszą być solówki. Czasami jest tak, że same riffy bywają rozbudowane bardziej, niż niejedna solówka. Nie mówię tu o moim albumie, ale chociażby o jednej z moich inspiracji, zespole Emperor z późnego okresu ich działalności. Z racji konwencji miałem wystarczająco dużo środków stylistycznych, by zrezygnować z typowych solówek. W jedynym miejscu, w którym mogła się sprawdzić, została umieszczona.
Kawałki “Bleeding Sky” i “Silence” to właściwie sonaty, z czego ta druga to sonata w sonacie, bo właściwie to zakończenie flagowca “Nemesis Ablaze”. W pozostałych kawałkach forma kompozycji już tak oczywista nie jest. Mam generalnie wrażenie mocnej inspiracji kompozytorami klasycznymi. Jakbyś się odniósł do tego rodzaju przypuszczeń?
Masz bardzo dobre odczucia. Muzyka Sinphonicon jest bardzo mocno inspirowana muzyką klasyczną. Nawet pokusiłem się o kilka zapożyczeń. Stawiam dwa browary, jak powiesz mi, gdzie one są i jakie…
Wiedziałem, że to powiesz. Istotnie, są cytaty. Jacy kompozytorzy klasyczni inspirowali cię wtedy najbardziej? Tak mi coś świta, że Chopin, czy Haydn, są ci dobrze znani…
Muzyki klasycznej słucham bardzo dużo. Ironia losu – podczas mojej edukacji muzycznej nienawidziłem tego się uczyć i z perspektywy czasu stwierdzam, że trzeba mi było do tej muzyki dorosnąć. Wszystkie nieoczywiste tematy i rozbudowane, polifoniczne twory, to jest to, co lubię najbardziej. Stravinski, Musorgski, Bach… Haydn trochę mniej, ale Handel, Grieg… Niektóre kompozycje Czajkowskiego, czy Vivaldiego, też mi robią dobrze.
Aż dziw, że nie wspomniałeś Wagnera. Część twoich aranży idzie w tym kierunku…
Nie wspomniałem Wagnera, Chopina, Liszta… Niespecjalnie sięgam po ich utwory.
“Bleeding Sky” aż wali po głowie skojarzeniami z twórczością Brendana Perry’ego. Szczególnie tą z połowy lat osiemdziesiątych…
Co tylko potwierdza fakt, że wszystko zostało już zagrane.
W pierwszej chwili myślałem, że to cover Dead Can Dance…
Nieee… Nawet wtedy nie znałem Dead Can Dance.
Tak mi się to kojarzy. Tyle że jestem fanem Dead Can Dance, więc mogę tu przejaskrawiać. Idąc dalej, wokale. Goście idą w death, ty w black. Podział jest sztywny i nigdzie się nie przenika. Co kryje się za tą koncepcją?
Przyczyna jest prozaiczna. Taką miałem barwę, zaprosiłem deathowych wokalistów, koniec pieśni. Popatrz na przykład na Planet Hell. Przemek Latacz też odnalazłby się bardziej w black metalowej stylistyce, jeśli chodzi o wokal.
Fakt. Na szczęście Planet Hell to formacja oryginalna i konsekwentnie budująca swoja własną niszę…
Jestem pełen szacunku dla ich muzyki.
Ja też. OK., twoja płyta ukazała się w roku 2012. Potem była cisza, a ostatnio różne takie kruki i wrony dają znać, że ma się pojawić nowy Sinphonicon. Obywatelu Spirit, co tam konspirujecie?
Co to za kruki i wrony? Znajdziemy i zrobimy potrawkę z drobiu, hehehe… No, to chyba ten czas, żeby trochę rozświetlić temat. W przeciwnym razie chyba byśmy nie rozmawiali i nie odgrzewałbyś siedmioletniego kotleta…
Otóż to. Co to będzie i kiedy?
Będzie nowe, produkuje się pomału… Pewnie nie dotrzymam terminu, który sobie dałem, czyli do końca roku. Ale jak wszystko dobrze pójdzie, to ukaże się w pierwszym kwartale 2020 roku.
Też taki fajny pełniak, wydany w jewelu, ze srogim brzmieniem?
Będzie to singiel. Z lyric video. Tylko w wersji digital. Zobaczymy, czy pamiętam jeszcze, jak się metal robi, hehehe… I zobaczymy, co będzie dalej.
Byle orkiestra była taka, że ciary chodzą i strach po nocy łazić po własnej chacie. Będzie gitarowa solówka?
A po co? Orkiestra będzie. Solówka po co?
Abym miał się do czego czepiać w recenzji. Chyba, że Kessler ją gra, lub Hiro, wtedy nie. Ich solówki to gwarancja jakości…
Nie przewiduję. Ale masz rację, ich robota zawsze się obroni.
To fatalnie. Orkiestrę na bank zrobisz na poziomie klasyków i czego będę się czepiał w recenzji? Koloru puzonu?
Ktoś tak obyty, jak ty, na pewno coś znajdzie. Kolor puzonu to całkiem niezły temat do narzekań.
Firma Harvey Benton potrafi zaskoczyć każdego w tym temacie. Wracając do singla: O czym tym razem będzie tekst? Na pełniaku raczyłeś podpalić kilka zagadnień. Oczekiwania więc są dość konkretne.
A jakie są oczekiwania?
Cytując ciebie samego sprzed miesiąca: “Metalowcy tak mają. Interesują się dziwnymi rzeczami”. Ciekawe, czym tym razem zainteresował się obywatel Spirit…
Jeszcze jest za wcześnie, żeby zdradzać, o czym będzie singiel. Na pewno nie będzie nawiązaniem do “Nemesis Ablaze”. Temat religii monoteistycznych został wyeksploatowany i nie widzę powodu, by się nad nim znowu pochylać. To, gdzie teraz błądzę myślami, ma się bliżej do istoty człowieka jako takiego. Do jego złożoności, zestawionej często z totalnym brakiem refleksji na jakikolwiek temat. Ale sam tekst na razie niech zostanie niespodzianką. Powiem tylko, że jak zwykle będzie spore pole do interpretacji.
Wiedziałem, że coś knujesz… Czyżbyś brał się za podpalanie humanizmu u podstaw? Człowieka, zadufanego w fakcie bycia takim homo niby sapiens?
A może chodzi o idee transhumanizmu, projekcji, symulacji? A może o to, że Thanos miał rację, hehehe…
To tęgo. Już wiem, czemu robisz lyric video. Mam nadzieję, że dotrzymasz terminu, video pojawi się i swoim tekstem zrobi ludziom srogi, żelbetonowy znak zapytania…
Nie sądzę. Co najwyżej paru osobom. Wiesz, ludzie są nastawieni na nadawanie. Nie na odbiór. Oczywiście nie wszyscy.
Nawet jedna osoba to już plus i szansa na choćby mikrozmianę. Wciąż są ludzie potrafiący słuchać…
Tak, to prawda. Ale jakoś ich mniej. A może po prostu ciężej ich namierzyć, bo nie “nadają”?
Fakt. Tyle, że z tego, co owa “potrawka drobiowa” skrzeczy, masz też kończyć epkę formacji Thea, na której są rozliczne fixy twojego autorstwa…
Są i owszem. Nie czuję się jednak upoważniony przez Jacka Hiro, by przybliżać ten temat. Nie rozmawiałem z nim, jakie konkretne plany związane są z tym projektem. I nie chce nic upalić.
Czyli ani daty wydania, ani składu, ani muzyki?
Merytorycznie temat jest domknięty. Wiemy, co będzie na tej EP. Kończy się produkcja. Na nic więcej nie mam wpływu.
Ile będzie kawałków? Mówi się o czterech utworach. Biorąc pod uwagę twoje i Jacka standardy, to może być prawie pełniak, lub półgodzinna epka. Ile w tym prawdy, a ile miejskiej legendy?
A może to będą czterdziestominutowe suity i materiał wyjdzie na dwóch płytach?
No właśnie. Kiedyś Fredrik ze znanej nam wszystkim “Maczugi” zapowiedział singielek “I”. Potem miał on być epką. Na koniec był jeden ponad dwudziestominutowy kawałek. Kto to tam wie, co muzyk sobie wymyślił?
Ja wiem, Jacek wie, jest kierownikiem i myślę, że najbezpieczniej jego pytać. Mam wpływ na oprawę elektroniczno-synthową, bo “klawiszowa” nie jest najlepszym określeniem. Mam wpływ na sound produkcji, oczywiście po konsultacji z pozostałymi członkami. Widać już koniec i niebawem na pewno poznasz wszystkie szczegóły, które cię interesują.
Fajnie. Zatem finałowe pytanie, by mrok i tajemniczość nie pochłonęły tej rozmowy oststecznie: Czemu na Sinphonicon podpisałeś się Spirit?
To ksywa, której praktycznie dzisiaj nie używam. Funkcjonowała dość mocno podczas mojej burzliwej eskapady po różnych projektach muzycznych i świecie sesji RPG, od czasów mojej szkoły średniej. Zdarzało się, że niektórzy nie wiedzieli, jak mam na imię. Po wydaniu Sinphonicon raczej nie angażowałem się muzycznie, więc i ksywa nie była mi potrzebna.
Z czegoś jednak się wzięła…
Tak, z karty magic. Znajomy powiedział, że wszyscy mają ksywy, więc dostałem talię kart magic. I szukałem… Nie przypomnę sobie teraz, to było prawie dwadzieścia lat temu, ale było to coś związanego z jakimś zaklęciem. I było tam słowo “spirit”. Tak mnie przedstawiali na sesjach i tak potem zostało.
Z tego, co mówisz, na nowym Sinphonicon raczej się już nie pojawi pozostając ciekawostka, znaną tylko z płyty “Nemesis Ablaze”…
Pewnie podpiszę się tak samo. Zresztą digital nie potrzebuje creditsów. Lyric video też planuję zrobić samodzielnie. Więc dziwne byłoby podpisać się raz tak, raz inaczej. Nie podjąłem jeszcze decyzji.
Jak się nie podpiszesz, na bank odsłucham, a swoje wrażenia i kolejną porcję emocji, związanych z Sinphonicon, ujawnię na naszych łamach. Rozmawiamy w niedzielę. Jakieś słowo / outro na poniedziałek dla czytelników Metal Revolt?
Cieszę się, że muzyka przetrwała próbę czasu, że wciąż ludzie pytają o nową, że piszą, że dociera dalej, do kolejnych ludzi… Wielkie pozdro dla wszystkich czytelników Metal Revolt! Jest mi bardzo miło, że pochyliłeś się nad siedmioletnim kotletem, hehehe… Jak to mawiają, HORNS UP!
Thilo Laschke